Archiwum wrzesień 2007


PBS, TNTP
Autor: postal
Tagi: pbs   tntp  
30 września 2007, 18:26

Nadeszła jesień, a z nią nadciąga stuletnia noc.

Świat staje się szary i ponury.

Rzeczywistość nieprzyjazna, ludzie wrodzy.

Rodzą się problemy.

Kontakty interpersonalne się sypią.

Psychika w skrawkach.

 

Ale To Nie jest Twój Problem.

SHE SO HIGH
Autor: postal
Tagi: filia  
26 września 2007, 22:03

Móc z nią być cały czas.

Ciągle czuć zapach jej perfum.

Słyszeć jej głos.

Widzieć jej uśmiech.

Być blisko, na wyciągnięcie ręki.

Patrzeć w jej oczy.

Co dzień wręczać jej ulubione kwiaty.

 

Takie uczucie rodzi się tylko raz w życiu.

Zranione nie umiera, tylko chowa się głęboko.

Czasami o sobie przypomina, tak jak dzisiaj.

Spierdalaj do budy. Daj mi żyć, nie dręcz.

Nic nie mogę więcej zrobić. Ona wie, czego chce.

 

Mam prawie wszystko. Prawie, bo Ciebie mieć nie mogę.

PIATA ITERACJA
Autor: postal
Tagi: iteracje  
19 września 2007, 23:02

„Tuż przy krawędzi chaosu pojawiają się nieoczekiwane efekty, przetrwanie staje pod znakiem zapytania.”

.
Autor: postal
Tagi: nie oszukasz  
17 września 2007, 23:58

Sam, samego siebie nie oszukasz








 


Dostępny, ale tylko na receptę.

..
Autor: postal
Tagi: veto  
16 września 2007, 22:50

Jak odejdziesz to powrócisz









Jestem dostępny, ale tylko na receptę.

...
Autor: postal
Tagi: nic  
13 września 2007, 23:17

Nieczynne









Jestem dostępny, ale tylko na receptę.

AVOID
Autor: postal
Tagi: unik  
11 września 2007, 20:58


Jak zbity pies.
Znów zrobiłem unik. Wystraszyłem się. Nie miałem dosyć odwagi, żeby spróbować
Na drodze do szczęścia stoi widmo porażki i związanych z nią bolesnych odczuć.
Postawa obronna na zewnątrz gwarantuje bezpieczeństwo, ale ogromnym kosztem.

Powolna śmierć emocjonalna.
Agonia uczuć.

POWROT, WPADKA, ZLOSC
Autor: postal
Tagi: warszawa  
09 września 2007, 20:41

Dwa dni w Warszawie. Szybko zleciało... Szkoda.
Bawiłem się świetnie, zrealizowałem kilka pomniejszych marzeń. Jedno duże.
Poznałem wiele wpływowych ludzi, nawiązałem interesujące kontakty, które mogą zaowocować w przyszłości, zostałem przedstawiony wielu VIP'om.
Kosztowałem podatników jakieś 400zl.

Napiłem się wódki. Źle się stało, ale nie miałem wyjścia, nie wypadało inaczej.
Żałuję, jestem na siebie zły. Uległem stereotypom, konwenansom, korzyściom jakie owa popijawa mi dała.

Muszę to odpokutować.
Zamknąć się w sobie na jakiś czas.
Zrobić unik, ukryć się przed światem, przeczekać.
Wybaczyć sobie, znaleźć uzasadnienie albo zapomnieć.

KRONIKA ODDZIALU DZIENNEGO
Autor: postal
Tagi: kronika  
07 września 2007, 21:06

ŚRODA 5 WRZEŚNIA 2007  

     Dzień zaczął się fantastycznie. Wstałem jak zawsze dopiero po trzecim dzwonku budzika, który za każdym razem opóźniałem o 10 minut. Była godzina 8:00. Całkiem zaspany, niezdolny do niczego, zawieszony między jawą a snem zalałem kawę wrzątkiem, umyłem twarz, zęby, ubrałem się i ciągle nie wiedząc jak się nazywam wyszedłem do sklepu po bułki. Kiedy wracałem zdarzył mi się wypadek, niezbicie świadczący o tym, że Bóg mnie nienawidzi.
    
Winda najpierw szarpnęła, potem zwolniła, szarpnęła jeszcze raz i zatrzymała się między piętrami. Utknąłem. Pozycja kabiny uniemożliwiała awaryjne otwarcie drzwi, zajebiście. W windzie nie ma światła, bo komuś spodobała się żarówka. Zajebiście. Przyświeciłem sobie komórką i z ocalałego kawałka naklejki (ta z kolei chyba się komuś nie spodobała) odcyfrowałem numer do pogotowia technicznego. Odebrali zgłoszenie, przyjechali całkiem szybko, bo po niecałej godzinie, podczas której zaobserwowałem, że siedzenie na podłodze ciemnej kabiny windy jest cholernie monotonne. Uruchomienie silnika zajęło im kolejne kilkanaście minut. Kiedy wreszcie byłem wolny z wrażenia zapomniałem nawet podziękować wybawcom. Wyszedłem z psem, który czekał przy drzwiach z przepełnionym pęcherzem, zjadłem pierwsze śniadanie, chwilę jeszcze posiedziałem w domu, bo jak się spóźniać to już na całego i wreszcie wyszedłem.
     Na oddziale byłem parę minut po 11-tej. Popędziłem do dyżurki pielęgniarek i czym prędzej łyknąłem piguły. Ulżyło. Zdążyłem akurat na zajęcia indywidualne. Wszyscy siedzieli zgromadzeni w sali, jak podejrzewam zażywszy lekarstwa o przepisowej porze i uczestnicząc w codziennej wizycie lekarskiej. Zebrałem baty za spóźnienie, po czym zaczął się wykład Emila, traktujący o obyczajach społecznych zwierząt. Słoni, bawołów, mangust, antylop i innych. Chyba przysnąłem. Z drzemki wyrwało mnie określenie „skrytojebca”. Z początku myślałem, że mnie obraża, ale okazało się, że to określenie samców jakiegoś zwierzęcia, którzy cichaczem zapładniają samice należące do przewodnika stada. Potem były rekordy fauny. Fascynujące, wracam do spania. Rekordy roślin. Ekstra, śpię dalej. Iza czytała newsy ze świata polityki z gazety o wysokim nakładzie, słabej wiarygodności i żałosnych wartościach merytorycznych. Seks-afery w Samoobronie. Już nic mnie nie może zaskoczyć w tej organizacji. Nic nowego.Czas wolny spędziłem dokuczając komu się dało. Nie zdążyłem się nawet rozkręcić, kiedy wybiła pora obiadu. Przed posiłkiem odebraliśmy pakiety z lekarstwami na dni wolne. Po jedzeniu zażyli popołudniowe tablety, piguły i kapsuły i rozeszli się do domów. Ja zostałem chwilę dłużej, żeby pozakładać krzesełka na stoliki w jadalni i wynieść z Damianem i Emilem stół do ping-ponga do Sali rekreacyjnej z powodu, którego nie pamiętam.
 

CZWARTEK 6 WRZEŚNIA 2007
     Dzień wycieczki. Tu muszę otwarcie przyznać, że jako kronikarz dałem plamę. Nie mogłem iść na z pewnością ekscytującą i pełną wrażeń ekspedycję, gdyż zostałem wezwany na oddział w celu przeprowadzenia na mnie eksperymentów z rakotwórczymi izotopami i substancjami mutagennymi. Żartuję, miałem mieć zwyczajne badania psychologiczne.
     W normalnych okolicznościach moją funkcję przejąłby drugi kronikarz, ale on również był tego dnia na oddziale. Przyjmijmy więc, że wycieczka się udała, było fajnie i ciekawie, wszyscy wrócili do domów cali i zdrowi.
     Nawet nie wiem, dokąd była ta wycieczka… Taki ze mnie kronikarz jak z koziej dupy trąba, taka tam dygresja.
     Dotarłem na oddział jak zawsze z niewielkim poślizgiem, tak około 9-tej, dzierżąc w dłoni próbkę moczu do analizy. Ku mojemu zdumieniu było tu jeszcze parę innych osób. Zjadłem bułki zakupione w szpitalnym sklepiku, sieknąłem kawkę i udałem się na testy. W przerwie między testami usłyszałem dziwne głosy dochodzące ze świetlicy. Po bliższym przyjrzeniu się sprawie odkryłem ze zgrozą, że to jęki torturowanych w nieludzki sposób pacjentów, lub ich śpiew, jedno z dwojga.
     Oddział opuściłem o 12-tej. Chyba jako ostatni.

NOTHING'S LEFT
Autor: postal
Tagi: nicość  
03 września 2007, 20:48

     Nie czuję smutku, nie czuję lęku, nie czuję gniewu, nie czuję radości.

Nie czuję obrzydzenia, nie czuję poczucia winy, nie czuję wstydu.

Czuję coraz mniej i coraz słabiej.

Pozytywne skutki terapii.
Leki działają.

 

     O to mi chodziło? Tego chciałem?

Nie jestem sobą. Jestem sztuczny, syntetyczny.
Napychają mi głowę pierdołami. Socjalizują, indoktrynują, systematyzują, normatywują, transformują, metamorfują, upgreadują, tuningują.

 

     POSTAL odszedł, urojenia znikły, obsesje wyblakły, natręctwa wygasły, podszepty ucichły. Dziwne natrętne myśli uległy rozproszeniu, przestały mnie nawiedzać. Świat fantazji gdzieś się zagubił, nie mogę go odnaleźć, nie mogę się w nim schować.

Jestem szary, zwyczajny, nudny nawet dla samego siebie.

 

     Dzisiaj ktoś mnie zlekceważył. Ktoś ważny, ktoś, kto wydawał mi się istotny.
Powinienem się zezłościć, nie umiem się już złościć.

Jest mi wszystko jedno. Nie wiem i olewam.

Została drzazga. Zwiększył się dystans, poczułem wrogość.

To jakaś forma kompensacyjna emocji? Pamięć.
Cienie, echa uczuć.

Dysonans poznawczy. Nie jest tak jak było w reklamie.

 

Mam ochotę cały czas spać.

„To dobrze, leki działają.”

A może już nic innego mi nie zostało…

PUSTKA
Autor: postal
Tagi: void  
02 września 2007, 22:27

     Spotkałem się ze starą znajomą. Nie widzieliśmy się równo miesiąc, ale nie o tym chciałem pisać. Było miło i sympatycznie. Cztery godziny zleciały niezauważalnie, na rozmowie i grze w bilard.  Poruszaliśmy tematy głębokie, jak i te zupełnie błahe.

     Przyznałem się przed samym sobą, że jestem cholernie samotny. Nie, nie samotny. Samotny byłbym, gdybym tę samotność odczuwał, cierpiał z tego powodu. Ja jestem pusty. Nie kocham nikogo. To, że nikt nie kocha mnie wcale mnie nie obchodzi. Wyzbyłem się złudzeń, że kocham się w przyjaciółce. „Jeśli kochasz, to cierpisz z powodu każdej sekundy, w której nie jesteście razem, a nie świadomie i z premedytacją separujesz się na czas określony, w celu nabrania dystansu. Co to za miłość bez pożądania?”.
     Wydaje mi się, że to prawda. Straszna, okrutna, brutalna, naga prawda o mnie. Nie kocham nikogo!! Nikogo nie pożądam. Może przedmioty, pieniądze...


Tak chciałbym kochać…

Nawet bez wzajemności, byle nie być pustym.

CZWARTA ITERACJA
Autor: postal
Tagi: iteracje  
01 września 2007, 22:12

„W miarę zbliżania się do krawędzi chaosu, między elementami systemu narastają konflikty. Układ wkracza w obszar niestabilny, grożący mu zagładą.”