Uwolnij swój gniew.
Wyzwól swą złość.
Daj się porwać furii.
Niczego nie widzę, poza czerwienią, kawałkami mięsa, bielejącymi kośćmi, grymasami cierpienia, twarzy pełnych przerażenia.
Niczego nie słyszę, poza wrzaskami bólu, trzaskiem łamanych kości, chrzęstem prutej skóry, zgrzytem stali o kości, chlupotem wypadających wnętrzności.
Niczego nie czuję, poza zapachem krwi, umierającego ciała, smrodem strachu.
W dłoni mam metrowej długości ostrą jak brzytwa, ząbkowaną maczetę. Uderzam nią na oślep.
Czuję jak miękko zagłębia się w ciało. Czuję opór, kiedy trafia w kości.
W galerii handlowej jest pełno ludzi, po prostu idę przed siebie tnąc i pchając kogo popadnie.
Ludzie, jak zwierzęta tratują się w panicznej ucieczce. Kto pierwszy do wyjścia. Człowiek człowiekowi wilkiem. Nikt nikomu nie pomoże, każdy myśli tylko o sobie, każdy chce tylko przeżyć.
Krew zalewa mi twarz, ręce mam umazane posoką aż do barków. Kolejny zwierzęcy skowyt, nieludzki wrzask. Odrąbane ramie spada na posadzkę, kolejny zamach i krzyk przechodzi w bulgot, z rozciętej krtani wylewa się kałuża czerwonej, gęstej, lepkiej mazi.
Rąbię, tnę, siekam, szlachtuję.
Rozpruwam, filetuję, odcinam, szarpię, rozrywam, pruję, odrywam, płatam.
Podłoga jest śliska od krwi, ociekają nią sklepowe witryny, zbryzgane są nią wystawy.
Wszystko spływa krwią. Mam krew na skórze, na włosach, w oczach, w ustach, w nozdrzach.
Uwolniony, wyzwolony.
Wolny…