30 czerwca 2005, 00:29
Nienawidzę poniedziałków.
Jest piekielnie gorąco. Wyrzucili mnie z pracy.
Klimatyzacja nie działa. Do tego komuś zachciało się wyprzedzać w tunelu. Karetka zablokowała przejazd.
Upał. Nie opłaciłem alimentów.
Muszę stąd wyjść. Idę do domu.
Cywilizacja, sklep.
Chciałem kupić tylko puszkę napoju, ale przecież inflacja, rośnie stopa procentowa... Sprzedawca nie rozumie, że jeszcze tydzień temu starczyło by mi na tą puszkę. Ale szybko się uczy. Miał pałkę pod ladą. Teraz nie ma nawet lady.
Idę do domu.