Wojna nigdy się nie zmienia. Zasady były zawsze jednakie, zmieniali się jedynie ludzie pociągający za sznurki.
Ile to już lat minęło, od kiedy ostatnia bomba spadła na środkowy wschód? Ile czasu upłynęło, od kiedy ostatnia łuna eksplozji termojądrowej rozświetliło niebo nad pustynią? Ludzie ukryci pod ziemią, pozbawieni widoku słońca, utracili rachubę mijających dni. Wszystkie wyglądały tak samo, tak samo szaro, w świetle podwieszonych pod sufitem argonowych jarzeniówek.
Kto właściwie zaczął? Iran? Stany Zjednoczone Ameryki Północnej? Korea? Chiny? Rosja? To nieistotne, teraz świat nie zna granic, nie zna podziałów. Wszędzie jest pustynia, pustynia albo morze.
Kiedy spadły pierwsze pociski nikt nie wierzył, nikt nie wierzył, że to już koniec. Cywilizacja tworząca się w bólach od tysięcy lat przestała istnieć w ciągu kilku dni. Kilka dni zmieniło wygląd błękitnej planety. Pył przesłonił niebo kryjąc tarczę słońca. Umarły rośliny, umarły zwierzęta.
Nie wiadomo, kto zaczął, wiadomo, kto skończył. Ostanie pociski spadły, kiedy wszyscy myśleli, że najgorsze już za nimi. Po co komu tarcza, jeżeli nie ma czego bronić? Plan obrony ziemi o kryptonimie „Star Wars” zakończył się w iście spektakularny sposób. 20 megatonowe bomby upadły tam gdzie nikt się ich nie spodziewał. Większość utonęła w oceanie wzniecając potężne tsunami, jedna upadła na Afrykę, dwie trafiły Amerykę Południową.
Szczęśliwi ci, którzy w tym czasie znajdowali się na orbicie, mieli na co popatrzeć. Dziesiątki rozkwitających czerwienią pąków wzbiło się ponad atmosferę sięgając aż płaszcza jonosfery.
O dziwo miliony przeżyło zagładę. Wszędzie wokoło kraterów rozgorzała wojna, wojna na karabiny, wojna na łuki i kusze, wojna na miecze, wojna na dzidy, wojna na maczugi, a tam gdzie już nic nie zostało wojna na kamienie.
Najbardziej wpływowi świata ukryli się w wydrążonych pod górami kryptach, większość krypt nie przetrwała kontaktu. Przetrwało 15 może 30. Ukryci w nich ludzie żyli nadzieją. Nadzieję, że kiedyś je opuszczą. Nie wiedzieli jak bardzo się mylili. Zabójcze promieniowanie przenikliwe utrzymywało się dekady, utrzymywało się wieki. Wnuki „Uchodźców” pogrążeni w stagnacji, poddani ścisłej kontroli we wszystkich aspektach fizjologicznego funkcjonowania zdecydowali się wreszcie wypuścić pierwszego śmiałka.
Przeżył 73 godziny.