Drzwi do komnaty audiencyjnej otwarły się z łoskotem na oścież, łamiąc zawiasy i zrywając królewskie ornamenty ze ściany. Do środka wpadł osmalony człowiek o aparycji prostego chłopa, otoczony kordonem ciężkozbrojnych, którzy to nieprzywykli do technologii i etykiety wyłamali drzwi miast mocować się z klamkami. Królewscy halabardnicy stali z rozdziawionymi gębami, nie wiedząc co począć.
- Panie, Panie mój Miłościwy! – Wycharczał wieśniak i padł martwy.
- Cóż się wydarzyło w królestwie moim, że w tak rażący sposób poniechano ceremonii audiencyjnej? Pytam się ja! Co? Mówże chłopie!
- Panie, biedaczysko wyzionął ducha… Pewno ze zgryzoty wielkiej, której prosty umysł pojąć nie zdołał. – Rzekł zafrasowanym głosem oficer nie podnosząc się z kolan, ni odrywając oczu od podłogi.
- Może wy bardziej oświeceni przedłożycie mi ów problem nie zaśmiecając kretońskiej mozaiki swoim truchłem? Cóż się takiego stać mogło, że trza było drzwi dreceńskie wywalać z framug? Robione na moje zamówienie przez rzemieślnika, któremu kazałem dłonie obciąć i oczy wyłupić, coby piękniejszych nigdy nie stworzył, płacąc mu uprzednio horrendalną sumę w złocie!
- Jaśnie Oświecony Królu, Władco Północy, Ten Który Zjednoczył Ludy Pod…
- Do rzeczy! Nie silcie się teraz na konwenanse, nic drzwi mi nie przywróci. – Jęknął boleśnie król.
- Nad jedną z wschodnich wiosek niebo się otwarło! – Oznajmił z nabożnym lękiem zbrojny.
- I cóż z tego?? Cóż z tego ja się pytam!
- Niebo się otwarło i wyrzygało straszliwe okropności, wieś utracona, dziura w ziemi się po chałupach i zagrodach ostała.
- Wieśniacy?
- Szczęśliwie większość poza starcami, niedołęgami i dzieciarnią w polu byli, jednego przywlekliśmy, ale skonał nie zaznając ukojenia.
- Nie dobrze, odbudować trza będzie… - Mruknął władca powstając z rzeźbionego cudnie tronu, chyba także dreceńskiej roboty Żołnierze spojrzeli po sobie skonfundowani, ale nie śmieli nic wtrącić, coby władcy z zamyślenia nie wyrwać. – A okropności, o których mi tu prawdzie, widział je który? Co one za jedne?
- Nie widzieliśmy Miłościwy Panie, zanim ów parobek do nas przybył zapadły się w ziemię chyba, bo na miejscu nic nie zastaliśmy poza rzeczoną dziurą w ziemi i motłochem przerażonym, zebranym nad krawędzią.
- Nic to. Nakazuję obsadzić teren wokół wojskiem, wieśniaków wyrżnąć, bo mogą zarazę jakąś roznieść. Przypadek taki jak wół w kronikach stoi, mój pradziad z podobnym zjawiskiem musiał wojować… Taak… - Rozkazał król zacierając ręce. Zadowolony chyba, że udało mu się problem ocalałych wieśniaków rozwikłać.