Tagi: dzień dobry
31 maja 2008, 03:22
:-D
czas, czas, czas...
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
28 | 29 | 30 | 01 | 02 | 03 | 04 |
05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 |
12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 |
19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 |
:-D
Napisałem kiedyś pseudonaukową pracę, której egzemplarz Ci dałem. Pamiętasz? Analizowałem w niej siebie poprzez Ciebie. Nazwałem to „Fenomen Agnieszki. Studium uzależnienia od człowieka”, o ile dobrze pamiętam…
Siedzieliśmy na ławce i zastanawialiśmy się nad zakończeniem tej historii. Ryknąłem śmiechem, kiedy zaproponowałaś „I żyli długo i szczęśliwie”.
Tak kończą się tylko bajki.
Teraz mam już epilog, ale nie spiszę go, bo mi się nie chce.
Tak chciałbym Ci powiedzieć, jak bardzo się mylisz.
Że w dupie byłaś, gówno widziałaś.
Ale może to Ty masz rację.
Może między nami nie może być przyjaźni, a jedynie nieodwzajemniona, pożerająca mnie miłość (chociaż ja myślę, że byłbym Twoim najzajebistrzym przyjacielem, gdybyś tylko lepiej mnie traktowała, z większą dbałością, szacunkiem i lojalnością, no po prostu jak traktuje się PRZYJACIELA).
Czekałem rok, rok karmiłem się nadzieją, że kiedyś, jakoś… Odwzajemnisz moje uczucie Krążyłem, jak sęp nad umierającym. Na przemian odchodziłem i wracałem, starając się wymusić na Tobie (lub sobie) podjęcie decyzji…
Utraciłem wiarę, straciłem nadzieję.
Przestałem się łudzić.
Olewany, odrzucany, odtrącany, kopany w dupę (lekceważony, zapominany, olewany, olewany, olewany!!).
Zrezygnowany, wreszcie gotowy powiedzieć Ci „spieprzaj dziewczyno”.
Miałem Ci to wszystko wysłać esemesem, ale ja w przeciwieństwie do Ciebie znam umiar i wiem, że farmazony w stylu „Będę za Tobą tęskniła”, którymi mnie niepotrzebnie, bez sensu, złośliwie uraczyłaś, tylko utrudniają sprawę.
Podsumowując:
Ty nie chcesz takiego chłopaka jak ja (bleee).
Ja nie chce takiego z dupy przyjaciela jak Ty (bleee!!).
I co okrutne, ale szczerze prawdziwe nie chce też bonusowych dodatków do Ciebie w postaci Dominiki, Wojtka, Tomka, Eweliny, Magdy, Robsona i więcej nie pamiętam.
To Twoi przyjaciele. Mnie zawsze interesowałaś tylko Ty.
Ramka na zdjęcie, dawno zastąpione innym, ale zawsze!! Płyty z filmami, przecież podpisane!! Jakiś plik na komputerze.
Wyjęte z metalowego pojemnika na chleb, przyniesione z ciemnej, dusznej, gorącej, wilgotnej piwnicy.
Odpieczętowane, odplombowane, rozwiązane, otworzone, Odpakowane.
Wyniesione na balkon, rzucone na blaszanego grilla, prawie oblane podpałką, a jednak nie oblane, nie podpalone.
Uzupełnione. Spakowane, zamknięte, zawiązane, zaplombowane, opieczętowane.
Opatrzone karteczką „Nie ruszać przed 2050”.
Wyniesione do ciemnej, dusznej, gorącej, wilgotnej piwnicy, wrzucone do metalowego pojemnika na chleb.
To koniec.
Wreszcie to już koniec.
To już koniec... Prawda?
To dziwne, jak wybiórcza bywa pamięć. Jak łatwo zapomnieć, że coś trzeba było przygotować na zajęcia, o której godzinie grają film, na który chciało się iść, pin do karty, datę urodzin swojej matki, a jak trudno zapomnieć o kimś, o kim zapomnieć się chce. Z całych sił, z całą ponurą determinacją. Pół biedy, że zapomnieć się nie chcą złe rzeczy (niezbicie świadczące o tym, jaka to zimna, obojętna, bura suka, całkowicie nie zasługująca i absolutnie nie warta sympatii, przyjaźni, uwagi, ani w ogóle żadnego uczucia, czy wzmianki), które potrafię wyrecytować jednym tchem, zarówno od przodu, jak i wspak. Nie chcą się zapomnieć zwłaszcza te dobre (to wkurwia, ale wcale nie jest tego mało), stanowiące przeciwny biegun, zacierające złe aspekty, zniechęcające do zapominania o podmiocie będącym przyczyną powstania problemu.
W domu jestem już bezpieczny. Pozbyłem się całego złomu, który mógłby mi stymulować pamięć, utrudniać zapominanie. Bezpieczny jestem też w pracy, gdzie myślę o frytkach, kotletach i bułkach. Bezpieczne są moje permanentnie milczące telefony, wyczyszczone z esemesów, wpisów w książce adresowej, notatek, przypomnień o urodzinach. Bezpieczny jestem na uczelni, gdzie wcale nie myślę, a śpię rozciągnięty na ławce wolny od obaw, że spotkamy się na korytarzu. Niebezpieczeństwo jednak stale podąża za mną, czai się w cieniu za moimi plecami i atakuje wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewam, mianowicie wtedy kiedy nie daj boże poczuję zadowolenie, radość, wesołość albo coś w ten deseń, dla mnie zakazanego. Są miejsca, które zagrażają mi bezwarunkowo, te w których spędziliśmy miłe (!!) chwile, ale tych łatwo mogę unikać.
No i wreszcie to straszliwe miejsce, które muszę odwiedzać codziennie, każdego wieczoru, kiedy wychodzę z psem na dwór. Ono nigdy nie pozwoli mi do końca zapomnieć. Kiedy staję na szczycie schodów, pomiędzy blokami rozpościera się przede mną widok na jej dzielnicę, a wzrok mimowolnie szuka światła jej domu.
Skatalogowane, posegregowane, ostatni raz przejrzane.
Spakowane, zamknięte, zawiązane, zaplombowane, opieczętowane.
Opatrzone karteczką „Nie ruszać przed 2050”.
Wyniesione do ciemnej, dusznej, gorącej, wilgotnej piwnicy, wrzucone do metalowego pojemnika na chleb.
To koniec.
Wreszcie to już koniec.
To już koniec... Prawda?
No i po urlopie.
Przykro było wracać, zwłaszcza, że ekipa z Kapitanem Browar na czele została jeszcze do jutra.
Podróż zajęła mi 15 godzin, z czego 3,5 godziny spędziłem w pociągu, 3,5 godziny w samochodzie i 7,5 godziny w autobusie w drodze powrotnej z Piszu.
Nie ma porównania między nicnierobieniem w domu, a nicnierobieniem na Mazurach. Jeden dzień nicnierobienia na Mazurach regeneruje organizm i psychikę jak tydzień opierdalania się w Kielcach.
Z tym nicnierobieniem, to nie do końca tak, bo pływałem łódką po jeziorze, łowiłem ryby, chodziłem po lesie, oddychałem świeżym, rześkim powietrzem, jadłem ekologiczne jedzenie, srałem ekologiczną kupą, piłem syntetyczną Coca-Colę i szczałem syntetycznym moczem.
Piotrek rzeczywiście większość czasu bzykał się z Moniką, za to Zając wcale nie chciał moknąć z piwem i wędką, zamiast tego spał do 14-tej, a jak nie spał, to truł mi dupę, skutecznie uniemożliwiając czytanie (dzięki niemu pobiłem absolutny rekord powolnego czytania – 3 strony w 2 godziny).
Poznałem Monikę na tyle, żeby móc z czystym sumieniem powiedzieć, że jej nie lubię. Jest głupia, próżna, nudna i rozpieszczona. Nie znam bardziej popieprzonego babska, ale pewnie tylko i wyłącznie dlatego, że moje żeńskie znajomości można policzyć na jednej ręce kanadyjskiego drwala. Ich związek jest żenujący i nie wierzę, że poza przytulaniem, muskaniem wargami i poklepywaniem po zadkach, coś ich jeszcze łączy. Ale czy nie na tym to właśnie polega?
Idę się teraz wykąpać, bo ekologicznie się również nie myłem i wszystko mnie swędzi, co nieco mnie dziwi, gdyż to tylko 4 dni.
To pewnie komary…
Ile konstruktywnej krytyki, ile fachowych psychoanaliz, ile mądrych diagnoz, ile czytania w myślach, ile niepochopnych wniosków, ile wnikliwych interpretacji.
Ale żadnej recepty, żadnej terapii, żadnej kuracji.
Dobra macie racje. Jestem duży dzieciak.
To tak oczywiste, ze jebie po oczach, wcale się tego nie wypieram.
Nie będę o tym dyskutował. Naprawdę chuj mnie interesuje jak odbiera mnie otoczenie. Interesuje mnie wyłącznie ja sam.
Dzisiaj straciłem cnotę. Pierwszy raz zaliczyłem kontakt z chodnikiem za sprawą nie za dużej ilości wypitego alkoholu, a za sprawą 5 chłopców w dresowych spodniach, rażąco kolorowych nike’yach na stopach, skórzanych kurtkach i baseballówkach na główkach.
Chyba rozsądniej by było zejść im z drogi, a nie przeć prosto w ich środek.
W każdym razie zastosowana przez nich forma ataku całkowicie zaskoczyła mnie swoją oryginalnością. Kiedy byłem około metra od pierwszego, któryś z tyłu pchnął go z całej siły we mnie. Nie zdarzyłem się zastawić, ale przynajmniej poprawnie upadłem.
Reszta tego zajścia jest mało interesująca. Jedyne straty, jakie poniosłem to plama błota na spodniach i prześladująca mnie myśl, że jednym z nich był on. Ale pewności nie mam, pewnie to mechanizm obronny urażonego ego, które domaga się vendetty.
Jutro jadę na mazury.
Zapowiadają piękną pogodę. Deszcz, deszcz, i deszcz.
Piotrek będzie się bzykał z Moniką, Królik będzie mókł z wędką w jednej ręce i piwem w drugiej, a ja w drugim pokoju będę czytał czerwoną książkę.
Ha-ha-haa, ty chuju na górze!! Dobrze się bawisz?? No kurwa dobrze się bawisz??!! Boki zrywasz ze śmiechu??
Jestem jebana marionetką, nie mam żadnego wpływu na swoje życie! Absolutnie żadnego!! Decyzje podjęte przez moją matkę w przeszłości uniemożliwiają mi podejmowanie decyzji teraz, kiedy już do nich dojrzałem!
Tak było ze szkołą. Nie mogłem rok temu iść do policealnego studium zawodowego i zdobyć tytuł technika informatyki, bo wszedłem na wyższy stopień kariery naukowej, a ustawodawstwo nie pozwala „cofać się w rozwoju”. Nie mogę iść do zawodówki, bo mam maturę! Zostaje kurs, ale jebany kurs ślusarza-spawacza kosztuje 1600zl! Dzięki mamo, wielkie ci kurwa dzięki!!
Identycznie jest z armią. Mama stwierdziła „wojsko jest złe, zmarnujesz się tam”, załatwiła stos zaświadczeń i skończyłem jako rezerwista, nie zdolny do służby w czasie pokoju.
Napisałem podanie, ale oficer o dobrodusznym wyrazie twarzy ze zrozumieniem i współczuciem objaśnił mi, że przede mną było takich 4, co chcieli powtórnej weryfikacji. Wszyscy dostali odmowę, jeden poszedł z tym do sądu, sąd też odmówił, powołując się na jakąś ustawę, co niedawno weszła w życie. Dali mi do przeczytania uzasadnienie wyroku, ale utknąłem na 6-tej stronie. „Z pretensjami do rodziców” rzucił na zakończenie.
Mógłbym powiedzieć, że zaświadczenia lekarskie były fałszywe… Poszedłbym na 3 lata do więzienia.
Brawo mamo, stworzyłaś sobie pasożyta, to teraz go karm do końca życia.
Nie mogę robić tego, co chcę, a nie będę robił tego, czego chcesz ty!
Masz rację mamo, jestem dorosły, najwyższy czas zacząć żyć na własny rachunek.
Masz rację mamo, to moje życie, sam muszę je przeżyć.
Nie chcę się uczyć, to nie dla mnie. Nie będziesz mnie dłużej szantarzować pieniędzmi, żarciem i spaniem.
Kocham cię, ale nie będę robił tego, co mi każesz. Jutro idę do WKU prosić o ponowną weryfikację.
Tak chcę przeżyć swoje życie.
Wolny, wolny, wolny!!
Samotność przestała mi przeszkadzać.
To nie ja nie wart jestem bycia wśród ludzi, to ludzie nie są warci bycia ze mną!
Przecież to takie oczywiste, lol!
Hahahah, chcesz być moim przyjacielem? To mi zapłać!
Witaj w domu POSTAL.
W co dzisiaj zagramy?
Jasność w umyśle, chociaż mrok w duszy.
Świętokrzyskie Dni Profilaktyki dorzuciły wysokoenergetycznego koksu do mojego emo pieca.
Świat jest zły. Cywilizacja chyli się ku upadkowi, patologie, które jeszcze niedawno były ewenementem, stały się tak powszechne, że niemal normalne. Ludzie są coraz bardziej agresywni, perwersyjni, już nawet konsumpcja rzeczywistości nie jest w stanie nas zadowolić. Potrzebujemy nowej stymulacji, zbrodni, okrucieństwa.
Nie chcę mieć potomstwa w świecie, w którym młode dziewczyny bije się po twarzy żeliwnym kastetem w nieoświetlonym zaułku, żeby żwawiej oddały torebkę.
W takim świecie nie chcę mieć nawet partnerki, o którą musiałbym się martwić.
W naszych, ciekawych czasach uczucia czynią słabym, podatnym na ataki, są achillesową piętą.
Odrobiłem pracę domową zadaną mi przez Monarowkiego terapeutę. Zastanowiłem się nad realnym biznes planem na najbliższe 2 lata.
A- skończę studia, zatrudnię się w branży.
B- nie skończę studiów, zatrudnię się w policji.
C- nie skończę studiów zatrudnię się w armii.
Warcraft pięknie zaspokaja potrzeby wyższego rzędu. Mogę grać od świtu do zmierzchu i nigdy się nie nudzę, nie mam dosyć. No i jestem wśród ludzi, na moje podobieństwo, z którymi mam wspólny język, wspólne dążenia (zrobić level, zdobyć upragniony item, wykonać questa), wspólne przekonania, wspólne poglądy.
Dzisiaj dowiedziałem się o śmierci kolejnego chłopaka z osiedla. Dobrze go znałem, ćpaliśmy razem. Dużo ćpaliśmy. To już trzeci z mojej paczki. Pierwszy był Mariusz. Było to dawno, nie wiedziałem wtedy jeszcze za bardzo, co to są narkotyki, on wiedział. Pewnego wieczora wlazł na słup i złapał się kabla. Nikt nie wie, czemu. Był nagrzany. Długo śmierdziało spalenizną na całym osiedlu. Drugi w kolejkę do nieba ustawił się Michał, chyba mu się śpieszyło. Wsiadł w samochód po pijaku, drzewo nie zjechało mu z drogi, wbił się w nie z prędkością 160km/h. Na pogrzebie nie otworzyli trumny. No i Marcin. Za dużo koksu, za dużo piw. Nie tak przechodzi się przez jezdnię.
Adrian, który zwariował. 2 lata spędził w psychiatryku na zamkniętym oddziale. Wyszedł całkowicie odmieniony… Jest jak warzywo. Mieszanki, które sobie serwował wymazały mu mózg, rozprostowały neurozwoje. Ilu siedzi w więzieniu? Ilu uciekło za granicę, bo ścigały ich wyroki? Ilu już nie wróci?
Blokowisko. Kraina nadzieji. Tu rodzą się talenty, tu wykuwają się wybitne jednostki…
Gdyby nie ty Agnieszka, mógłbym być kolejnym nekrologiem wydrukowanym w Echu Dnia. Następna klepsydrą przyklejoną do drzwi klatki schodowej.
Pomogłaś mi wybrać życie.
Życie bez przeszłości, bez kolegów, bez środowiska, bez stylu i bez miejsca, gdzie mógłbym pójść.
Ale życie.
Przez moment wydawać się mogło, że znów należę tylko do niej.
Krótką chwilę, kiedy była tak blisko, że czułem ciepło jej miękkiego ciała, kiedy uśmiechała się swoim zniewalającym złośliwym uśmiechem, pachniała obezwładniająco.
Minutę, w której wystarczyło się leciutko pochylić, żeby objąć ją i pocałować.
Przez moment wydawać by się mogło, że ona też tego chce, też na to czeka.
Daje mi pozwolenie, wyraża zgodę.
Że teraz jest ten czas, niepowtarzalna okazja. Moja szansa.
Moja chwila prawdy.
- Dlaczego tego nie zrobiłeś?
- Bo wtedy nie byłoby już odwrotu.
- Gówno! Ja wyprowadziłbym cię z każdego bagna. Nie pozwolę ci się utopić ani zabłądzić. Dlaczego tego nie zrobiłeś??!!
- Bo mi nie pozwoliłeś.
- Gówno!! Gówno mnie to obchodzi, gówno mam do tego. Dlaczego tego nie zrobiłeś??!
- Bo się bałem.
- Gówno. Przyszedłeś się pożegnać. Gówno miałeś do stracenia! Dlaczego tego nie zrobiłeś??!!!
- Pytanie zostanie, nie znam odpowiedzi na nie!
- Gówno!! Nie zrobiłeś tego, bo jesteś jebanym emo dzieciakiem, ty kochasz cierpieć z powodu czegoś, co się nie wydarzyło, co nigdy nie miało miejsca. Nie zrobiłeś tego, bo gdybyś zrobił nie miałbyś powodu, żeby wylewać łzy, wyć do księżyca, użalać się nad sobą, złorzeczyć bogu, złorzeczyć sobie, złorzeczyć chmurkom, gwiazdkom i księżycowi.
I chyba byłem Twój.
Tak byłem Twój. Przez tą chwilę byłem tylko Twój.
Teraz jestem tylko swój. Swój znaczy niczyj.
Jestem niczyj. To nie jest to, czego chcę.
Chciałbym być czyjś, tylko czyjś, ale nikt mnie nie chce.
4 dni w Warszawie, Konferencja Europarlament +/- 50. Pojechałem z trochę głupią nadzieją, że odpocznę. Nic nie odpocząłem, pomimo tych wszystkich luksusów, w jakich żyłem.
Jestem zmęczony. Bardzo zmęczony, psychicznie.
4 samotne dni. Niby otoczony ludźmi, a sam jak palec. Z nikim nie rozmawiałem, chyba, że musiałem.
Czy jestem z Marsa?
Nie. Jestem z blokowiska.
Ćpać, pić, kraść, napadać, to moja karma. Hindusi mają rację, karmy zmienić się nie da.
Rozumiany, akceptowany, ceniony, tylko przez środowisko, z którego się wywodzę.
Teraz nie mam nawet jego. Stałem się frajerem, odszedłem, odwróciłem się. Przeszedłem na jasną stronę mocy.
Jasna strona mnie nie chce. Ja nie chce jej.
Nie rozumiemy się, mamy sprzeczne idee, wartości. Zrozumiałem, że przyjaciel, to nie to samo, co homie.
Nie wyszło nam Agnieszka.
Nie wyszło nam na żadnej płaszczyźnie.
Nie możemy być parą, nie możemy być rodzeństwem, nie możemy być przyjaciółmi, nie możemy być nawet kumplami, czy znajomymi.
Nie wiem jak ty, ale ja ideę szukać dalej.
Miejsca na tej planecie, bratniej duszy, kosmicznej połówki.
To smutne, że nie mam przyjaciela, któremu mógłbym powiedzieć, co mnie dusi.
Muszę się zwierzać obcym ludziom. Na publicznym forum.
Nie mam nikogo.
Jak się nad tym nie zastanawiam, nie rozmyślam, nie analizuję, nie gdybam, to jest naprawdę fajnie.
Zwyczajnie, normalnie, bez podtekstów, bez dwuznaczności, bez czytania pomiędzy wierszami.
Dogadujemy się, coś od siebie dostajemy, chociaż nie można tego zmierzyć, policzyć, ani zwarzyć.
W związkach rzeczywiście lubi się pieprzyć, komplikować. Rodzą się dziwne, surrealistyczne problemy, jakich nie mieliby przyjaciele.
Ma się wobec siebie za duże wymagania, oczekiwania.
Miałem okazję przyjrzeć się temu z bliska na przykładzie najlepszego przyjaciela i jego dziewczyny. Z boku ich relacja (ta cała wielka miłość) wydaje się śmieszna i żenująca. Czasami miałem ochotę poprosić Piotrka, żeby zatrzymał samochód i wysiąść, nawet w szczerym polu.
- Daj mi buzi.
- Nie.
- To nie będę się do ciebie odzywać!
- I tak się nie odzywasz.
<milczące pół godziny później>
- No dam ci buzi!
- Teraz to już nie chcę.
- Zaaaamknijcie się!!!
Nic by z tego nie wyszło. Nie wyniknęłoby nic, poza wielkim rozczarowaniem, życiową porażką, po której bym się nie pozbierał.
Przepraszam, że tyle położyłem na Twoje barki.
Najwyższy czas zacząć żyć pełnią życia – załogować się na Defias Brotherhood i zrobić 64 level.
Jak się wylogować z rzeczywistości?
Usunięcie konta na naszej-klasie i poblokowanie na gg znajomych z "reala" to chyba za mało.
W każdym razie dzisiaj zrobię 63lvl.
Przybyła, zobaczyła i się obraziła.
„Sama się odstawię”.
Łatwo się odstawiać, jak ma się nieszczęśnika w dupsku, prawda Karolina?
Jakoś mi nie jest smutno. Wiedziałem, że nic z tego nie będzie.
Odgrzewane kotlety nie smakują już tak dobrze, a rozmrożonych produktów nie wolno ponownie zamrażać.
Moje życie zaczyna się po kliknięciu na ikonkę World of Warcraft.
Głupia księżniczka!
Mam Cię dosyć.
Człowiek się namęczy, żeby zorganizować Ci rozrywkę, a Ty nie pozwalasz się zabrać, bo masz coś lepszego do roboty.
Mieliśmy na rowerach jeździć, specjalnie odebrałem go z serwisu.
Ja pierdole!
A najgorsze jest to, że jestem dokładnie taki sam jak Ty wobec innych ludzi.
Już niedługo.
Staraj się dalej, proszę.
Z lubością odstawię Cię na dobre.