Tego wieczoru miałem się dobrze bawić. Takie było założenie.
Film był tragiczny. Mogłem zaraz po nim iść do domu. Czułem, że będzie jeszcze gorzej.
Pojechaliśmy do pubu na piwo. Zaczęły się pytania:
- Paweł, co ty taki zamulony?
- Spaliłem dzisiaj za dużo marihuany.
Prawdę powiedziałem, po co kłamać wśród przyjaciół? Jednak trzeba było.
Jak naprostować biednego, nieszczęśliwego Pawełka? Moralizowanie, jakbym mało miał tego w domu. „Idź do pracy, praca cię uzdrowi”, „Odciąż matkę, zarób na siebie”.
Rycie bani, wjeżdżanie na psychikę.
Może i od tego są przyjaciele, żeby obiektywnie ocenić, szczerze skrytykować, podpowiedzieć, ale ja nie życzę sobie tego słuchać! Nie życzę do kurwy nędzy!! Tak to jest mieć przyjaciół z innego środowiska, innego świata. Porządni, dorośli, dojrzali. Praca studia, samodzielność, rodzina. Zupełnie inny świat. Oni nie rozumieją mojego, ja nie rozumiem ichniejszego.
Nie chcę więcej słuchać pouczeń, życiowych mądrości, recept na swoje życie.
Wolę trzymać z bezrobotnymi, nic nie robiącymi, bezideowymi narkomanami. Oni mnie nie oceniają.