25 sierpnia 2005, 20:46
Coś się kończy, coś się zaczyna.
Po sutym obiedzie zapadłem w sen. Sen był niespokojny, nieprzyjemny, mokry i zimny jak wnętrzności trupa. Obudziłem się późnym wieczorem, spocony i zmarznięty.
Coś się skończyło...
Gdzie się podziało to całe zadowolenie, które nagromadziłem przez parszywe wakacje? Gdzie ten optymizm, wola życia?
Coś się zaczyna...
Znów wypełnia mnie gniew. Nienawiść do wszystkiego co żyje, wszystkiego co oddycha, wszystkiego co rośnie.
Konfrontacja z nowym mną boli. Postal jest silniejszy niż zwykle. Jedyny imperator, władca porcji lodów. Nie chce z nim walczyć, boję się go.
Mówi „zabij się, ja przywrócę ci życie”.
Pawła już tu nie ma....
Nie podchodźcie do mnie, nie dotykajcie mnie, nie mówcie do mnie, nie patrzcie w moja stronę, nie wchodźcie mi w drogę.
Ja nie mam przyjaciół. Jak ja was nienawidze...