Najnowsze wpisy, strona 28


TICAL
Autor: postal
11 sierpnia 2004, 21:52

Najpierw ONI zrzucili bombę...
     Biały błyska na kilka minut rozjaśnił niebo nad całą północną półkulą. Ludzie wylegli na ulicę podziwiając fenomen. Wkrótce ich ciała zaczęły płonąć... Skóra pomarszczyła się i popękała. Oczy wygotowały się zostawiając ziejące pustką oczodoły. Potężna fala uderzeniowa zdmuchnęła ich zwęglone ciała zastygłe w groteskowych pozach...
Później była zaraza...
     Ci którzy byli bezpiecznie ukryci pod ziemią przetrwali. Zdziesiątkowała ich choroba... Wypadały im włosy, skóra odchodziła wielkimi płatami. Nie mogli jeść, nie mogli pić.
Następnie przyszła śmierć...
     Agonia trwała tygodniami. Umarli wszyscy, jeden po drugim...
Dotarła wszędzie. Zapukała do każdych drzwi. Nie było na nią lekarstwa...

Setki tysięcy zginęło...
Ci którzy przetrwali żałowali, że nie umarli od razu...

8 sierpnia 2004
Autor: postal
09 sierpnia 2004, 03:19

Jestem zmęczony.
Właściwie to padam z nóg...

     Wstałem zanim jeszcze słońce na dobre rozgościło sie na nieboskłonie. Nie mogłem spać. Dręczyły mnie niejasne wizje z przeszłości oraz dziwne przeczucia, przypominające bardzo natrętne swędzenie. Wypiłem kawę, do długiej torby wrzuciłem łopatę, tandetną chińską maczetę, menaszkę ze spirytusem, moje ulubione papierosy i pare paczek Lays'ów.
     Jak zwykle kiedy się gdzieś śpieszę samochód odmówił współpracy. Musiałem odpalić go "na popych", co kosztowało mnie wiele wysiłku i cierpkich słów pod adresem sił sprawczych kierujących tym światem (komunistów, faszystów i innych wariatów). Po kilku godzinach (!) błądzenia po lasach i klnięcia na co popadnie udało mi się skręciw we właściwym momencie i po dalszych kilkudziesięcu minutach dojechać pod samą bramę domu, domu w którym spędziłem dzieciństwo...

     Widok jaki ujżałem w pierwszej chwilio nieco mnie zaskoczył. Otóż w koszmarnym śnie widziałem ten dom jako zdewastowaną ruinę otoczoną na wpół umarłymi drzewami, suchymi liścmi zaścielającymi ziemię oraz wszechobecną mgłą. Okazało się, że wizja ta nie miała nic wspólnego z rzeczywistością. Brama, podobnie zresztą jak i całe ogrodzenie, była w doskonałym stanie. Otoś zadał sobie niemało trudu oczyszczając kute żelazo z rdzy i impregnując je na nowo. Drzewa szumiały cicho zielonymi i zdrowymi liśćmi. Między pniami dało się widzieć soczysty, zadbany trawnik oraz odnowioną elewację domu i nową czerwoną dachówkę. Kamera umieszczona na cokole wspierającym bramę właśnie obróciła się w prawo i teraz ogniskowała się na moim samochodzie.
     Zgasiłem motor i wysiadłem z auta. Zarzuciłem na ramię torbę i skierowałem się okrężną drogą w stronę lasu rozciągającego się za tyłem posiadłości.

     Nie poznawałem tego miejsca. Las się zmienił. Zarósł i zdziczał. Musiałem przedzierać się przez chaszcze i zarośla nieraz torując sobie drogę maczetą. Zatrzymywałem się przy każdym "dużym drzewie" i kopałem. Kopałem z coraz większą zaciekłością i determinacją. Opróżniłem manierkę, zjadłem wszystkie chipsy, wykopałem kilkadziesiąt dołków...

NIE ZNALAZŁEM...

     Nawet nie zauważyłem kiedy zrobiło sie ciemno. Sfrustrowany obmacałem dokładnie wszystkie kieszenie. Nie wziąłem latarki... "Wrócę jutro" pomyślałem.
    
Wrzuciłem szpadel do torby, przerzuciłem ja przez ramie, kiedy nagle wiatr przestał wiać.

     Liście przestały szumieć... Ptaki zamilkły... Ciemność zgęstniała jeszcze bardziej... Usłyszałem szept...

     Rzuciłem się do ucieczki. Liście i gałezie chłostały mnie po twarzy, czepiały sie ubrania i butów. Nie zważając na ból biegłem. Nie wiedziałem nawet czy biegne w dobrym kierunku... Po prostu chciałem znaleśc się jak najdalej od tego przeklętego GŁOSU!! Jak najdalej od tego przekletego lasu. Jak najdalej od tego przekletego domu.
     W końcu zdyszany, zlany zimnym, lepkim potem wypadłem na drogę na północ od miejsca, w którym zostawiłem samochód. Drżałem na całym ciele. Nie mogłem się skupić, zacząć racjonalnie mysleć. Zdałem sobie sprawę, że przedzierając się przez zarośla w irracjonalnym ataku paniki zgubiłem gdzies torbę. Było mi wszystko jedno. Nie miałem zamiaru po nia wracać...

Przynajmniej nie dziasia... Nie po ciemku...

26 kwietnia 1986
Autor: postal
08 sierpnia 2004, 00:14

Miałem kiedyś COŚ...
Było moje... Moje i niczyje więcej!!
TYLKO MOJE!!

Znalazłem TO w lesie... Było piękne... Piękne i straszne zarazem...
Świeciło nikłym blaskiem... Wołało mnie po imieniu...
Chciało, żebym wejrzał wgłąb TEGO...

Bałem się...
Zawinąłem TO w chusteczkę i schowałem w szafie.

Nie pomogło...

     W nocy widziełem zielony blask przesączający się przez zamknięte drzwi. Słyszałem szepty.
Najperw prosiły mnie, później rozkazywały. Wreszcie przeszły w szloch, następnie histeryczny chichot.

Bałem się...

     Nazajutrz poszedłem do lasu za ogrodem mamy. Szedłem długo. Mama zabraniała mi oddalać się tak daleko od domu.
     Wyciągnąłem zawiniątko z kieszeni. Chciałem ostatni raz obejrzeć TO, nacieszyć sie jego widokiem...
Zawachałem się. Szept stawał się nie do zniesienia.

- Rozwiń MNIE!! Zajżyj we MNIE!! Zajżyj!! Zajżyj!! Zajżyj...

     Gołymi dłońmi wykopałem dołek. Pod dużym drzewem. Włożyłęm tam zawiniątko.

- NIEEEEEE!!! ZAJŻYJ WE MNIE!! ROZWIŃ!!!

     Szybko zasypałem dół ziemią. Chciałem pozbyć się TEGO z głowy!!

Krzyczałem, krzyczałem ile sił w płucach.

     Zacząłem biec. Goniło mnie wściekłe wołanie, słyszałem wrzaski, groźby... TO mówiło straszne rzeczy, bałem się!!
Przewróciłem się i upadłem. Zakryłem uszy, zwinąłem się w kłębek i krzyczałem...
     W końcu osłabłem. Chyba zasnąłem. Nie pamiętam...

     Obudziłem się w domu. Nade mną stała mama. Martwiła się...

GŁOS UCICHŁ, GDZIEŚ SOBIE POSZEDŁ...

 

Teraz wiem, że zrobiłem źle.
Powinienem być bardziej odważny!!
Powinienem usłuchać głosu!! Zajrzeć w kamien!!!
POJADĘ TAM...
ODNAJDĘ GO...

WOOPS, I DID IT AGAIN...
Autor: postal
05 sierpnia 2004, 23:33

Znów TO zrobiłem...

TO jest jak narkotyk...
Gdy raz zaczniesz, nie możesz już pszestać...

Nawet nie wiem kim ONA była, ile lat miała, gdzie mieszkała, w co wierzyła...
Po prostu szła sobie. W nieodpowiednim miejscu, o złej porze...

Podszedłem od tyłu. Jakiś czas szedłem za NIĄ.
Słuchała głośnej muzyki.
Nawet nie zauważyła jak nadchodzę...

Zarzuciłem JEJ strunę na szyję.
Ścisnąłem mocno.
Walczyła tylko przez moment.
Po chwili była jak szmaciana lalka...

Dookoła nie było nikogo... Nikt JEJ nie widział, nikt JEJ nie pomógł.
Zabrałem torebkę i odszedłem w noc.

A muzyka grała dalej.

BATTLEFIELD
Autor: postal
04 sierpnia 2004, 22:50

Leżę martwy…

 

     Gdzieś w oddali słychać wściekłe ujadanie karabinów maszynowych.

Znów upadła bomba zamieniając murowany budynek w ziejącą czernią jamę.

Jęki konających, pośpiesznie wykrzykiwane rozkazy.

Ktoś przebiega po moim martwym ciele, odwracając mnie na plecy.

 

     Widzę niebo, białe obłoczki leniwie suną na północny wschód.

Już niczego nie potrzebuję…

 

NICZEGO JUŻ NIE MUSZĘ...

KAZDY INNY... ZAWSZE ROWNY??
Autor: postal
04 sierpnia 2004, 03:14

Nienawidzę was wszystkich…

 

     Nie chcę oglądać waszych, modelowanych konwenansami i panującymi w tym waszym pieprzonym społeczeństwie zasadami, masek – uśmiechniętych lub smutnych w zależności nie tyle od sytuacji, co od socjologicznie obowiązujących reguł.

     Szufladki, przegródki, każdy musi mieć swoje miejsce, za wszelką cenę, nawet na siłę. W przeciwnym razie system się wywala, ale od czego macie szpitale psychiatryczne, więzienia, szafy, piwnice… My to MY, a oni to ONI. Chcesz być z nami – ubieraj się jak MY, mów jak MY, jedz to co MY, myśl jak MY, wierz w to co MY…

     Boicie się czego nie znacie, niszczycie to czego się boicie… Zabijacie wszelką indywidualność. Wszystko co inne zamykacie w klatkach, izolujecie i skrzętnie chowacie, drżąc na samą myśl, co pomyśli rodzina, sąsiedzi, znajomi.

     Demokracja to wasz najgłupszy wynalazek. Każdy system jest po tysiąckroć lepszy od tego. Stwarza wam pozory wolności i niezależności trzymając jednakże mocno za jaja. Ale wy przecież lubicie maskarady…

 

Ja tu po prostu nie pasuję!!

 

     Urodziłem się wojownikiem. Żyję jak roślina uprawna, jak niewolnik waszych reguł, których nie pojmuję, które są dla mnie czystą abstrakcją!! Widzicie we mnie tylko to co może być przydatne „dla dobra ogółu”, czyli waszego. Moje potrzeby interesują was tyle co dawane na tacę drobne… Chcecie, żebym siedział cicho, kształcił się, a przez resztę życia produkował, wytwarzał, budował… Aby wreszcie zdechnąć jako pomarszczony, schorowany i zapomniany starzec, gdzieś w przytułku.

     Co wasz system oferuje w zamian? Ułudne poczucie bezpieczeństwa oraz radosną konsumpcję.

     Siedzę więc na dupie i konsumuję, konsumuję i rzygam.

 

     Urodziłem się by zabijać, zabijać i być zabitym. Zwyciężać lub przegrać, raz i ostatecznie.

Walczyć o pokarm, o terytorium, o przetrwanie. Panować lub zginąć.

 

Więc zabijcie mnie lub zamknijcie zdala od waszych gier, waszych spraw, waszego świata!!

 

Bo już wkrótce (...)

LOVE IS WEIRD KIND OF SHIZOPHRENY...
Autor: postal
02 sierpnia 2004, 16:40

Zabij w sobie miłość albo pozwól jej uciec...

Nie obchodzisz nikogo, wszyscy maja cię w dupie...

Nie znają twoich mysli ni twojej duszy, nie maja pojęcia co w środku cie dusi...

NIGHTMARE... OR MAYBE NOT...
Autor: postal
30 lipca 2004, 22:09

     Jest mi zimno… Tak bardzo zimno…

Coś jest za drzwiami… Wiem to na pewno…

     Czuję TO… Słyszę jak oddycha, jak się porusza…

Woła mnie… Chce mnie…

     Nie dostanie…

Przynajmniej nie żywego…

     Deszcz bębni o parapet mojego okna. Blade światło księżyca sączy się do środka przez szpary w żaluzjach. Jakiś zwierze zawyło złowieszczo, po czym nastała cisza.

Jest tak cicho… Tylko ten chrapliwy oddech…

     Szafa rzuca podłużny prostokątny cień padający u stóp mego łóżka. Cień ten zdaje się poruszać, drga nieznacznie. Wydłuża się, wypacza, zmienia formę…

     Błyskawica rozcina niebo, jej światło na moment wyłania dziwny kształt kryjący się za szafą.

O mój Boże, widzę TO!!

     Sekundę później znów nastaje ciemność. Szafa znów rzuca swój zwyczajny kanciasty cień.

Poszło sobie?

     Rozglądam się panicznie po pokoju. Czuję zimny pot występujący mi na czoło, gęsia skórka pokrywa całe moje ciało, moszna kurczy się i przywiera mocno do ciała.

Boję się…

     Przez grzbiet przebiega mi spazmatyczny dreszcz. Wzrok wyławia z ciemności wyraźnie odcinające się od mrocznego tła, wpatrzone wprost we mnie, białka jakichś nieludzkich oczu. Gasną jednak w świetle kolejnej błyskawicy. Czuję ulgę. Wzdrygam się mimowolnie.

     Deszcz przybiera na sile. Gdzieś z oddali dochodzi stłumiony odgłos grzmotu.

Cisza…

     Piętro wyżej rozlegają się kroki. Ktoś przechodzi od okna i przystaje dokładnie nad moim łóżkiem. Nic dziwnego, w końcu załom ściany tworzy idealne miejsce, żeby postawić tu łóżko. Coś jednak nie daje mi spokoju…

     Dopiero po chwili dobiera do mnie, że przecież mieszkam na najwyższym piętrze…

Balkon!!

     Słyszę jak skrzypią dawno nie oliwione zawiasy, Drzwi otwierają się na oścież uderzając z hukiem o ścianę. Dźwięk deszczu potęguje się. Dzwoni mi od niego w uszach. Znów oblewa mnie zimy pot.

Co tak śmierdzi?? Jakby gnijące mięso…

     Jakiś ciemny kształt przesuwa się za oknem. Widzę go wyraźnie w świetle kolejnej błyskawicy rozcinającej wściekle niebo. Basowy pomruk grzmotu wprawia w drżenie szyby w oknie.

A może to COŚ innego próbuje dostać się do środka??

Moje rozważania na ten temat przerywa zgrzyt rygla w drzwiach od mojego pokoju.

Klamka powoli wędruje w dół…

Wydaję z siebie zduszony kszyk.

Naciągam kołdrę na głowę.

Cisza…

Ciemność…

CROSSFIELDS
Autor: postal
27 lipca 2004, 22:39

Sytuacja na bliskim wschodzie staje się z dnia na dzień coraz bardziej napięta. Daleki wschód na razie siedzi cicho, aż za cicho…

 

III Wojny Światowej nikt nie wygra.
Przegra ją cała ludzkość…

 

A następna będzie już na kamienie...

BADLUCK
Autor: postal
26 lipca 2004, 00:18

     Szedłem sobie chodnikiem, kiedy nagle tuż przede mną upadła cegła.

Pomyślałem:
Jezu kurwa chryste mać, to zaledwie pare kroków, jakież miałem szczęście!!

I wtedy runęła na mnie cała ściana...

SANATORIUM POD KLEPSYDRA...
Autor: postal
24 lipca 2004, 23:01

     Na miejsce dojechałem dobrze po 20. Niepotrzebnie po drodze wypiłem to pół litra Czystej (właściwie to niepotrzebnie mieszałem wódkę z piwami…), bo teraz strasznie bolała mnie głowa.

     Po prostu chciałem jak najszybciej położyć się w łóżku i przeczekać do jutra.

Niestety biurokracja dociera wszędzie, powiedzą wam to nawet pingwiny zamieszkujące biegun północny, które od 5 lat muszą nosić identyfikatory na lewym skrzydle... Wizyta u ordynatora (a raczej mała awantura jaka wynikła w poczekalni) doprowadziła do skierowania mnie na dalsze badania pod katem psychiatrycznym. Mili sanitariusze jednak dali się przekonać, że zgłoszę się na nie następnego dnia.  Mimo wszystko te przepychanki trwały prawie godzinę. Kolejne pół godziny trwało wywalczenie jednoosobowego pokoju (właściwie to wyrzucenie na korytarz dwóch dzikich lokatorów, którzy jakimś dziwnym sposobem znaleźli się w mojej jedynce). Dopiero o 22 udało mi się wreszcie położyć na zasłużony odpoczynek.

 

     Zasypiałem z nadzieją (i Socom’em 9mm pod poduszką), że to już koniec przykrych niespodzianek.

 

Dopiero nazajutrz okazało się jak bardzo się myliłem...

NIE
Autor: postal
23 lipca 2004, 23:07

Nie palcie papierosów…

Nie pijcie alkoholu…

Nie bierzcie narkotyków…

Nie zabijajcie…

 

Jedzcie warzywa.
A najlepiej po prostu umrzyjcie...

SHOCKWAVE
Autor: postal
21 lipca 2004, 15:16

Bity wbijają mi sie boleśnie w przysadkę...
Megaherce miażdżą moje opony mózgowe...

Ta świadoma tortura mnie wykończy...
Prosze, niech ucichnie muzyka!!

Zamknijcie sie wszyscy!!

SZALONY PROROK
Autor: postal
21 lipca 2004, 14:30

Nie sądź, bo będziesz sądzony...
Powiedział jakiś szalony prorok zanim go ukrzyżowano...

Skad pewność, że życie w III a może i IV Rzeszy nie byłoby lepsze? Mnie wizja zjednoczonego świata rządzonego przez jednego człowieka wydaje sie być nader kusząca. Jeden naród, jedna nacja - nie byłoby z kim prowadzić wojen.

Cóż jak mawia przysłowie już gorzej być nie może...
I tak wszyscy umrzemy.
Wcześniej czy później...

CZLOWIEK Z IDEA...
Autor: postal
20 lipca 2004, 21:16

Pewnego razu narodził się człowiek...
Człowiek, który miał ideę...
Chciał, aby świat był lepszy...
Aby sprawiedliwość górowała nad kłamstwem i obługą, aby każdemu żyło się lepiej...

Oni myśleli inaczej...
Oni zniszczyli jego wizję...
Ich propaganda nazwała ją nazizmem i pokazała ludziom w potwornie wypaczonej formie...
Pierwsi stworzyli bombę jądrową...

I historia zatoczyła koło...

Adolf Hittler.

PRZYBYLEM, ZOBACZYLEM, ZABILEM...
Autor: postal
19 lipca 2004, 17:22

Świat się zmienia…
Ja też…

 

     Ostatnie 3 tygodnie spędziłem na refleksjach i bezczelnym nicnierobieniu w zapomnianym przez boga i wynalazki ludzkości sanatorium w Romanowie-Zdroju.

     Kiedyś dawno temu wysłałem do kasy chorych wniosek o przyznanie mi jakże zasłużonego wypoczynku w jakimś szpitalu uzdrowiskowym gdzieś na końcu świata, gdzie nie dociera nic prócz promieni słońca i ciepłego wiatru.

     Jakże byłem zdumiony, kiedy po tylu latach otrzymałem podejrzanie ostemplowaną kopertę, w której znajdował się mój pozytywnie rozpatrzony wniosek… Przez dłuższą chwilę zastanawiałem się co mam z tym zrobić - spalić, czy może po prostu wyrzucić do kosza. Uczyniłem jednak cos zupełnie innego… Spakowałem się, wsiadłem w samochód i pojechałem drogą krajową nr 7 prowadzącą prościutko jak w mordę strzelił ku równikowi (no może troszkę bliżej, w każdym razie na południe).

Po 5 godzinach błądzenia, wyklinania niedzielnych kierowców i złorzeczenia bogu dojechałem na miejsce.

 

A to co tam zastałem przerosło moje najgorsze obawy…

WE'RE ALIVE!! AGAIN...
Autor: postal
12 lipca 2004, 21:39

Zgadnijcie kto wrócił...

FRONT WYZWOLENIA ZWIERZAT
Autor: postal
21 czerwca 2004, 16:03

     Jem hamburgera. Przeżuwam właśnie soczysty kawałek kotleta delektując się jego delikatnym metalicznym posmakiem strachu, który zawsze pozostaje w mięsie zwierzęcia prowadzonego na rzeź, kiedy podchodzi do mnie całkiem estetycznie wyglądająca dziewczyna i bezceremonialnie zajmuje miejsce na przeciw mnie.

- Smakuje ci?
- Tak całkiem niezły...
- A wiesz, że to co właśnie zjadasz kiedyś było żywym czującym zwierzęciem, które zostało bestialsko zamordowane, ażeby tacy jak ty mogli nasycić swój głód??
- No raczej wolowina nie rosnie na drzewach...
- Jak więc możesz to jeść mając tego świadomość?!
- Jest smaczne...
- Kto dał ci prawo do zabijania zwierząt?
- Zwierzęta są po to, żeby mogły je zjadać silniejsze zwiężęta... -odparłem odgryzając kolejny kęs kanapki.
- Jesteś tym co jesz!! Mięsem!!
- Więc w takim razie ty jetseś tylko warzywem...

MEAT
Autor: postal
21 czerwca 2004, 00:22

Kimkolwiek jestes...
Cokolwiek robisz...
Ilekolwiek masz pieniędzy...
Jakąkolwiek masz władzę...
Czego byś o sobie nie myślał...

To i tak jesteś tylko MIĘSEM

PSYCHOPATA
Autor: postal
20 czerwca 2004, 22:19

Mężczyzna, biały, wiek około 35 lat. Ponadprzecietny iloraz inteligencji. Trudne dzieciństwo, sierota lub wychowywany przez jednego z rodziców. Socjopata. uważa, że ludzie przeszkadzaja mu żyć. Indywidualista, cechuje go wygórowane poczucie własnej wartości oraz przekonanie o swojej wyższości.

Cóż... Chyba rysopis sie zgadza, ale czy to przesądza sprawę?