Archiwum 27 maja 2008


ROLLBACK
Autor: postal
Tagi: to się nigdy nie skończy  
27 maja 2008, 13:57

Ramka na zdjęcie, dawno zastąpione innym, ale zawsze!! Płyty z filmami, przecież podpisane!! Jakiś plik na komputerze.

Wyjęte z metalowego pojemnika na chleb, przyniesione z ciemnej, dusznej, gorącej, wilgotnej piwnicy.

Odpieczętowane, odplombowane, rozwiązane, otworzone, Odpakowane.

Wyniesione na balkon, rzucone na blaszanego grilla, prawie oblane podpałką, a jednak nie oblane, nie podpalone.

Uzupełnione. Spakowane, zamknięte, zawiązane, zaplombowane, opieczętowane.

Opatrzone karteczką „Nie ruszać przed 2050”.

Wyniesione do ciemnej, dusznej, gorącej, wilgotnej piwnicy, wrzucone do metalowego pojemnika na chleb.

 

To koniec.

Wreszcie to już koniec.

To już koniec... Prawda?

 

 

 

     To dziwne, jak wybiórcza bywa pamięć. Jak łatwo zapomnieć, że coś trzeba było przygotować na zajęcia, o której godzinie grają film, na który chciało się iść, pin do karty, datę urodzin swojej matki, a jak trudno zapomnieć o kimś, o kim zapomnieć się chce. Z całych sił, z całą ponurą determinacją. Pół biedy, że zapomnieć się nie chcą złe rzeczy (niezbicie świadczące o tym, jaka to zimna, obojętna, bura suka, całkowicie nie zasługująca i absolutnie nie warta sympatii, przyjaźni, uwagi, ani w ogóle żadnego uczucia, czy wzmianki), które potrafię wyrecytować jednym tchem, zarówno od przodu, jak i wspak. Nie chcą się zapomnieć zwłaszcza te dobre (to wkurwia, ale wcale nie jest tego mało), stanowiące przeciwny biegun, zacierające złe aspekty, zniechęcające do zapominania o podmiocie będącym przyczyną powstania problemu.

     W domu jestem już bezpieczny. Pozbyłem się całego złomu, który mógłby mi stymulować pamięć, utrudniać zapominanie. Bezpieczny jestem też w pracy, gdzie myślę o frytkach, kotletach i bułkach. Bezpieczne są moje permanentnie milczące telefony, wyczyszczone z esemesów, wpisów w książce adresowej, notatek, przypomnień o urodzinach. Bezpieczny jestem na uczelni, gdzie wcale nie myślę, a śpię rozciągnięty na ławce wolny od obaw, że spotkamy się na korytarzu. Niebezpieczeństwo jednak stale podąża za mną, czai się w cieniu za moimi plecami i atakuje wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewam, mianowicie wtedy kiedy nie daj boże poczuję zadowolenie, radość, wesołość albo coś w ten deseń, dla mnie zakazanego. Są miejsca, które zagrażają mi bezwarunkowo, te w których spędziliśmy miłe (!!) chwile, ale tych łatwo mogę unikać.

     No i wreszcie to straszliwe miejsce, które muszę odwiedzać codziennie, każdego wieczoru, kiedy wychodzę z psem na dwór. Ono nigdy nie pozwoli mi do końca zapomnieć. Kiedy staję na szczycie schodów, pomiędzy blokami rozpościera się przede mną widok na jej dzielnicę, a wzrok mimowolnie szuka światła jej domu.