23 lutego 2006, 07:34
Zdjął blokadę, szarpnął za skobel. Wierzeje jęknęły, ale nie puściły. Dębowe deski spuchnięte po ostatniej powodzi mocno zakleszczyły się w framudze. Szarpnął jeszcze raz. Zaklął. Wymierzył solidnego kopniaka. I jeszcze jednego.
- Co to za hałasy, co tu się dzieje?
- Sąsiedzie, pożycz topora.
- He?
- Nie „he” tylko topora!
- Aaa…
- Beee…
Uderzył raz, uderzył ponownie. Blacha pękła, posypały się drzazgi. Po kilku kolejnych razach to, co zostało z drzwi dało się już bez trudu otworzyć. „I po chuj był ten cyrk z kluczami i kłódkami?”. Pomyślał.
Piwnica była pusta. Nie było w niej ziemniaków, dżemów, kiszonki, nie było niczego co normalnie znajdować się powinno w takowym pomieszczeniu gospodarczym.
Po środku niczego, na skrzynce po piwach stał metalowy chlebak. Przeżarty rdzą. Chlebak, który matka, nich jej ziemia lekką będzie, kupiła 30 lat temu w Bułgarii.
Przez ramie Postala zajrzał sąsiad.
- Eee, pusto tu jakoś.
- To ty tu kurwa ciągle jesteś?
Colt 1911 robi wrażenie. Sąsiad zniknął tak nagle jak się pojawił. Postal ostrożnie podniósł chlebak i skierował się do wyjścia. „O gówno”. Pomyślał i miał rację…