29 listopada 2004, 02:10
Lekarz kazał mi wziąć dwie, wezmę cztery… A co tam piąta gratis. Pięćdziesiątka czystej, kawa, druga kawa, papieros, dwudziestka rumu, papieros.
Stresująca praca w hipermarkecie w dziale promocji odbija swoje piętno na mojej psychice. Muszę wziąć się w garść, to dopiero drugi dzień.
Wcale nie dostałem gabinetu, kurwa nie dostałem nawet podwyżki. Magazynierzy, najniższa kasta w hierarchii hipermarketu dalej się ze mnie śmieje, a najgorsze jest to, że a najgorsze jest to, że pracownicy działu promocji wysyłani są jako żywa tarcza na pierwszy front wojny – prosto do klientów.
Co to oznacza? Że praca polega na nawiązaniu miłego kontaktu z człowiekiem i zachęceniu go do zakupu towaru.
A jak do ciężkiej cholery zachęcić kogoś do kupienia towaru jeżeli na twarzy wypisane się ma „wypierdalaj, bo cię wypatroszę”?
Kiedy ubrany w pedalską koszulę z przylepioną do piersi etykietką z imieniem i napisem „w czym mogę pomóc?” stanąłem w podległym mi dziale kosmetyków pomyślałem sobie, że jestem w piekle.
Kiedy podszedł do mnie pierwszy klient powiedziałem głośno: „O kurwa jestem w piekle!!”.
Wziąłem urlop.
Prozac (fluoxetine hydrochloride), Zoloft (sertraline), Paxil (paroxetine)