Najnowsze wpisy


BULLETS EVERYWHERE
Autor: postal
Tagi: wszyscy strzelaja  
12 lutego 2012, 15:34

Kula wpadła przez moje okno i rozwaliła zegar.
Wybiegłem przed dom i prawie dostałem postrzał.
Wyznawcy Allaha strzelali do wszystkich na ulicy.
Dołączyłem do akcji i wypaliłem ze swojego sprzętu.
Tec-9 automatic prosty i skuteczny. Zastrzeliłem 2 kolesi z sąsiedztwa i lokalnego ćpuna.
Musiałem przeładować, kiedy nagle coś wybuchło. Ciała i krwawe ślady pokryły ulicę.
Zadzwoniłem po policję. Przyjechali na sygnale.
Zaparkowali na moim podjeździe, zobaczyli mnie i otworzyli ogień.
Ledwie uciekłem, nie spodziewałem się tego. Gdziekolwiek nie spojrzę, widzę ludzi z bronią.
Wszyscy biegają i strzelają do siebie.
Twój ojciec, matka, brat, żona, każdy skurwiel. Spluwy plują ogniem, pociski świszczą w powietrzu.
Trafiłem jakąś dziwkę w otwór w uchu. To chyba jakaś klątwa. Starsze panie strzelają się w kościele z księdzem. Dostał dwa razy w nogę, ale tylko się śmieje.
Pierdolę, jeśli to Armageddon ja go przeżyję.
Czterdziestka-piątka, 2 magazynki i dwulufowy Mosberg, ktoś dostał ode mnie śrutem w klatkę piersiową.
Wszyscy są uzbrojeni, mają intencje skrzywdzić kogoś, rykoszety gwiżdżą dookoła.
Ktoś uderzył mnie glinianym pelikanem w plecy. Dzieciak z przekrwionymi oczami - najwyżej dziesięciolatek, w odpowiedzi wystrzeliłem mu z obu luf prosto w twarz.
Uliczne światła zgasły, zrobiło się ciemno, słyszę tylko wystrzały.
Znam tych ludzi! Dwaj robotnicy, którzy pracowali razem – jak tylko załadowali broń wypalili w siebie nawzajem.
Zwątpiłem we wszystkich, cały czas się przemieszczam, jestem ranny, schowałem się w wiacie na narzędzia na końcu ulicy.
Noc robi się cicha wraz z upływem czasu. Coraz mniej ludzi zostało przy życiu.
Poczekam aż nie zostanie nikt.

SHADOWLAND OPEN
Autor: postal
Tagi: kraina cieni  
13 stycznia 2012, 12:05

Miłość czyni człowieka słabym, podatnym na ataki.
Rodzina staje się najsłabszym ogniwem.
Samemu nie da się osiągnąć pełni szczęścia, ale po co ryzykować.
Ryzyko jest minimalne, ale wciąż, po co ryzykować?

Pole grawitacyjne czarnej dziury, która otworzyła się gdzieś w pobliżu jest tak silne.
Kraina Cieni wciąga mnie, porywa, hipnotyzuje.
We livin’ in darkness, we souless and heartless and wearing a monster. Somebody hear me, somebody help me.
Niektórzy z nas boją się śmierci, wierzą, że kiedy umrą zostaną zamknięci w ciemnym pokoju, sami, nadzy i krwawiący. W tym pokoju nie ma drzwi, ani okien.
IKARUS
Autor: postal
Tagi: autobusy  
09 stycznia 2012, 21:33

 

Dzisiaj nie dotarłem do pracy.
Jestem wkurwiony.
Kilka samochodów w przód pierdolnęły się dwa autobusy - trasowy i widoczny na załączonym obrazku Ikarus komunikacji miejskiej.
Kompletnie zatarasowały drogę i ukrzyżowały moje plany na spędzenie dnia.
Nauczyli by się jeździć. Najłatwiej zwalić winę na rozlaną na drodze oleistą ciecz.

 

Jak tu nie być wkurwionym?
Na szczęście szef przyjął martwe ciała na drodze, jako usprawiedliwienie. Dość cienkie, bo mogłem po nich przejechać, ale zawsze.

WIADRO AMUNICJI
Autor: postal
Tagi: alot of ammo  
08 stycznia 2012, 16:03

 

     Nie mam w życiu szczęścia. Stop, wróć, to sobie wyedytuj. Nie mam szczęścia do gier losowych.


     W życiu jadę na farcie jak surfer na fali. Na każdym kroku jakaś potężna, niewidzialna siła, którą od niedawna nazywam Allahem, popycha mnie, pociąga we właściwym kierunku, czasami rzuci na glebę, aby uniknąć niebezpieczeństwa. Czasem poderwie w górę, miotnie na prawo bądź w lewo.

 

Nigdy niczego nie wygrałem. Aż do wczoraj.
 
     Żeby się odmulić, bo nic tak nie zamula, jak powtarzający się co dzień rytuał chodzenia do pracy, zarabiania pieniędzy, żona zabrała mnie na strzelnicę. Szybko wykorzystaliśmy skromne, dostępne środki i już mieliśmy wychodzić, kiedy instruktor (pełniący również funkcję skarbnika, ciecia, sprzątaczki oraz odźwiernego) zagadnął mnie o moją tożsamość. Okazało się, że wygrałem jedną z głównych nagród w Noworocznym losowaniu posiadaczy kart klienta.
     Tak wiec wygrałem wiaderko amunicji… Tyle pieprzonych naboi, że strzelanie obrzydło mi na kilka miesięcy. Za swoje pieniądze celebruję każdy wystrzał. Tym razem wywaliłem cały magazynek z AKM’u w 10 sekund. Orgazm się nie umywa. Opanowanie odrzutu to wysiłek większy niż sądziłem. Krew uderzyła mi do głowy i aż się zasapałem. Dymiące lufy to nie wymysł Hollywood’u. Bez kompensatora odrzutu już pewnie trzeci pocisk poszedłby w sufit.
Przez 10 cudownych sekund strzelnica była moja. Wszystko zamarło w bezruchu. Głos instruktora tłumaczącego tępej blondynce gdzie należy kierować wylot lufy, po tym jak gorąca łuska wpadła jej w dekolt, zawisł w próżni.
 
 
Klak-klak-klak-klak-klak-kla-klak-klak-klak-klak. Klik.
NEW YEAR
Autor: postal
Tagi: nowy chujowy rok  
03 stycznia 2012, 16:12

     Nowy rok zaczął się dla mnie okropnie. Nafaszerowany antypsychotykami przespałem Sylwestra, wcześniej obraziwszy się śmiertelnie na współmałżonka.
     Śmiertelne ów obrażenie przeszło mi nazajutrz rano. Dzień spędziłem na lekturze piętrzącego się na stole stosu zaległych gazet. Czytałem o rozbojach, pobiciach, gwałtach, napadach, torturach, prześladowaniach, wpadkach polskiego wywiadu, porażkach polskich służb specjalnych, najnowszych wyczynach posłów i pomysłach polskiego rządu.
     Utwierdziłem się w przekonaniu, że Polska jest żałosna a Polskość to obciach i powód do głębokiego wstydu. Utwierdziłem się również w przekonaniu, że ludzkość ze swoim całym okrucieństwem jest zła i zepsuta do szpiku kości, każdy człowiek zasługuje na rzucenie na kolana i strzał w podstawę czaszki z amunicji o dużej masie i niskiej prędkości początkowej.
     Niektórym może się wydać dziwne, że przemoc, tortury, czy wszelkie okrucieństwo postrzegam jako coś bardzo złego, natomiast pozbawioną cierpienia, natychmiastową eksterminację jako coś dobrego. Brzydzę się przemocą, ale w potylicę strzeliłbym każdemu (no może oprócz najbliższej rodziny i dawnych przyjaciół). Cóż jestem borderline i tak właśnie uważam.
     Ze szczerym smutkiem wspomniałem śmierć mojego ulubionego dyktatora Kim Jong Ila, w którym widziałem nadzieję na szybką i bezbolesną, atomową zagładę Świata. Jego syn to wyrośnięta ciota, więc jedyna nadzieja w duchowym przywódcy Iranu. Ażeby zdobył upragnioną technologię do wymazania Izraela z mapy świata i najlepiej całej reszty też, tak przy okazji. Z nieśmiałą nadzieją spoglądam na Chiny.
     Następnego dnia zepsuł mi się samochód. Mój ledwie roczny, zadbany i dopieszczony, wytwór niemieckiej inżynierii. Skurwysyn zwyczajnie się zjebał. Konkretnie to spaliła się żarówka w czołowej lampie po stronie kierownicy. Niby nic wielkiego? Zwyczajna drobnostka? Pierdoleni naziści upchali tyle elektronicznego gówna pod maską, że zwyczajnie nie zostało miejsca na to, żeby włożyć tam rękę celem wymiany tej powszechnie dostępnej części. W serwisie hitlerowcy życzą sobie 65PLN plus wywindowany koszt H7 za wymianę. Jeśli wierzyć forom dyskusyjnym to dostają się do reflektorów od spodu, korzystając z podnośnika lub też demontując najpierw zderzak, celem wyjęcia całej lampy. Zawziąłem się w sobie i nie zważając na ból, wepchnąłem dłoń w 2 centymetrową szczelinę, zdzierając dobie skórę z połowy palca. Dałem radę bez użycia łomu i młotka, które na wszelki wypadek, gdyby jednak nie dało rady, wziąłem z sobą.
     Dzisiaj natomiast jest ostatni dzień mojego urlopu. Jutro muszę na całe 2 dni wrócić do pracy. Do gięcia na zimno i prasowania blachy służącej do produkcji armii terminatorów (jeden z naszych produktów nazywa się T-53, inny T-63) na razie służących ludzkości do recyklingu aluminium.

LURKER, WATCHER
Autor: postal
Tagi: watcher  
18 grudnia 2011, 19:55

     Dziś weteran marines, który służył jako strzelec wyborowy, postrzelił i zabił 10 niczego niespodziewających się osób na campusie uniwersytetu, po czym został schwytany półtorej godziny później przez jednostkę specjalną policji.
     Snajper zaczął strzelać z pokładu widokowego 27 piętrowej wierzy obserwacyjnej należącej do uniwersytetu. Ofiary przebywały w zachodniej i południowej części campusu. Zostały zabite precyzyjnymi strzałami z wielkokalibrowego karabinu wyborowego, zabezpieczonego przy snajperze.

 

     Skołowany idę przez trawnik, mijam żywych zombie, mam na stopach skórzane czarne buty, nadają się do dżungli, nadają się na pustynię, mają wiele zastosowań. W torbie niosę dużo amunicji, twarz pokrywa farba maskująca.
     Barykaduję drzwi, zabezpieczam swoje stanowisko. Jestem na szczycie, widzę stąd cały świat. Serce wali w mojej piersi, kiedy przeżywam swój senny koszmar. 
     Sprawdzam odległość, wiatr. Kilka regulacji i w końcu biorę cel – mężczyzna bawiący się komórką. Rozwalam mu głowę. Stojąca nieopodal parka zaczyna uciekać, ona się potyka, on biegnie dalej sam, jakby wcale nie zauważył. Posyłam pocisk w jego głowę, pada bez życia na kolana, żona dopada jego ciała próbuje wyciągnąć kluczyki od samochodu. Zombie zauważyli zakochaną parkę, zaczynają się rozbiegać we wszystkie strony, mierzę w ich plecy. Kim są? To nie ma znaczenia. Gdzieś tam na górze jest psychopata, kiedy znajdą się w zasięgu dostają w głowę.
     Postrzeliłem tłustą kobietę w tyłek, zdjąłem pełzające po trawie dziecko, tatuś przy huśtawce dostał w oko, przez soczewkę swoich okularów. Na drugim planie facet w rządowym garniturze, służył w secret service, teraz trzyma się za tryskającą krwią szyję, krzyczy, że nie zasłużył na to.
     Wieża jest zbyt wysoka, strzelam z góry. Moja głowa to metalowy bojler, gotują się w niej myśli, wymieszane z gwoździami i stalowymi śrubami, ciśnienie wzrasta.
     Patrzę przez lunetę i widzę wroga – cały świat. Nigdy nie był moim przyjacielem, nigdy nie udawał, że jest. Walczyłem dla mojego kraju w dwóch wojnach, teraz zostawił mnie chorego, biednego, z uszkodzonym odłamkiem mózgiem i bezużytecznym fiutem. Tak więc przeładowuję, palec na spuście drętwieje od ciągłego ściskania, jestem poza kontrolą.
     Teraz patrz - paf, paf, paf! Trzy fragi, trzej chłopscy z drużyny uniwersytetu leżą rzędem płasko na plecach. Jakaś pani próbująca chować się za ciałem grubego faceta – jedna kula prosto w oko.
     To jak walka z Aborygenami, tylko że ja nie przyjmuje żadnych rozkazów. 200 jardów poniżej, sam oznaczam i wybieram cele. Strzelec wyborowy, snajper, wojskowa precyzja.
     Ustawiają reflektory punktowe, próbują pozbawić mnie widoczności.
     Oczy w mojej czaszce poruszają się we wszystkie strony, to już kwestia minut, jestem właściwie martwy. Teraz rozciągają taśmy. Myślą, że są poza moim zasięgiem, uspokajam się, zastygam, posyłam kilka kulek. Stroboskopowe światła, po prostu czekam, nie wpadam w panikę. Moją jedyną umiejętnością jest zabijanie i mam z sobą półautomatyczny karabin.
     Pot ścieka mi po skroniach, krwawię z lewego ucha. Kule rozsadzają cegły wokół mojej głowy, pociski przeczesują mi włosy. 
     Biorę kolejny cel, moje strzały nigdy nie pudłują, rozwalam te kaczki. Teraz jeden, który wyskoczył z ciężarówki S.W.A.T.
     Widzę jakąś nagłą aktywność wroga, wzbudzam chaos w jego szeregach.

 

Bah! Moje życie kończy się w jasnym rozbłysku.

POSTAL
Autor: postal
Tagi: postal  
14 grudnia 2011, 17:51

POSTAL się zestarzał, POSTAL się skończył.

POSTAL się zdezaktualizował.

 

Kiedyś jego radosną twórczość nastolatka komentowała rzesza przygłupich dzieci neostrady. Blog zamieniał się w forum dyskusyjne, na którym produkowały się pokrzywione dzieci z całego kraju.

Została garstka fanów, do tego… bleee – kobiety!

I ten niepokojący licznik „like’ów” Facebook’a i „fajnięć” Naszej-Klasy. Co ma piernik do wiatraka.

 

POSTAL przeszedł od Hitchcock’a blogów do opisów rzeczywistości i stracił wiodącą pozycję w wyszukiwarce Google’a.

 

POSTAL chce być znowu sławny.

Komentowany, znieważany, pomawiany, straszony więzieniem, prokuraturą, sądami.

 

Skąd wziąć wenę do mordowania ludzi na papierze?

 

 

Pozdrowienia dla fanek prawdziwego życia POSTALA.

MY HOUSE 2
Autor: postal
Tagi: moj dom  
12 grudnia 2011, 18:48

     Drzwi zatrzasnęły się za nimi. Światło błyskawicy przesączające się przez deski ukazało ich oczom
postać, na oko 2 metrowego wzrostu. Twarz skrywała biało-czarna maska, komponująca się z dresem
w tych samych barwach. „Witajcie dzieci” wyszeptał.
     Kolejna błyskawica rozświetliła izbę. Ściany i podłoga pokryte były zakrzepłą krwią.
Świeża skapywała z sufitu po rozwieszonych ludzkich szczątkach. Część z nich podłączona była
do mechanicznych urządzeń powodujących, że drżały i podrygiwały konwulsyjnie. Oczy przewracały się w stymulowanych elektrycznie, pozbawionych ciała, głowach. Po przeciwnej stronie pokoju stała wielka maszyna,
zdająca się być podłączona za pomocą kabli i łańcuchów do wszystkich ciał. Wyglądała jak relikt
okropnego koszmaru, który mógł zrodzić się tylko w umyśle kompletnego szaleńca.
„NIE MA MOWY!! WYNOSZĘ SIĘ STĄD!!” Mike zareagował pierwszy, łapiąc i szarpiąc za okrągłą gałkę
klamki. Drzwi były zamknięte na głucho i nie miały zamiaru ustąpić, jakby jakiś wielki bóg trzymał je w miejscu.

„NIGDZIE NIE PÓJDZIECIE!!” zaskrzeczał ochryple nieznajomy. „WITAJCIE W MOIM DOMU!”.

MY HOUSE 1
Autor: postal
Tagi: moj dom  
07 grudnia 2011, 19:40

 

     Deszcz potwornie zacinał, uparcie starając się zamieść ich z drogi, podczas kiedy przemierzali swoje niewielkie miasteczko w poszukiwaniu zabawy, a przynajmniej suchego miejsca, gdzie można by się ogrzać.
     Kilka minut wcześniej znaleźli sponiewieraną i zamokniętą ulotkę zapraszającą na całonocną halloweenową zabawę. „Kostiumy i maski wymagane!” głosił napis zamieszczony w centralnej części broszury.
„Spójrzcie, znaleźliście się na pieprzonej Ulicy Wiązów!” Jay krzyknął spod kaptura czarnej bluzy Twiztid, pokazując palcem zardzewiały znak. „To jest chore, powinniśmy to zabrać z sobą  na imprezę!” powiedziała Lisa. Marihuanowy dymek unosił się z jej rozchylonych w krzywym uśmiechu ust. Rebeca cofnęła się o parę kroków, jak zawsze, kiedy zamierzała skrytykować kumpli w swoim zalatującym duńskim angielskim. „Ludzie dlaczego wy zawsze musicie kraść wszystko, co się wam spodoba? Nie mam ochoty być dzisiaj zgarnięta przez policję!” wrzasnęła, kiedy chłopcy wzięli się za wyrywanie z ziemi znaku.
„WROOOOM!!”. Nagle wśród przyjaciół zapanowała cisza, zmieszani zaczęli uważnie rozglądać się wokół, kiedy rozległ się dźwięk przypominający odległe, wojenne zawołanie, budzącej się ze snu starożytnej morskiej istoty.
„Co ty było do kurwy nędzy?!” zaczął Mike trzęsąc się i jąkając. Wielkie krople deszczu uderzały w jego twarz zmuszając go do ciągłego mrugania powiekami, co nadawało mu bardziej komicznego niż przerażonego wyrazu. „Dochodzi stamtąd. Chodźmy to sprawdzić!”. Zarządził Jay.
     Z nieznanej sobie przyczyny wszyscy bez wyjątku ruszyli w kierunku stojącego w oddali domu. Zupełnie jakby jakaś niewidzialna boska siła ciągnęła ich ku ponuremu przeznaczeniu.
Mike schylił się po leżącą na chodniku ulotkę, czarny tusz pokrył jego rękę. „666 THOMPSON STREET” wymamrotał wpychając kartkę do kieszeni, nie odrywając wzroku od zabitego deskami domu, majaczącego w strugach deszczu, dokładnie na wprost niego. „Myślę, że…” zanim zdążył wyrazić pogląd, że może jednak powinni zawrócić, reszta pokonała już połowę drogi przez zapuszczony trawnik.
„Więc to ma być to miejsce?” zapytał Jay.
„Jest napisane 666, zupełnie jak na ulotce. To musi być tu.” odparł Mike.
„W życiu tam nie wejdę! Poczekam sobie tu na was, pieprzę to!” jęknęła Rebeca.
„Przestańcie być takimi cipkami! Jesteśmy na miejscu.” krzyknął Jay.
    

     Drzwi otwarły się powoli z przeciągłym zgrzytem. Ich żywoty dobiegały końca.

DROGA EKSPRESOWA
Autor: postal
Tagi: jazda  
05 grudnia 2011, 21:13

  

   W kraju susza, rzeki wysychają, plony nie wschodzą, niektóre regiony nie widziały deszczu od pół roku.
     A ja zapierdalam ze starego domu, do nowego, w najgorsze oberwanie chmury, jakie można sobie wyobrazić. Wycieraczki nie nadążają ze zgarnianiem wody, szyby parują mimo chodzącej na full klimatyzacji. Ciemno, latarnie nie świecą, wokół remonty, przebudowy, co chwila zwężenie pasa, prowizorycznie zorganizowane ronda na środku jebanej ekspresówki. Widmowe, na wpół zburzone, albo może wybudowane wiadukty. Nic nie widać, ruch wycieraczek, widać… coś widać. Lampy wsteczne jadącej (zapierdalającej ponad setkę) przede mną ciężarówki. Jest dobrze, jakby coś zdmuchnie wszystko, cokolwiek co znajdzie się na moim pasie, ale czy ABS zdąży mnie zatrzymać, czy zatrzyma mnie gruba poprzeczna belka zawieszona nad bryzgającymi mi błotem w szybę monstrualnymi, bliźniaczymi oponami. Z głośników Q-Strange ostrzega, żeby nigdy nie zabierać autostopowiczów. Mi to nie grozi, nawet jeśli tu byli to już dawno utonęli. Nic nie widzę. Nagle błysk bieli tuż przed maską mojego samochodu. Mimowolnie uchylam się przed papierowym kubkiem po kawie z McDonaldsa, którą kierowca wywrotki najwyraźniej dopił, albo zwyczajnie wystygła i straciła smak. Jest dobrze, ciągle tam jest, ciągle toruje drogę. Muszę tylko wypatrywać jarzących się czerwienią świateł – znaku, że postanowił zwolnić. Coś niesamowitego, z potwornym rykiem przemknęła obok cysterna. Minęła mnie i rozpłynęła się w strugach deszczu. Uśmiecham się do siebie. Pewnie dopadł go road rage, stan w którym już cię nie obchodzi. Jedziesz od tylu godzin, że wszystko ci jedno, czy koniec podróży będzie u celu, czy gdzieś na poboczu, z roztrzaskaną czaszką opartą o zdeformowane koło kierownicy. Stan doskonale znany wszystkim zawodowym kierowcom, dobrze znany mi, kiedy zmierzałem gdzieś na koniec świata z transportem mebli, na kokainowym haju. Zaczynam odpływać myślami w przeszłość. Wspominam wielkiego jebanego zwierza, którego rozjechałem gdzieś w Beskidzie Śląskim. Gdybym oznaczał zdobyte trofea, na lewym nadkolu byłyby piktogramy przedstawiające gołębia, dwa koty i tego borsuka. Ilu spośród was przejechało borsuka? Ilu spośród waszych znajomych rozjechało borsuka? Nie psa, borsuka właśnie. Borsuka. Ciekawe jak to jest potrącić człowieka. Uderzony wylatuje do przodu, czy najpierw z dźwięcznym stukiem wali głową o maskę? Ile jest za to punktów? Chyba mniej niż za borsuka. Borsuki są dużo rzadsze. A ja musiałem rozwalić zderzak służbowego auta właśnie o niego.


     Mój zjazd. Ciężarówka znikła, deszcz przeszedł w mżawkę…

AGNIESZKA? JAKA KURWA AGNIESZKA?!
Autor: postal
Tagi: agnieszka  
21 listopada 2011, 18:54

     Pamiętacie Agnieszkę? Tę, w której się tak nieszczęśliwie zakochałem, morze łez wylałem, tyle nocy nie przespałem, parafrazę mojego nieszczęścia i upokorzenia?
     Otóż już dawno przeszło mi zupełnie. Jeszcze przez jakiś czas po jej zamążpójściu, i moim ślubie utrzymywaliśmy koleżeńskie kontakty, od około pół roku nie rozmawialiśmy w ogóle.
     Zapomniałem jak wygląda, zapomniałem o jej zaletach, wadach, urodzinach. Ona niespodziewanie przypomniała sobie o moich. Z lekkim poślizgiem.
     Oto transkrypcja naszej krótkiej, acz zabawnej konwersacji.


Bak 18:39:39
wszystkiego najlepszego z okazji ubieglo srodowych urodzin

fox666 18:39:57
:-

fox666 18:40:04
troche po czasie

Bak 18:40:22
zawsze lepiej niz wcale

fox666 18:40:36
bardzo dobra wredna uwaga

Bak 18:41:03
nie mam twojego nr tel, a nie zawsze mam dostep do netu

fox666 18:41:17
spoko

fox666 18:41:31
dziekuje

Bak 18:41:40
nie ma za co

fox666 18:41:46
tez prawda

Bak 18:42:09
bardzo dobra wredna uwaga

fox666 18:42:14
:-)
 
Nie tracę czasu na znajomości, które nie mogą mi się na nic przydać...
ZMIANY, ZMIANY, ZMIANY
Autor: postal
Tagi: changes  
17 listopada 2011, 21:29


     Zmiana miejsca zamieszkania, zmiana regionu, zmiana krajobrazu, zmiana powietrza, zmiana otoczenia, zmiana strefy, zmiana regionu, zmiana rejonu, zmiana NFZ’u. Zmiana lekarza rodzinnego, zmiana psychiatry, zmiana psychotropków.
     Ostro, gwałtownie, radykalnie, o 180 stopni.
Koniec radosnych, rozweselających dopalaczy w stylu paroksetyny, po których biegam po ścianach jak Trinity w Matrixie, czytam ludziom w myślach i wypluwam 600 słów i kieliszek śliny na minutę.
     Dostałem lek, którym dziwnym trafem leczy się też schizofrenię. A może głównie schizofrenię. Depresyjnego maniaka przy okazji.
Początki były trudne, ciężkie zaprawdę.
Intensywne, ciekawe. Halucynacje, omamy, sny, koszmary >>On tu ma małe piekło<<.

„Jak się pan teraz czuje?”
„Jak ja się czuję? Czuję się... Płasko”.
Euforia, dół, euforia, dół.. Euforia, euforia, dół, dół, dół.
Nie ma teraz. Więcej już, już więcej, amplitudy. Minęły dwa tygodnie, czuję się płaski jak naleśnik.
POSTAL został zasymilowany, wchłonięty. Zintegrowany.

Mam po tym gównie być normalny.
Tak czują się normalni ludzie? No to ja przepraszam, ale pierdolę bycie normalnym.
     Nie zabijam ludzi, ale stałem się chamski, wredny i opryskliwy. Nie od święta, na codzień, o każdej porze, zawsze.

     Jak dr House, tylko w mniej wysublimowany sposób. Z urokiem nie mający nic wspólnego.
I LEARN TO BE OKAY WITH "FUCK YOU, FUCK...
Autor: postal
Tagi: fuck you  
12 listopada 2011, 11:59

 


Zadzwoniłem po taksówkę, kazali żreć gówno.

Poszedłem na przystanek, autobus chciał mnie przejechać.

Pomyślałem, że może jednak bezpieczniej się przejść, pogryzł mnie pies sąsiada, dwa razy pobili kibole lokalnych klubów.

W pracy dowiedziałem się, że zostałem zwolniony. Chuj z tym.

Dopiero zacząłem ten pieprzony dzień, a już jestem zmęczony.

Chciałem wziąć telefon od jakiejś laski, nasłała na mnie swojego alfonsa.

Zaczepił mnie żebrak, dałem mu złotówkę, a on napluł mi w twarz.

 

Właściwie nie mam nic przeciwko.

JA KIEROWCA
Autor: postal
Tagi: i driver  
17 września 2011, 15:27

Znowu w siodle.

Zostałem kierowcą w firmie telekomunikacyjnej. Citroen Berlingo Multispace 2011, full opcja.

Brzmi pięknie?

Gówno, jestem murzynem rozwożącym monterów po skrzynkach gdzieś na krańcu świata, gdzie prąd w kablach zawraca, ale nie wraca, gdzie tubylcy nie znają dobrych manier i podstawowych zasad higieny.

Jak zarobię 1100PLN za użeranie się z technikami i baczenie, ażeby nie uszkodzić samochodu wartego 80 tysięcy, jeżdżąc 120km/h po polnych drogach, to będzie nieźle.

Do tej pory woziłem tylko towary, one przynajmniej nie marudzą.

GARSC PSYCHOTROPOWYCH TABLET
Autor: postal
Tagi: pills  
04 września 2011, 16:51

     Brak zajęcia rozkłada mi psychikę. Rozkłada integralną osobowość na kilka mniejszych, które jak małe futrzaste stworzonka albo kosmate robaki rozłażą się na boki. Każde w innym kierunku.

     Pozbawione perspektywy pracy superego kuli się ze wstydu w ciemnym kącie przesiąkniętego zapachem uryny pokoju – celi obitej gąbką, pozbawionej okien i klamek.
     Pozbawione perspektywy zabawy ID rozpieprzyło wszystkie leżące w zasięgu zużyte, wybawione, znudzone zabawki, po czym jak gówniarz położyło się na brzuchu wrzeszcząc, wyjąc i bijąc rękami i nogami o posadzkę.
     EGO się rozlazło, rozbiegło i rozpełzło.

POSTAL gdzieś tam jest. Ukryty, zakamuflowany, ale słyszę jak się śmieje, rechocze, boki sobie zrywa.

Brak bratniej duszy kruszy, robię się miękki. Rozmokły i śliski jak gnijący trup.
Na Śląsku wcale nie ma pracy, podejrzewam, że za granicą również.
Benzyna po 5.60, Świat się kończy.


W jednym kącie pokoju ja, w drugim – przeciwległym żona.
Obydwoje jemy psychotropy jak cukierki.

BREIVIK
Autor: postal
Tagi: pure evil  
02 września 2011, 22:59


Anders Behring Breivik.
Geniusz zła. Zła pierwotnego, pozbawionego motywu.

Najbardziej krwawe, masowe morderstwo popełnione przez jedną osobę.
77 trupów. Absolutny rekord.

Gdyby jeszcze miało obiektywny sens, pewnie bym go podziwiał.

POSTAL
Autor: postal
Tagi: madman  
18 grudnia 2010, 18:53

Dokąd mogę iść, kiedy już mnie tu nie chcą?

Gdzie mogę pójść, jeśli już mnie tu nie chcą?

 

A jeśli wbiję ci śrubokręt w brzuch, czy dalej będziesz się ze mnie śmiał, czy wreszcie zamkniesz gębę?

 

Kończą mi się opcje i cierpliwość.

 

Dokąd mogę iść, kiedy już mnie tu nie chcą?

Gdzie mogę pójść, jeśli już mnie tu nie chcą?

 

A jeśli kupię broń i strzelę ci w plecy, czy zmienisz swoje podejście do mojej osoby?

 

Kończą mi się opcje i cierpliwość.

Nie mogę znaleźć drzwi, żeby wyjść z tej matni.

 

Ja, ja, jestem szaleńcem.

Postal.

 

Dokąd mogę iść, kiedy już mnie tu nie chcą?

Gdzie mogę pójść, jeśli już mnie tu nie chcą?

 

A jeśli wbiję ci nóż rzeźniczy w środek głowy, czy zaprosisz mnie na przyjęcie? Zostaniesz moim przyjacielem?

 

Kończą mi się opcje i cierpliwość.

Nie mogę znaleźć drzwi, żeby wyjść z tej matni.

 

Dokąd mogę iść, kiedy już mnie tu nie chcą?

Gdzie mogę pójść, jeśli już mnie tu nie chcą?

 

A jeśli zamachnę się kijem baseballowym i strącę ci głowę z szyi, czy wtedy w zamian okażesz mi miłość i szacunek?

 

Kończą mi się opcje i cierpliwość.

Nie mogę znaleźć drzwi, żeby wyjść z tej matni.

 

Ja, ja, jestem szaleńcem.

Postal.

 

Kończą mi się opcje i cierpliwość.

Nie mogę znaleźć drzwi, żeby wyjść z tej matni.

KASACJA
Autor: postal
Tagi: złom  
23 lipca 2010, 22:31

     Uderzenie było tak silne, że oderwało ważące sześćset kilogramów zwierzę od asfaltowej drogi.

     Plastikowy zderzak rozsypał się na drzazgi, drogę zasypała kaskada szklanych odłamków z rozpryśniętych kloszy reflektorów.

     Krowa poszybowała kilkanaście centymetrów w górę, po czym jak wór mięcha, siłą bezwładności nadanej jej przez masę uderzyło w przednią szybę, która w ułamku sekundy przestała istnieć. Zwyczajnie implodowała.

     Pękły słupki łączące nadwozie z dachem. Dach z przeraźliwym zgrzytem rozdzieranego metalu zsunął się do tyłu.

     Poczułem zapach potu zwierzęcia. Potu wymieszanego z krwią, krew chlusnęła wszędzie zraszając wszystko z promieniu metra fontanną czerwieni.

     Przez smród mięsa przedarł się swąd ścieranych opon.

     Pisk, ryk, grzmot, delikatne dzwonienie toczącego się po betonie szkła, zgrzyt wyginanego metalu, odkształcającej się blachy. Potem tępe uderzenie o ziemisty nasyp, ostatni harkot dogorywającego motoru, rytmiczne cykanie stygnącego silnika.

     Ciemność.

Kap, kap, kap…

     Olej wypływający z rozbitej miski olejowej, syk uchodzącej z układu chłodzenia pary.

     Ciemność.

 

Migające światła, wizg syren.

Rozdzierający ból.

Ciemność.

 

     Nie umarłem, chociaż powinienem. Krowa zdechła. Nie przetrwała konfrontacji z prawie toną metalu rozpędzoną do 25 metrów na sekundę.

 

     Lekarze mówią, że prawdopodobnie kiedyś będę jeszcze chodził.

Nie wiedzą kiedy.

KROWA
Autor: postal
Tagi: krowa  
24 czerwca 2010, 16:45

Nie wiem od czego zacząć.

Może zacznę od krowy...

Jechałem samochodem. Jechałem szybko...

NUGGETSY
Autor: postal
Tagi: sama sobie wstaw  
27 marca 2010, 08:55

     Z zimną obojętnością zanurzam w gorącym tłuszczu kolejne stalowe kosze wypełnione po krawędzie zmrożonymi frytkami. Równie dobrze mogłyby to być odcięte palce lub porąbane kończyny, uszy, wargi, kawałki ciała.

Życie jest do dupy.

- Wstaw nuggetsy!

Sama se wstaw głupia pizdo.

Wyciągam z kieszeni nóż. Nieznacznym ruchem nadgarstka otwieram zakrzywione jak pazur jakiegoś wielkiego kota ostrze. Przez chwilę waham się, mimowolnie zaciskam dłoń na rękojeści, aż do zbielenia knykci. Kropelki potu występują mi na czole, zimną strużką ściekają mi po lewej skroni.

Atakuję. Błyskawicznie, jak wąż. Rozcinam folie z zamrożonymi na kość kawałkami hodowanych w klatkach, tak ciasnych, że pręty trwale odkształciły ich tuczone ciała, kur. Zmielonych razem z dziobami, pazurami i resztkami piór, które przetrwały piekło płomienia gazowej opalarki. Wysypuję grudy mięsa, jak kostki domina do stalowego koszyka. Zanurzam we wrzącej fryturze.

Jeszcze nie teraz. Jeszcze nie.

Tak samo sprawnie chowam ostrze do rękojeści, rozglądam się na boki. Nikt nie zauważył.

Każda ubrana w czerwony uniform mróweczka do granic pochłonięta jest swoim zajęciem.

Smażeniem kotletów, krojeniem pomidorów, omywaniem plastikowych tacek, układaniem sztucznej sałaty na przypalonych bułkach.