Tagi: jazda
05 grudnia 2011, 21:13
W kraju susza, rzeki wysychają, plony nie wschodzą, niektóre regiony nie widziały deszczu od pół roku.
A ja zapierdalam ze starego domu, do nowego, w najgorsze oberwanie chmury, jakie można sobie wyobrazić. Wycieraczki nie nadążają ze zgarnianiem wody, szyby parują mimo chodzącej na full klimatyzacji. Ciemno, latarnie nie świecą, wokół remonty, przebudowy, co chwila zwężenie pasa, prowizorycznie zorganizowane ronda na środku jebanej ekspresówki. Widmowe, na wpół zburzone, albo może wybudowane wiadukty. Nic nie widać, ruch wycieraczek, widać… coś widać. Lampy wsteczne jadącej (zapierdalającej ponad setkę) przede mną ciężarówki. Jest dobrze, jakby coś zdmuchnie wszystko, cokolwiek co znajdzie się na moim pasie, ale czy ABS zdąży mnie zatrzymać, czy zatrzyma mnie gruba poprzeczna belka zawieszona nad bryzgającymi mi błotem w szybę monstrualnymi, bliźniaczymi oponami. Z głośników Q-Strange ostrzega, żeby nigdy nie zabierać autostopowiczów. Mi to nie grozi, nawet jeśli tu byli to już dawno utonęli. Nic nie widzę. Nagle błysk bieli tuż przed maską mojego samochodu. Mimowolnie uchylam się przed papierowym kubkiem po kawie z McDonaldsa, którą kierowca wywrotki najwyraźniej dopił, albo zwyczajnie wystygła i straciła smak. Jest dobrze, ciągle tam jest, ciągle toruje drogę. Muszę tylko wypatrywać jarzących się czerwienią świateł – znaku, że postanowił zwolnić. Coś niesamowitego, z potwornym rykiem przemknęła obok cysterna. Minęła mnie i rozpłynęła się w strugach deszczu. Uśmiecham się do siebie. Pewnie dopadł go road rage, stan w którym już cię nie obchodzi. Jedziesz od tylu godzin, że wszystko ci jedno, czy koniec podróży będzie u celu, czy gdzieś na poboczu, z roztrzaskaną czaszką opartą o zdeformowane koło kierownicy. Stan doskonale znany wszystkim zawodowym kierowcom, dobrze znany mi, kiedy zmierzałem gdzieś na koniec świata z transportem mebli, na kokainowym haju. Zaczynam odpływać myślami w przeszłość. Wspominam wielkiego jebanego zwierza, którego rozjechałem gdzieś w Beskidzie Śląskim. Gdybym oznaczał zdobyte trofea, na lewym nadkolu byłyby piktogramy przedstawiające gołębia, dwa koty i tego borsuka. Ilu spośród was przejechało borsuka? Ilu spośród waszych znajomych rozjechało borsuka? Nie psa, borsuka właśnie. Borsuka. Ciekawe jak to jest potrącić człowieka. Uderzony wylatuje do przodu, czy najpierw z dźwięcznym stukiem wali głową o maskę? Ile jest za to punktów? Chyba mniej niż za borsuka. Borsuki są dużo rzadsze. A ja musiałem rozwalić zderzak służbowego auta właśnie o niego.
Mój zjazd. Ciężarówka znikła, deszcz przeszedł w mżawkę…