GRANICE
04 czerwca 2007, 12:27
Trzech miałem za plecami, po dwóch osaczało mnie z każdej strony, łącznie siedmiu. Siedmiu na jednego, siedmiu uzbrojonych w pałki, sztachety, noże, pięści i buty. Byłem sam, byłem bez broni, dlatego uciekałem.
Uciekałem najszybciej jak mogłem, ale nie na oślep, byle do przodu, byle dalej od oprawców. O nie, miałem plan.
Tu gdzie mieszkam ulice są granicą, między jedna a drugą dzielnicą. Zaciągnę ich na osiedle, na którym nie lubią nie tylko mnie, ale wszystkich. Przy odrobinie szczęścia nadzieję się na jakąś znudzoną ekipę, która marzy, żeby komuś dopierdolić, a zawsze lepiej dopierdolić siedmiu niż jednemu.
W samą porę, bo mięśnie nóg zaczynały mi odmawiać posłuszeństwa. Jest brygada, wyglądają odpowiednio, zakapiory, recydywa do kwadratu. Patrza na mnie wrogo.
- Co się kurwa gapicie flety nieczyszczone?!
Zwrot o 180 stopni i jeszcze szybciej z powrotem. Cała siódemeczka zebrała się do kupy, słodko. Rozumiem zaskoczenie na ich twarzach, kiedy ich mijałem biegnąc w przeciwnym kierunku. Niech się teraz pozabijają, ja mogę za następnym blokiem zwolnić i już spacerkiem wrócić do domu.
Za plecami rozbrzmiały przekleństwa i odgłosy walki…
Dodaj komentarz