O Jezu, jak mnie wszystko wkurwia.
O Jezu, ale bym komuś dojebał.
O Jezu, ale bym kogoś zabił.
Wstałem o dziewiątej, zjadłem śniadanie, umyłem twarz i zęby. Wszystko było w porządku, do czasu, kiedy chciałem zażyć swoje pigułki. Nie ma pigułek. Kurwa, najzwyczajniej wyszły. Poszły sobie, spierdoliły. Nie ma problemu, kupię po drodze na uczelnie. Kurwa uczelnia, zrobiło mi się gorzej.
Pierwsza apteka, nie ma Velafax’u. Druga apteka, nie ma Velafax’u. Trzecia apteka, nie ma Velafax’u. Czwarta apteka, nie ma Velafax’u. Kurwa, czy oni naprawdę chcą, żebym kogoś zajebał? Tak po prostu, na ulicy? Wziął w rękę kamień i rozpierdolił komuś czaszkę na środku chodnika?? Trzy głębokie oddechy, tak jak mnie psycholog instruowała. Chuja, nie pomaga! Ja chcę swoje pigułki!!
Uczelnia. Ile tu ludzi. Kurwa jak ja nie lubię tylu ludzi! Ciasno, duszno, głośno, nie słyszę swoich myśli! Dajcie mi młotek, będę zabijać, będę zabijać, będę mordować.
Znajome gęby, ale nie pamiętam ich imion. Nie ważne, gówno mnie to obchodzi. Pytają jak spędziłeś wakacje. Odpowiadam: „Zajebiście, byłem w szpitalu psychiatrycznym, coś jeszcze kurwa?!”. Wreszcie przyszła dziwka od zajęć. Nudna stara prukwa. Tylko ją w grobie położyć. Niech już sobie idzie. Godzinę jej zajęło, aż się wygadała.
Siedzę cierpliwie. Kaszlę, smarkam i chrząkam znacząco. Grupa idzie na piwo, ja idę do domu. Nie chce piwa, chce umrzeć. Życzenie śmierci na pasach, nie dzisiaj. Apteka, wchodzę bez nadziei. Gdybym miał 345zł kupiłbym w Obi piłę spalinową. Zawsze chciałem mieć takie coś. Alleluja, mają pigułki, wszystkie jakich mi trzeba! Zażywam bez przepitki.
A teraz zejdźcie mi z drogi. Idę do domu. Muszę spalić swój mózg.
To dopiero początek. Egzamin, jebać egzamin. Wkrótce stracę najlepszego przyjaciela. Ludzie przychodzą i odchodzą, brałem to pod uwagę.
Kolory czarny-biały, popraw kolory, coś nie tak z kolorami...