Archiwum maj 2004


THERE WILL BE...
Autor: postal
31 maja 2004, 13:41

LICEUM ZAWODOWE IMIENIA GEN. JOZEFA HAUKE-BOSAKA, LEKCJA FIZYKI, GODZINA 15:40

Dosyć!!
Wkuriają mnie ludzie, wkurwiaja zwierzęta, wkuriają rośliny. Wreszcie wkurwiją mnie przedmioty...

Co można powiedzieć o kimś, kto w plecaku nosi siekierę (tak na wszelki wypadek)?

Wydaje mi sie, że osuwam sie w szaleństwo, popadam w jakiś rodzaj psychozy...

MAYBE SOMEBODY CAN HELPS ME...

PTASZEK
Autor: postal
30 maja 2004, 22:35

Na poręczy mojego balkonu przysiadła maleńka, szara ptaszyna. Przekrzywiła łepek i zaświergoliła wesoło. Przestapiła z nóżki na nóżkę zatrzepotała skrzydełkami i zaśpiewała ponownie.

<BANG, BANG... BANG!!>
- Zamknij mordę pierdolony skurwielu! Łeb mi pęka!!

Cisza...
Drobne piórka tańczą w powietrzu, wirując opadają na posadzkę balkonu nieopodal małego truchełka bez główki i wiekszej części korpusu.
Cisza...

Gdzieś na dole zaszczekał pies...

WHO THE HELL ARE YOU?
Autor: postal
30 maja 2004, 00:15

Widziałem już różne rzeczy (śmierć, krew, ciała ofiar dookoła)…
Słyszałem różne opinie (pieprzony wariat, jesteś chory, powinieneś się leczyć)…
Czułem różne emocje (nienawiść, gniew, furię)…

Czy zawsze taki byłem, czy to społeczeństwo zrobiło ze mnie potwora?
Za dużo narkotyków czy za mało miłości?
Ja zabijam, czy to bóg kule nosi?

To jeszcze jestem ja czy już może ktoś inny…

FREAK
Autor: postal
25 maja 2004, 15:52

LOBOTOMIA
Autor: postal
25 maja 2004, 14:48

Częściowa restabilizacja jest mozliwa po wyeliminowaniu elementów destrukcyjnych, a szanse na przetrwanie są w znacznym stopniu zależne od zdażeń losowych...

UMIERANIE - DNO
Autor: postal
25 maja 2004, 03:10

     Zewsząd otacza mnie ciemność…
<Mężczyzna, wiek około 20-25 lat. Zapaść, stan agonalny.>
     Zdaje się tonąć w jej odmętach. Jestem już zmęczony walką o kolejny oddech, mięśnie ramion i nóg palą mnie rozdzierającym bólem. Nie mam dłużej siły walczyć z falami i przybojem miotającymi mną jak szmacianą lalką w lewo i prawo, do przodu i do tyłu, w górę i na dół. Ocean zamknął się wysoko nade mną, nie dociera tu już światło księżyca ani nawet najjaśniej święcących gwiazd. Nie widzę nawet pęcherzy powietrza uwolnionych wraz z ostatnim oddechem.
<Brak oddechu, tętno nitkowate na palec, arytmia, brak odruchu źrenicowego!>
     Tak tu cicho…
Ucichło wycie wiatru, ucichł nawet wściekły ryk fal załamujących się ponad moja głową i pienistą kaskadą wpychających mnie pod powierzchnię wody, wody czarnej jak atrament.
<Migotanie międzykomorowe!>
     Ucichło i wreszcie coraz wolniejsze, nierównomierne bicie serca.
<Tracimy go!! Resuscytacja! Zestaw do intubacji, rurka nr 5, sprowadźcie defibrylator, tylko żeby tym razem był sprawny!!>
     Coś ciemnego, dużego, o obłym kształcie przepływa tuż obok mnie ocierając się śliskim i zimnym cielskiem o moją nogę. Mimowolnie wzdrygam się na samą myśl co to mogło być.
<Konwulsje, trzymajcie go! Włóżcie mu coś między zęby!! Do jasnej cholery gdzie ten defibrylator?>
     Odpłynęło? Poszło już sobie?! Boję się otworzyć odruchowo zamkniętych oczu, chociaż doskonale wiem, że i tak niczego nie zobaczę. Nic. Powoli zaczynam się rozluźniać. Ogarnia mnie spokój, ciepłą, miękką, puchową kołdrą. Myśli znów kierują się ku rzeczom miłym, ku wspomnieniom…
<Epinefryna 200mg, założyć dojście centralne. Wentylacja, tlen 60%. 160 Juli, czysto!>
     Ból. TO wciąż tu jest!! Z ogromną siłą uderzyło mnie w pierś zostawiając palącą poszarpana ranę. Wodę wypełnia woń krwi. Wkrótce zjawią się następne!!
<Nic! 200 Juli, czysto!!>
     Wielkie niewidzące oczy, ostre jak sztylety zęby, wielkie obłe cielsko. Ból. TO jest tu!! Kolejne uderzenie wyrywa kawał ciała z mojej piersi, łamie kości, miażdży tkanki. Chce już umrzeć. Strach staje się nie do zniesienia!
<300!! Odsuńcie się, czysto! Cholerny defibrylator, co się znowu stało??>
     Następny cios, tym razem z dołu! Zaraz, przestałem opadać. Spocząłem na zimnym mulistym dnie. Tak tu ciemno, tak zimno… Tak cicho…
<Atropina 300, adrenalina dosercowo! Przyślijcie drugi zestaw reanimacyjny!>
     Leżę na prawym boku. Przyciskam policzek do zimnej poduszki. Myśli przestają krążyć, gasną jedna po drugiej. Już nie czuje bólu, nie czuję niewysłowionego strachu, który jeszcze przed chwilą wdzierał się do najgłębszych zakamarków mojego jestestwa. Już nic mi nie zrobią. Nic mi nie grozi…
<To bez sensu. Czas zgonu 23:13. Przyczyny niech ustali patolog. Ktoś ma ochotę na pączka i kawę?>


Czy ktoś tu jest? Jest tu kto? Halo!!
Nie, nie... Nieeeeeeee!!!

SMIERC I ZALOBA
Autor: postal
25 maja 2004, 01:34

     Smierć może zdarzyć się w każdym czasie, w każdym momencie każdego dnia i o każdej poże życia, a kiedy się stanie osobiście spotkasz stwórcę, staniesz z nim twarz w twarz...

     Postrzegamy świat w zależności od tego czym jesteśmy. Dla dziur i sera, ser jest wszechświatem. Dla robaków w zwłokach, zwłoki są kosmosem. Więc jak my możemy być tacy pewni, że poznaliśmy mechanizmy jego działania? Tylko dlatego, iż mamy teleskopy, mikroskopy i potrafimy rozszczepić atom? Na pewno nie... Nauka jest tylko zorganizowanym systemem wróżbictwa. Jest więcej rzeczy na niebie i ziemi niż śniło sie to naszym filozofom. Co wiemy o Początku? Czy wiemy co było przed Początkiem? Obawiam sie, że najpierw musielibysmy wiedziec co było na Poczatku, żeby wiedzieć co było przed nim...

I'M ALIVE!! AGAIN...
Autor: postal
21 maja 2004, 21:37

Kurwa, jednak się obudziłem...

A niech to diabli. Sprubuje z większą dawką...

GAME OVER
Autor: postal
21 maja 2004, 00:34

 

FUCK YOU EVERYBODY, GOOD NIGHT!!

EDGE
Autor: postal
18 maja 2004, 22:06

Po raz trzeci wszedłem w rozgrywkę, której wygrać nie można...
Tym razem postawiłem wszystko...

Życie przelatuje mi przez palce...
Straciłem kontrolę.
Moje wybory nie są już świadome, coś mną steruje.
Działam wbrew swej woli, nie mogę przeciwstawić się biegowi wypadków.
Bezsilność...

Z przedziwnym spokojem przyglądam się swojemu upadkowi - jakby nie dotyczyło to mnie ale kogoś innego.
Kogoś innego...

Codzień pęka kolejna linka łącząca mnie z rzeczywistością.
Pozostaje mi tylko odliczać dni do końca. Wiem, że to już niedługo.
Wymazuje przeszłość, niszcze wspomnienia.

Nie moge jeść, nie mogę spać...
Co noc przez nos otrzymuje moc.

Jeszcze jeden zombie.
Jeszcze jeden umarły za życia...

NA KRAWEDZI CHAOSU
Autor: postal
12 maja 2004, 16:53

Doświadcza ich każdy bez względu na wiek, płeć, status społeczny, osobiste wybory, wyznawane wartości, czy odporność psychiczną. Są częścią życia, a nawet można powiedzieć, że życie bez nich byłoby niemożliwe, ponieważ niemożliwy jest rozwój bez stresu, popełnionych błędów i trudności.

Według księdza Józefa Makselona kryzys jest „stanem psychicznym wyrastającym ze stresu i oznacza reakcję jednostki na pewne wydarzenia postrzegane jako trudne, co powoduje odczucie beznadziejności i niezdolność do ich przezwyciężenia przy pomocy dotąd znanych metod”.

Kryzys należy traktować jako punkt zwrotny w rozwoju człowieka lub przynajmniej szansę dokonania etycznych korekt i wejścia na wyższy poziom funkcjonowania.

Bywa jednak i tak, że następuje załamanie wobec którego czujemy się bezradni i pokonani, a które dotyka nas tak dotkliwie, że nie potrafimy dalej funkcjonować na dotychczasowym, normalnym dla nas poziomie…

Osoba przechodząca kryzys na skutek zmian w psychice nie radzi sobie z problemami życia…

Żyjemy na krawędzi chaosu…

Wybitni psychiatrzy twierdzą, że każdy z nas nosi w sobie ziarnko schizofrenii, które przez całe życie może pozostać w uśpieniu. Może jednak szybko wykiełkować jeżeli zaistnieją sprzyjające temu okoliczności.

W miarę zbliżania się do krawędzi chaosu drobne niepowodzenia pociągają za sobą następne o coraz większym natężeniu. Efekt domina może doprowadzić do zachwiania całej organizacji, spychając nas w przepaść.

HE IS COMING... I CAN HEAR HIS VOICE
Autor: postal
09 maja 2004, 21:56

Witaj...

 

Kim jesteś?

Jesteś głodny?

Czekałem na Ciebie...

Czego ode mnie chcesz?

Dlaczego ja?

To boli...

Kim jestem?

Nie ma innego sposobu?

 

Niech wiec sie stanie...

POCZEKALNIA
Autor: postal
09 maja 2004, 18:08

- Hamburger Maxi i kawa. To będzie sześć złotych.

     Sięgnąłem do kieszeni, ale zamiast portfela wyciągnąłem tylko złamanego papierosa i kupkę wilgotnego tytoniu. Skrzywiłem się nieznacznie, wsadziłem ponownie znalezisko do kieszeni i sięgnąłem do następnej.

- Przyjmujecie karty płatnicze?

     Kobieta nie zrozumiała dowcipu. Ciągle trzymała w wyciągniętej ręce zamówionego hamburgera i beznamiętnie wpatrywała się we mnie. Wreszcie wymacałem kilka pogniecionych banknotów, wybrałem ten o najmniejszym nominale i rzuciłem go na ladę kontuaru.

- Za resztę kup sobie maszynkę do golenia, bo te wąsy nie pasują ci do cycków… -sarknąłem odwracając się na pięcie i kierując w stronę wyjścia.

     Z wysiłkiem przełknąłem pierwszy kęs kanapki, ugryzłem jeszcze parę razy i resztę wyrzuciłem do mijanego właśnie kubła.

 

Był wstrętny.

 

     „Zabić kurwę” pomyślałem, ale szybko się uspokoiłem. Nie byłem w nastroju do zabawy. Wróciłem na zajmowaną wcześniej ławkę i pociągnąłem solidny łyk kawy. Trochę mnie zdziwiło, że smakowała całkiem przyzwoicie, ale przecież to kawa z ekspresu.

- Więc do kogo pan przyszedł?

- Słucham? –gwałtownie wstałem przewracając prawie opróżniony plastikowy kubek.

- Już można zacząć odwiedziny...

TICAL
Autor: postal
08 maja 2004, 19:25

NA KOŃCU TUNELU WIDZĘ ŚWIATŁO NADZEJI