Najnowsze wpisy, strona 32


I PO SWIETACH...
Autor: postal
29 grudnia 2003, 19:08

Nareszcie koniec tych pieprzonych świąt!!

Chociaż z drugiej strony polubilem to leżenie w lóżku i nicnierobienie... No poza drapaniem się po dupie, piciem wódki (i pochodnych różnej maści), oglądaniem starych horrorów (zainspirowała mnie "Teksańska masakra piłą mechaniczną") oraz obżeraniu się pizza i innymi takimi świaństwami.

Czas wracać do pracy...

Jeszcze dzisiaj zginą dwie osoby...

CICHA NOC, SWIETA NOC... KREW, WSZEDZIE DOOKOLA...
Autor: postal
24 grudnia 2003, 23:46

Cicha noc, świeta noc, psychol piłę ciężką niesie...

Silnik równomiernie powarkuje, łańcuch prowadnicę smaruje - zaraz cieplą krew poczuje.

Cicha noc, święta noc, zimny wietrzyk wrzaski niesie...

Psychol dopadł kogoś w lesie, teraz głowę w worku niesie...

WESOLYCH SWIAT... I BOLESNEJ SMIERCI!!!
Autor: postal
24 grudnia 2003, 13:08

Dzisiaj świeta... Nienawidzę świat! Zabiłem z zimną krwią już 4 karpie, ale mimo to chumor wcale mi się nie poprawił. Ci wszyscy szczęsliwi ludzie budzą we mnie odrazę. Dzisiaj sie cieszą, jutro konają w mękach wzywając boga na pomoc... Hipokryci. Dzisiaj jednak dam wam spokój. Właczę sobie telewizor, pośpiewam kolędy.

Życie jest krótke, gdzie w nim czas na radosc?

PIERWSZA OFIARA
Autor: postal
22 grudnia 2003, 01:39

Moja pierwsza ofiara - rumunka stara…

 

     To było wczoraj albo przed wczoraj, nie pamiętam zbyt dobrze, w każdym razie było późno w nocy, zresztą to nie jest istotne. Istotne jest to, że to zrobiłem i to, że ciągle nie mogę zmyć krwi z dłoni i doczyścić ubrania. Wziąłem siekierę a raczej powinienem rzec topór, przeciwdeszczową pelerynę i hokejową maskę, po czym wsiadłem w samochód i ruszyłem przed siebie. Nie wiedziałem jeszcze gdzie jadę, ale z całą pewnością wiedziałem po co…

     Przez dobrą godzinę krążyłem po zawiłych ulicach osiedli. Szukałem odpowiedniej osoby – kogoś z marginesu, pasożyta społeczeństwa, śmiecia po którym nikt nie będzie płakał, taka mała przysługa dla świata. Prawie wyjechałem za miasto, miałem właśnie zawrócić, kiedy moją uwagę przykuł jakiś ciemny kształt majstrujący przy furtce cmentarza. Po krótkiej szarpaninie postać zostawiła kłódkę w spokoju i przeczołgała się pod kratą. Zaintrygowany zatrzymałem samochód, założyłem maskę, zaciągnąłem na głowę kaptur od peleryny, wziąłem w dłoń stylisko topora i powoli ruszyłem w stronę muru, który w jednym miejscu posiadał sporą wyrwę, o czym najwyraźniej owy osobnik nie wiedział. Pomimo ciemności bez trudu znalazłem owo miejsce i wszedłem na teren cmentarzyska. Po chwili zauważyłem swoją ofiarę odłamującą krótkim łomem mosiężne krzyże i okucia z nagrobków. Hiena cmentarna, to będzie dobry uczynek – pomyślałem. Moje serce zaczęło bić szybciej, poczułem nasilającą się fale przyjemnego podniecenia. Zacieśniłem uchwyt na stylisku topora ujmując go obiema dłońmi.

     Powoli zacząłem zmierzać w stronę niskiej przygarbionej sylwetki majaczącej kilkanaście metrów przede mną. Pracowała powoli, nie rozglądając się nerwowo na boki, ani nie przejmując się w ogóle potencjalnym wykryciem. Oderwany złom beztrosko wrzucała do leżącego na ziemi worka. Kilkanaście uderzeń serca później byłem już na wyciągnięcie ręki za jej plecami. Teraz mogłem usłyszeć jak cicho pogwizduje sobie jakąś skoczną melodię. Zaczerpnąłem głęboko tchu i uniosłem topór ponad głowę. Postać nagle zdała sobie sprawę z mojej obecności, bo przerwała pracę i powoli zaczęła odwracać się w moją stronę. Wbrew moim przypuszczeniom była to jednak kobieta…

     Kiedy mnie zobaczyła zbielała na twarzy, łom wypadł jej z dłoni z głośnym brzęknięciem upadając na marmurową płytę nagrobka, posiniałe usta rozchyliły się w niemym krzyku. Topór opadł szerokim łukiem głośno tnąc powietrze. Trafił prosto w głowę rozłupując czaszkę, zatrzymał się dopiero gdzieś w okolicach mostka. Krew trysnęła na wszystkie strony, zalała mi dłonie i zrosiła obficie pelerynę (dobrze, że to przewidziałem i ją włożyłem). To mnie nie usatysfakcjonowało. Po wielu szarpnięciach wreszcie udało mi się wyrwać obuch z trupa. Wpadłem w szał. Uderzałem chaotycznie na oślep, odrąbując kończyny, miażdżąc tkanki i łamiąc kości. Kiedy się opamiętałem nie dało się nawet zidentyfikować gatunku denata. Wszędzie w promieniu dobrych kilku metrów leżały fragmenty ciała – mięsne ochłapy z wystającymi pod dziwnymi kątami kośćmi. Narządy wewnętrzne walały się po płytach pobliskich nagrobków. Panowała martwa cisza.

     Nie pamiętam jak dotarłem do samochodu, ani jak znalazłem się w domu. Obudziłem się późnym popołudniem następnego dnia. Na nogach wciąż miałem buty, a na sobie zakrwawione ubrania. Topór jak gdyby nic spoczywał pod ścianą w mojej sypialni, obok leżała peleryna i maska. Nie mam mowy, żeby to był tylko jeden z moich chorych snów…

 

Jestem głodny, chyba zamówię sobie pizze…

I'M ALIVE... AGAIN!!!
Autor: postal
17 grudnia 2003, 11:17

Myślałem, że już mi przeszło...

Bardzo się pomyliłem...

I'M ON POSTAL AGAIN

 

Dzisiaj znów zabije, pytanie tylko kogo, gdzie i jak...

Kobietom w ciąży nie polecam dzisiaj wychodzić z domu.

SHIT
Autor: postal
06 grudnia 2003, 02:08

WIECIE CO...

SPUDŁOWAŁEM...

 

Kurwa, czy ja niczego nie potrafię zrobić dobrze?? Spudłowałem z odległości 1 milimetra...

     Śrut jakimś cudem ześlizgnął się po czaszce lądując w szafce z zabutkową kolekcją porcelany należącej kiedyś do mojej prababki. Światło na końcu tunelu było tylko żarówką w lampie na suficie, a uczucie ciepła... Nie ważne skąd się wzięło, a po firankach nie spływał mój mózg, tylko resztki pizzy, która gdzieś mi się zapodziała (teraz się znalazła, ale chyba już nie jest jadalna).Cóż, to chyba jakiś znak - bóg nie chce mnie do siebie, diabeł też... Teraz mam brzydką ranę na prawej skroni, pewnie zostanie mi blizna, bo samemu się trudno dobrze zszyć.

Niech to chój, idę skopać dupę jakiemuś Mikołajowi (albo elfowi jak się nawinie).

Wesołych kurwa twoja mać świąt!!!

DA FUCKIN END
Autor: postal
05 grudnia 2003, 08:25

WSZYSTKO CO MA KONIEC MA TEŻ SWÓJ POCZĄTEK

WSZYSTKO CO MA POCZĄTEK MA TEŻ JAKIŚ KONIEC...

 

     Siedzę w fotelu, na mych kolanach spoczywa załadowany obrzyn (wyczyszczony i nasmarowany specjalnie na tą okoliczność).

Jestem zupełnie trzeźwy, co nie zdażało mi się od wielu tygodni...

     Po mych policzkach spływają gożkie łzy. Zaciągam się dymem i gaszę ostatniego papierosa. Jest 08:13 rano, to dobra pora aby umrzeć. Prawą dłonią ujmuje strzelbę, lufę przykładam do skroni.

Czuje zimny metal. Nie jestem zły, jest mi tylko strasznie smutno...

     Zamykam oczy, na usta przywołuję ciepły uśmiech (Boże, kiedy ostatnio się śmiałem?). Naciskam jednocześnie obydwa spusty. Boli tylko przez ułamek sekundy. Ostatnia myśl: "PRZEBACZ MI".

Widze światło na końcu ciemnego tunelu, jest mi ciepło, czuję spokój, niczego mi nie trzeba... Umrzeć to jednak fajna rzecz

     Kawałki mózgu ześlizgują się po firankach (ciekawe kiedy mnie znajdą - pewnie jak zacznę śmierdzieć), ciało zastyga w bezruchu. Obrzyn z głuchym stuknięciem osuwa się na podłogę.

 

TO JUŻ NAPRAWDĘ KONIEC. TAK KOŃCZĄ WSZYSCY POMYLEŃCY - WCZEŚNIEJ CZY PUŹNIEJ...

I WILL KILL YA ALL!!
Autor: postal
03 grudnia 2003, 09:42

OGŁASZA SIĘ ROZPOCZĘCIE SEZONU ŁOWIECKIEGO!!

SEZON ŁOWIECKI DOTYCZY:

- Mikołajów (grubych siwych facetów z brodami, wszystkich ubranych w ponad 80% na czerwono, wszyskich mających na głowie czerwone czapki z białymi pomponami, dźwigających worki). Występowanie: hipermarkety, domy towarowe, banki, ulice śródmieścia, osiedla.

- Elfów (obojga płci, wszystkich ubranych w ponad 80% na zielono, wszystkich mających na głowie zielone szpiczaste czapki, wszystkich w szpiczastym obuwiu, wszystkich szpiczastouchych dendrofilów). Występowanie: zazwyczaj kilka sztuk towarzyszy Mikołajowi, hipermarkety, domy towarowe, banki, ulice śródmieścia, rynki.

- Reniferów (dorosłych, młodych jak i samic w ciąży, dotyczy również psów i innych zwieżąt przebranych za renifery oral ludzi z porożem na głowach i czerwonymi nosami). Występowanie: mogą występować w towarzystwie Mikołaja, hipermarkety, osiedla, lasy, parki.

- Aniołków (wszystko co białe ze skrzydłami, bociany, pielęgniarki). Występowanie: hipermarkety, szpitale, kościoły, przedszkola.

- Śnieżynek (dziewczynki ubrane w ponad 70% na biało, w szczególności niebieskookie blondynki w białych puchowych czapkach i białych rękawiczkach). Występowanie: hipermatkety, domy towarowe, szkoły, przedszkola, kościoły, żłobki, osiedla, sklepy, bamki

- Postaci z szopki (wszystkiego, co choc troche pszypomina zawartosc szopki, od owiec po noworodki). Występowanie: kościoły, obszary wiejskie (chlewy, kurniki, stajnie, chałupy), hale w Tatrach, oddziały położnicze, żłobki, pałace królewskie, domy żemiosła, ulice miast i wsi.

- Księży po kolędzie (grubych ubranych w czarne sukienki facetów, niekoniecznie po kelędzie). Występowanie: kościoły, plebanie, przeciwna strona twoich drzwi, obszary zurbanizowane.

- Ministrantów (śpiewające falsetem gnojki w białych pelerynach). Występowanie: zazwyczaj kilku porusza się w eskorcie Księdza po kolędzie, kościoły.

- Ozdoby świąteczne (choinki, kolorowe lampki, bombki, łańcuchy). Występowanie: hipermarkety, domy towarowe, banki, sklepy, urzędy, szkoły, ulice śrudmieścia, osiedla.

ZAPRASZAMY WSZYSTKICH CZŁONKÓW POLSKIEGO ZWIĄZKU ŁOWIECKIEGO POSIADAJĄCYCH WAŻNE LIGITYMACJE DO UDZIAŁU W KONKURSIE NA NAJCIEKAWSZE TROFEUM. BROŃ I SPOSOBY ZABIJANIA DOWOLNE!!

WIZJA
Autor: postal
03 grudnia 2003, 03:11

Otrzymałem przekaz!!

     Już wiem jakie zadanie mnie czeka, wreszcie wiem co jest kulminacja mojego życia. Chcecie wiedziec?? Pssstt - to tajemnica... O wszystkim usłyszycie w swoim czasie z gazet i telewizji, o tak będzie o mnie głośno...

Zaczynam przygotowania, sen musi zaczekac. Nie mam czasu do stracenia. Muszę się śpieszyć.

 

A JA CIĄGLE WIDZĘ ŚMIERĆ, CIAŁA OFIAR DO OKOŁA, NIKT NIE PRZEŻYŁ, NIKT STĄD UCIEC NIE ZDOŁA.

CISZA
Autor: postal
01 grudnia 2003, 00:28

     Co się dzieje?? Wszystkie głosy ucichły, zniknęły wszystkie obrazy, świat przestał istnieć. Jestem w pustce, tonę w ciemności, nie czuję gruntu pod stopami, spadam...

Po chwili wszystko wraca do normy. Znów siedzę przed komputerem, na mych kolanach spoczywa zabutkowy obrzyn, którego przed chwilą czyściłem i smarowałem.

     Co się dzieje z moją głową?? Trace zmysły...

Muszę się śpieszyć, mój czas dobiega końca. Jeszcze tyle żeczy zostało do zrobienia...

 

JAWA
Autor: postal
30 listopada 2003, 19:52

     Sen już dawno się skończył, ale długo jeszcze leżałam w łóżku gapiąc się w sufit. Gdybym mógł chętnie znów zapadłbym się w przyjemny, pełen cudownych wizji niebyt, ale ogranizm domaga się działania. Muszę wstać i wyjść z tej dusznej klatki, iść byle gdzie, byle dalej. Im bardziej staram się przypomnieć sobie tą twarz, tym bardziej jej obraz staje się niewyraźny. Irytuje mnie to, może znajomy widok budynku liceum pomoże mi wydobyć ten obraz z otchłani podświadomości? To dobry pomysł, od czegoś trzeba zacząć...

Po drodze może wstąpie do McDonalds'a.

 

TO CHYBA ZŁY OMEN - PO RAZ PIERWSZY SKOŃCZYŁA MI SIĘ AMUNICJA...

SEN 1
Autor: postal
30 listopada 2003, 06:31

     Wchodzę do budynku szkoły. To liceum zawodowe, do którego chodziłem dobrych kilka lat temu. Jestem ubrany na czarno, na nogach mam wysokie ciężkie buty, ciągnę za sobą czarny płaszcz. W prawej dłoni trzymam shot-gun'a. Na parterze skręcam w prawo, wchodzę po schodach na górę. Schody zdają się ciągnąć w nieskończoność, wydłużają się, wydaje mi się, że stoję w miejscu. Przyspieszam kroku. Nagle jestem już na piętrze, stoję na wprost drzwi od sali 101, widzę wyraźnie zdający się palić podpis "Pracownia języka polskiego". Ściskam mocniej rękojeść strzelby, kładę palec na spuście, z całej siły kopię w drzwi, które upadają na podłogę. Spojrzenia całej klasy kierują się na mnie. Poznaję każdą z twarzy, ale w tej chwili interesuje mnie jedna - należąca do nauczyciela. Ten patrzy na mnie ze zdumieniem, które po chwili przeradza się w lęk, a następnie paniczny strach. Wstaje z krzesła i cofa się w kierunku okna poruszając bedgłośnie wargami i machając rękami. Podnoszę lufę i strzelam, rozlega się głeboki huk wystzału. Wszystko dzieję się w zwolnionym tempie - śrut trafia w brzuch wyrywając sporą dziurę. Krew tryska na szybę, ściany, podłogę i sufit, jego usta rozwierają się w niemym krzyku. Drugi strzał urywa mu rękę, trzeci trafia w pierś, czwarty w głowę, która rozpryskuje się na setki fragmentów, zalewa mnie deszcz krwi, po kolejnym trafieniu bezwładne ciało rozbija okno i wypada na zewnątrz. Odwracam się i rozglądam się w poszukiwaniu następnego celu. Odrzucam strzelbę i wyciągam spod płaszcza dwa pistolety maszynowe H&K MP5, jednosześnie naciągam dwa języki spustów. Grad łusek spada na podłogę. Kolejne postacie na moich oczach zaqmieniają się w krwawe masy. Nagle kończy się amunicja, zamieniam MP5 na Irongram'y. Kolejny deszcz łusek sypie się na podłogę, słyszę tylko ten jeden dźwięk. Kilkanaście uderzeń serca później rząd pod ścianą przestaje istnieć. Wszystko tonie w krwi, fragmenty ciała i kończyn leżą porozrzucane w bezładzie dookoła, niektóży jeszcze żyją, próbują się czołgać. Odwracam się, tym razem mam broń cięższego kalibru. M16 strzela wolniej, ale pociski robią prawdziwą jatkę, koniec amunicji, znów sięgam pod płaszcz. Jeszcze tylko 2 pistolety. Z każdym uderzeniem serca pada strzał, każdemu toważyszy grymas bólu na jakiejś twarzy. 5 osób, 4 osoby, 3 osoby, 2 osoby, jedna ostatnia, nagle dzwięk wustrzałów cichnie, rozlega się jedynie stłumiony szczęk iglic udeżających w puste komory. Postać powoli odwraca się do mnie, nie mogę jej poznać.

     Nagle patrzy wprost na mnie, twarz jest niewyraźna, zamazana, nie poznaje jej.

Gwałtownie otwieram oczy, widze sufit.

WŁADCA PORCJI LODÓW
Autor: postal
29 listopada 2003, 01:21

      "Żaden żywy organizm nie może istnieć zbyt długo w warunkach absolutniej rzeczywistości, nie popadając w szaleństwo, nawet skowronki i pasikoniki mają jakieś sny."

Czowiek po 7 dobach umiera lub zapada w nieodwracalą psychozę. W czwartej dobie pojawiają się silne halucynacje, po piątej tracimy kontrolę...

 

     "Niechaj się pozór przeistoczy w powód. Jedyny imperator: władca porcji lodów."

ECHO DNIA
Autor: postal
27 listopada 2003, 23:02

"ECHO DNIA" DZIENNIK ŚWIĘTOKRZYSKI WYDANIE 25-11-2003

 

POŻAR W MZPPP

     "(...) Dzisiaj miał miejsce pożar w budynku Miejskiego Zespołu Poradnii Psychologiczno-Pedagogicznych. (...) W pożaże tragicznie zginęła psycholog mgr Jadwiga S. (...) Zniszczeniu uległa większa część kompleksu. Reszcie personelu oraz pacjentom udało się ewakułować, zanim ogień odciął drogę do wyjścia. (...) Najprawdopodobniej pożar spowodowało zwarcie w instalacji elektrycznej. (...) Sprawę bada inspektorat ds. BHiPP w Kielcach."

POGODA

     "Ćiśnienie 1100HPa, z tenedencją do obniżenia. Słaby wiatrt z północnego zachodu za południowy wschód. Temperatura +8 stopni C. Zachmurzenie umiarkowane. Biomet kożystny. Zapowiada się piękny dzień..."

CZY JA JESTEM ŚWIREM??
Autor: postal
25 listopada 2003, 00:37

Czy ja naprawde jestem taki okropny?

     Odnoszę dziwne wrażenie, że nikt mnie nie lubi... Ludzie na ulicy omijają mnie szerokim łukiem (może to przez krew na moim ubraniu, a może przez widmo śmierci w moim spojżeniu?). Ja naprawdę staram się być miły, nie moja wina, że wszyscy mnie wkurwiają!!

Może to jakieś fatum, że na swojej drodze spotykam ludzi zasługujących w najlepszym wypadku na śmierć w męczarniach??

     Jest tylko jedna metoda, żeby się o tym przekonać - jutro ide do psychologa.

Niech tylko powie, że jest ze mną coś nie tak, to zabije...

     Muszę się odpowiednio przygotować - dobrze wypocząć i wyzbyć się negatywnych emocji (tylko które są niby pozytywne?). Nie zaszkodzi też przygotować jakąś broń, tak na wszelki wypadek.

 

JUTRO WSZYSTKO SIĘ ROZSTRZYGNIE. BYĆ, ALBO ZABIĆ.

PIES SĄSIADA
Autor: postal
24 listopada 2003, 23:40

ZDECHŁ PIES...

     Dzisiaj wreszcie dopiąłem swego. Uciszyłem na zawsze to wredne głupie bydle, które niedawało mi spać po nocach budząc mnie swoim upiornym ujadaniem.

     Nie wiem jak oni mogli z nim wytrzymać, chyba niechcący oddałem przysługę całej klatce schorowej, a nawet (o zgrozo) jego właścicielom. Jak mawia przysłowie jaki pan taki pies (albo na odwrót, bo przysłowia nie są moją mocną stroną). Otóż jej (Saba miała na imię) pana nieznoszę w równym stopniu jak ją, ale cierpliwości - na niego też przyjdzie pora. Nawet specjalnie się nie przejął, kiedy oświadczyłem mu, że jego najwierniejszy przyjaciel wyciągnął kopyta. Miałem szczery zamiar wpakować bydlakowi kulkę włeb, ale użyłem subtelniejszej (cichszej) metody, jaką jest trutka na gryzonie. Chyba głodzili skurwiela, bo wpiepszył samą trutkę, zanim zdążyłem ukroić kawałek kiełbasy.

No cóż, o jedną sukę mniej na tym świecie...

 

WRESZCIE BĘDĘ MÓGŁ SIĘ POŻĄDNIE WYSPAĆ (I ZASNĄĆ ZE ŚWIADOMOŚCIĄ ZROBIENIA DOBREGO UCZYNKU).

MONDAY... I HATE MONDAYS!!!
Autor: postal
24 listopada 2003, 01:52

NIENAWIDZĘ PONIEDZIAŁKÓW...

TO ZNACZY NIENAWIDZIŁEM, TERAZ MAM GŁĘBOKO W DUPIE JAKI MAMY DZIEŃ...

 

     Tak naprawdę, to nienawidzę wszelkiego rodzaju sekt i zgrupowań religijnych. To w co kto wierzy powinno być tylko i wyłącznie jego sprawą. Za obnoszenie się ze swoją religijnością należy się czapa, a w najlepszym wypadku porządny wpierdol.

     Najbardziej skręca mnie na widok wszechobecnych symboli chrześcijańskich. W przedszkolu na każdej ścianie krucyfiks, w podstawówce na każdej ścianie krucyfiks, w liceum na każdej ścianie krucyfiks, na wyższej uczelni na każdej ścianie krucyfiks (w żłobku chyba też były wszędzie krzyże, ale nie mogę tego powiedzieć na pewno), a czy ktoś pomyślał, że niektórych te dwa skrzyżowane patyki doprowadzają do mdłości?? Oczywiście, że tak, ale każdy kto tak pomyślał spotykał się następnego dnia z inkwizycją i linczem. Każdy chrześcijanin jest odgórnie popieprzony, a już najbardziej popieprzeni są katolicy. Nasz (wasz kurwa, bo na pewno nie mój) bóg, to jedyny prawdziwy i jedyny istniejący na niebieskim firmamencie, myślisz inaczej spierdalaj do Holandii - siedliska potępionych, dziwek, pedałów i narkomanów, w przeciwnym razie my prawdziwie wierzący wyrżniemy cię w dupę i zabijemy twoją rodzinę do piątego pokolenia. Ale nie myślcie, ze jak ten antychryst czepiłem się biednych chrześcijan (chociaż najbardziej mnie wkurwiają). Są na tym "bożym świecie" i inni popierdoleńce. Na przykład tacy świadkowie jehowy. Zupełnie bym ich olewał, gdyby nie to, że w niedzielę (dzień ustawowo wolny od pracy) w porze największej oglądalności pchają ci się do domu drzwiami i oknami. Wlezą w każdą szczelinę, przecisną się najmniejszą szparą, byle tylko podzielić się z tobą radosną kurwa jego mać nowiną. Wczoraj miałem okazję takich wyprowadzić z religijnego zacofania i na butach wynieść przed samiuśką klatkę schodową, bo przeszkodzili mi w kontemplacjach (trawieniu posiłku). Oględnie mówiąc jedni i drudzy łażą po chatach próbując ci wmówić, że będzie koniec świata i że nie będziesz wiecznie żył, jeśli w ich boga nie uwierzysz...

     Muzułmanie też mają najebane. Dżihad, dżihad, BUM!!! Ale chociaż w nich to jest pozytywne, że dzięki nim świat jest ciekawszy (jest na co popatrzeć w telewizji) i skutecznie ograniczają populację katoli.

     Voodoo, adwentyści dnia siódmego, dzieci słońca etc. to inna klasa. Urodzone pojeby, którym życie niemiłe - jebać ich, świat jest za ciasny dla tylu ludzi, niech się zabijają...    

     Bardziej w porządku są żydzi. Ci są cisi i zamknięci w sobie, ale nic w tym dziwnego, skoro inkwizycja ich dopadła. Nigdy nie narzucali mi się ze swoim jahwe, ani nie próbowali wtargnąć do mojego domu, ale bez wahania zabiję każdego, kto spróbuje to zmienić. Buddyści, shinduiści i cała menażeria innych trudniejszych do zapisania nazw są w porządku. Palą opium i cieszą się z byle czego, nie mają żadnych dogmatów, ani innych podobnych problemów...

Kończę swoje (herezje) wywody przesłaniem:

     Wierzcie sobie kurwa w co chcecie, ale niech tylko usłyszę, że "papież mówi, że to grzech", albo "to nie zgodne z biblią/koranem/togą/innym ścierwem" to pozabijam.

 

NIECH ŻYJĄ ATEIŚCI, TYLKO NIECH TAK NIE NARZEKAJĄ, BO TEGO TEŻ SŁUCHAĆ NIE MOGĘ...

ZROBIĆ WCZORAJ!!
Autor: postal
23 listopada 2003, 21:37

DO ZROBIENIA:

1. Wyżucić brudne naczynia (nie chce mi się ich myć).

2. Wyżucić brudne ubrania (nie chce mi się prać).

3. Kupić papierową zastawę i plastikowe sztućce (dużo).

4. Kupić 10 par skarpetek i tyleż samo slipów i koszulek.

5. Kupić igły i strzykawki (haha, żartowałem).

6. Odebrać DE od rusznikarza (spytać, czy sprowadził amunicje .44 MAGNUM)

7. Zastrzelić psa sąsiada (wredne bydle, nienawidzę skurwiela)

ONLY MY WEAPON UNDERSTANDS ME
Autor: postal
22 listopada 2003, 02:42

OTACZAJĄ MNIE KRETYNI...

     Coraz częściej odnoszę wrażenie, że wszyscy ludzie, których spotykam na swojej drodze cierpią na poważny niedorozwój umysłowy, ewentualnie zespół downa albo autyzm (mongolizm, kretynizm etc.).

     Czasami nawet nie potrafią odpowiedzieć na proste pytanie ("Powiedz, czy przypuszczałeś, że dzisiaj umrzesz?"), tylko stoją i wlepiają wytrzeszcone oczy w otwór lufy jakby ujrzeli mesjasza.

    

     Ale to skrajny przypadek. Niech będzie coś bardziej z życia - restauracja McDonalds:

- Witam w restauracji McDonalds, w czym mogę pomóc? -pyta brzydka, zezowata (i szpotawa) hostessa, szczeżąc zęby w starannie wypracowanym uśmiechu.

- Dawaj hamburgera i nie szczeż nię tak, bo rzygać mi się chce, a przyszedłem tutaj zjeść...

- Hamburgera? -sztuczny uśmiech znika z jej facjaty, a na jego miejsce pojawia się głupkowata mina, z którą się chyba urodziła.

- Hamburgera?? -ironia powinna zadziałać motywująco, ale...

- BicMac'a? -Dorota (tak ma nabazgrane na identyfikatorze) już całkiem zgłupiała, rozpaczliwie próbuje znaleść przewidziany na taką okoliczność schemat, którego starannie wyłuczyła ją korporacja; próbuje się przepisowo uśmiechnąć, ale jej to nie wychodzi.

- Hamburgera?? -próbuje jeszcze raz, ale wyraźniej i nieco głośniej (może ktoś starszy starzem jej pomoże).

- Co do picia?

- Może zacznijmy jeszcze raz. Dzieńdobry, chciałem zamówić hamburgera - tego za 2.99...

- 2.99 PLN -chyba wreszcie zrozumiała!! - Co do picia? -jednak nie...

- Gówno, dawaj tego hamburgera, bo rozwale ci leb!! -czy ja to powiedziałem głośno? W każdym razie bez zbędnych emocji zinterpretowała to jako przepisowe "Nie, dziękuje".

- Może ciastko? -one nigdy nie wiedzą, kiedy przestać...

- Słuchaj... Dorota... Naprawdę starałem się być miły, ale widzę, że inaczej się nie da. Dawaj tego pieprzonego hamburgera, BicMac'a, największy napój, ciastko i tą ośmiornicę z HappyMeala. Zapakój to ładnie w taką papierową torbę i dożuć jeszcze kethup, sól, słomkę, serwetkę, mieszadełko do kawy i co tylko jeszcze kurwa chcesz. -wreszcie wygląda na naprawdę szczęśliwą. Po chwili wraca z dużą papierową torbą i uśmiechniętym od ucha do ucha ryjem.

- 21.90 PLN. Dołożyłam jeszcze frytki. -chwali się z nieskrywaną dumą, jakby to było jej pieprzony życiowe osiągnięcie.

- Widzisz to?

- Pistolet?

- Tak właśnie. Masz tu 2.99 PLN, wydaj resztę i powiedz mi jeszcze ładnie, który to twój samochód. I masz się uśmiechać, bo poskarżę się twojemu przełożonemu.

- Reszta dla pana, 354zl, 87gr. Czerwone seicento. Dziękuję, życzę miłego dnia. -chyba ma taka sytuację w programie, bo zachowuje się bardzo naturalnie i ma nawet wystudiowany na tę okoliczność uśmiech, taki trochę mniej rażący, ale i tak prosi się o kulę między oczy.

     Kulturalnie wychodzę, pociągając drzwi z kopa, wsiadam do zaparkowanego w trochę niewłaściwym miejscu samochodu (na chodniku przed drzwiami - boli mnie noga, lekarz kazał mi się oszczędzać, poza tym miał naprawdę twardą głowę) i powoli podjeżdżam do stojącego równo w rządku czerwonego seicento. W restauracji jeszcze niczego nie zauważyli. Klient, który stał za mną jest chyba stałym bywalcem, bo nie przejął się wcale tym, że hostessa się "zawiesiła" i stoi w bezruchu spoglądając prosto przed siebie. Gdybym miał czas, to pewnie powybujałbym w nim wszystkie szyby i karoserie przerobił na peugeot'a 206, ale że mi się śpieszyło tylko oparłem się o niego zderzakiem i wprasowałem w stalowy słup z wielkim logo McDrive na szczycie (chyba go popsułem, bo przestało świecić...).

 

Takich sytuacji mogę przytoczyć setki. Właściwie, to nieporozumienia zdażają mi się na każdym kroku.

Co by się nie działo, to zawsze boli mnie to bardziej... Cóż, chyba jestem bardzo wrażliwą osobą i łatwo jest mnie zranić.

 

CZY TO MOŻLIWE, ŻE WSZYSCY LUDZIE TO ŚWIRY??

AMUNICJA
Autor: postal
18 listopada 2003, 00:16

Chyba znalazła się moja amunicja...

     Dzisiaj w wiadomościach regionalnych napomknęli o mężczyźnie znalezionym w krzakach na jednym z osiedli. W jego ciele naliczono właśnie 5 ran po kulach kalibru 9mm parabellum. Tym razem chyba trochę przesadziłem...

No chyba, że to tylko zbieg okoliczności...