MY HOUSE 1
Tagi: moj dom
07 grudnia 2011, 19:40
Deszcz potwornie zacinał, uparcie starając się zamieść ich z drogi, podczas kiedy przemierzali swoje niewielkie miasteczko w poszukiwaniu zabawy, a przynajmniej suchego miejsca, gdzie można by się ogrzać.
Kilka minut wcześniej znaleźli sponiewieraną i zamokniętą ulotkę zapraszającą na całonocną halloweenową zabawę. „Kostiumy i maski wymagane!” głosił napis zamieszczony w centralnej części broszury.
„Spójrzcie, znaleźliście się na pieprzonej Ulicy Wiązów!” Jay krzyknął spod kaptura czarnej bluzy Twiztid, pokazując palcem zardzewiały znak. „To jest chore, powinniśmy to zabrać z sobą na imprezę!” powiedziała Lisa. Marihuanowy dymek unosił się z jej rozchylonych w krzywym uśmiechu ust. Rebeca cofnęła się o parę kroków, jak zawsze, kiedy zamierzała skrytykować kumpli w swoim zalatującym duńskim angielskim. „Ludzie dlaczego wy zawsze musicie kraść wszystko, co się wam spodoba? Nie mam ochoty być dzisiaj zgarnięta przez policję!” wrzasnęła, kiedy chłopcy wzięli się za wyrywanie z ziemi znaku.
„WROOOOM!!”. Nagle wśród przyjaciół zapanowała cisza, zmieszani zaczęli uważnie rozglądać się wokół, kiedy rozległ się dźwięk przypominający odległe, wojenne zawołanie, budzącej się ze snu starożytnej morskiej istoty.
„Co ty było do kurwy nędzy?!” zaczął Mike trzęsąc się i jąkając. Wielkie krople deszczu uderzały w jego twarz zmuszając go do ciągłego mrugania powiekami, co nadawało mu bardziej komicznego niż przerażonego wyrazu. „Dochodzi stamtąd. Chodźmy to sprawdzić!”. Zarządził Jay.
Z nieznanej sobie przyczyny wszyscy bez wyjątku ruszyli w kierunku stojącego w oddali domu. Zupełnie jakby jakaś niewidzialna boska siła ciągnęła ich ku ponuremu przeznaczeniu.
Mike schylił się po leżącą na chodniku ulotkę, czarny tusz pokrył jego rękę. „666 THOMPSON STREET” wymamrotał wpychając kartkę do kieszeni, nie odrywając wzroku od zabitego deskami domu, majaczącego w strugach deszczu, dokładnie na wprost niego. „Myślę, że…” zanim zdążył wyrazić pogląd, że może jednak powinni zawrócić, reszta pokonała już połowę drogi przez zapuszczony trawnik.
„Więc to ma być to miejsce?” zapytał Jay.
„Jest napisane 666, zupełnie jak na ulotce. To musi być tu.” odparł Mike.
„W życiu tam nie wejdę! Poczekam sobie tu na was, pieprzę to!” jęknęła Rebeca.
„Przestańcie być takimi cipkami! Jesteśmy na miejscu.” krzyknął Jay.
Drzwi otwarły się powoli z przeciągłym zgrzytem. Ich żywoty dobiegały końca.
Hello again mr. Postal.
Dodaj komentarz