Nie czuję smutku, nie czuję lęku, nie czuję gniewu, nie czuję radości.
Nie czuję obrzydzenia, nie czuję poczucia winy, nie czuję wstydu.
Czuję coraz mniej i coraz słabiej.
Pozytywne skutki terapii.
Leki działają.
O to mi chodziło? Tego chciałem?
Nie jestem sobą. Jestem sztuczny, syntetyczny.
Napychają mi głowę pierdołami. Socjalizują, indoktrynują, systematyzują, normatywują, transformują, metamorfują, upgreadują, tuningują.
POSTAL odszedł, urojenia znikły, obsesje wyblakły, natręctwa wygasły, podszepty ucichły. Dziwne natrętne myśli uległy rozproszeniu, przestały mnie nawiedzać. Świat fantazji gdzieś się zagubił, nie mogę go odnaleźć, nie mogę się w nim schować.
Jestem szary, zwyczajny, nudny nawet dla samego siebie.
Dzisiaj ktoś mnie zlekceważył. Ktoś ważny, ktoś, kto wydawał mi się istotny.
Powinienem się zezłościć, nie umiem się już złościć.
Jest mi wszystko jedno. Nie wiem i olewam.
Została drzazga. Zwiększył się dystans, poczułem wrogość.
To jakaś forma kompensacyjna emocji? Pamięć.
Cienie, echa uczuć.
Dysonans poznawczy. Nie jest tak jak było w reklamie.
Mam ochotę cały czas spać.
„To dobrze, leki działają.”
A może już nic innego mi nie zostało…