18 stycznia 2004, 20:58
Monotonne bujanie się w przód i w tył w końcu zmęczyło moje ciało i umysł. Zapadłem w niespokojny sen. Śniły mi się groteskowe potwory z dziecięcych koszmarów ścigające mnie wąskimi, zawiłymi korytażami. Ich ściany wyginały się, falowały i zakszywiały pod nienaturalnymi kątami.
Nagle obudził mnie zgrzyt przekręcanego klucza i trzask otwieranego zamka. Zerwałem się na nogi. Zwisająca z sufutu żarówka huśtała się niebezpiecznie jakby poruszana gwałtownym przeciągiem. Stęchłe powietrze jednak stało w miejscu. Żarówka wykonała jeszcze kilka zamaszystych ruchów, po czym zamigotała i zgasła. Kiedy zapanowała ciemność zauważyłem między drzwiami a futryną szczelinę przez którą do środka sączyło się słabe, pomarańczowe światło. Rozległ się wrzask dziwnie kontrastujący ze śmiechem szaleńca, który nastąpił zaraz potem. Ostrożnie podszedłem do drzwi, nasłuchiwałem przez chwile, po czym używając stopy rozchyliłem szerzej drzwi.
Ujrzałem korytaż zupełnie jak ten ze snu...
Przerażony zatrzasnąłem drzwi i naparłem na nie całym ciałem. Osunąłem się na podłogę i zacząłem się kiwać...
W przód i w tył...