22 lutego 2004, 13:24
Grzyby halucynogenne to jeden z najstarszych środków odurzających znanych ludzkości. Nie zmienia to faktu, że jeden z najlepszych…
Kolory. Wszystkie powierzchnie pokrywają się surrealistycznie jaskrawymi teksturami. Coś zaczyna dziać się z moim ciałem…
Tak szybko?
Ogarnia mnie słabość. Nogi zaczynają uginać się pod moim ciężarem.
Tak szybko…
Już nie pcham wózka, ale jadę na nim zawieszony na rurce przeznaczonej do przekazywania energii kinetycznej wprawiającej go w ruch. W mijanym lustrze dostrzegam niewyraźne odbicie.
To ja?
Wyglądam jak paralityk, albo starzec uczący się na nowo chodzić przy użyciu balkonu.
W każdym razie dziwnie.
Ludzie zaczynają oglądać się za mną. Wzbudzam powszechną ciekawość.
Jak nowo odkryty gatunek małposzczura w zoo??
Półki przesłaniają mi widok. Ciągną się w nieskończoność we wszystkich płaszczyznach. Falują. Ich zawartość sama wpada do mojego koszyka.
Czy widziałem krasnoludka? Taki mały kurdupel w czerwonej czapce z kutasem i w żółtych rajtuzach…
Groteskowo zakrzywiają się ku mnie gdzieś pod sklepieniem sufitu. To istny labirynt. Prawdziwa dżungla.
Tarzan na lianie przecina mi drogę z głośnym wrzaskiem wpadając na regał z konserwami.
Tyrolska? Czemu nie dziękuję Mogwli.
Wiertarki, betoniarki.
Chodzące młotki? A to skąd się tu wzięło?
Krocząc stukają drewnianymi butami o ceramiczną podłogę. Ochrypłymi metalicznymi głosami śpiewają pieści religijne - pielgrzymka do Czestochowy...
Wkraczam do innego wymiaru. Otacza mnie technologia. Z monitorów zajmujących całą ścianę spoglądają na mnie twarze.
Ćwiczymy z Cindy Crawford. Raz, dwa trzy, kalafior.
Słyszę głosy. Kablowe węże wiją się po podłodze. Przedzieram się przez dzielnice wież stereo. To niebezpieczna dzielnica. Łatwo tu zabłądzić i zostać zaatakowanym przez pigmejów w czerwonych koszulach.
My do lodówki…
Nie mieszczę się w środku. Kto projektował tą kapsułę ratunkową?
Świat się zmienia. Gna do przodu. Z zachodu na wschód, a może odwrotnie. Ryby, ślimaki, ośmiornice, kraby, ogromne pająki, szczury, meduzy. Sześciogłowy potwór za ladą mieli mięso w wielkiej napędzanej parą maszynce. Mięso krzyczy, wierzga i wymachuje rękami.
- Następny proszę! (Dla pana wątroba? Proszę się tu położyć, to nie będzie bolało.)
Nie podoba mi się tu wcale.
Znowu te krasnoludki!!! Teraz na pewno je widziałem…
W samym sercu labiryntu dyskoteka!! Przy suficie wesoło błyska wielka srebrna kula dyskotekowa. Mieni się, rzuca dookoła tęczowe cienie. Grono wyznawców bije przed nią pokłony. Sprzątaczki z fryzurami afro czyszczą podłogę w takt muzyki, wywijając gołymi pośladkami.
O cześć! Ty też tu z przypadku? Czemu mnie przedrzeźniasz?
Lustro?
Napoje. Nie mogę sięgnąć najwyższej półki (niknie w chmurach gdzieś pod nieboskłonem zaraz obok szczytu Mount Everest).
Wejdę na wózek. Udało się!
Kartony z kandyzowaną krwią spadają na podłogę (źle je przykleili). Łapię falę. Serfuję w kierunku Wielkiego Kanionu Przypraw Korzennych.
Cholera, inkwizycja!!
Zeskakuję z rumaka łapiąc w locie dwuręczną bagietkę.
Angard!! Touche!!
Rozgromiłem oddział nieprzyjaciela! Uciekają w popłochu. Kolorowe obrazy wirują przed oczami, kolorowa tęcza pod powiekami.
Jestem koniem.
Ciągnę ciężki wóz pełen szmaragdów i złotego runa.
To znowu ja? Cześć Mnie…
Lustro??
Aż tak źle ze mną? Trzeba się uspokoić. Wyciszyć.
Granica. Sznur samochodów ciągnie się przede mną.
Zaczekam, mam czas.
Znów dziwne spojrzenia. Wytykanie palcami. Wpadam w złość…
- Wypierdalać!! Niech żyje rewolucja!!!
To ja powiedziałem??
Czemu okładam ta miłą starszą panią bagietką? Chyba nie chcę, żeby mi się połamała…
Dlaczego wszyscy odchodzą? Koniec imprezy? Też muszę iść do domu?
Ooo!! Moja kolej!
- Guhalabula??
Oj, miało być inaczej…
- 215zl 96gr proszę pana. Czy pan się dobrze czuje? Może potrzebuje pan pomocy?
- Hilebibule?
Kurwa, nie mogę się skoncentrować. Ten buczący piorunochron mi przeszkadza…
- Zapomniał pan reszty!! Chwila, proszę to dla pana.
- Ghhh… blee… Sajokurwanara!!
No i co teraz?? Zgubiłem się! Musze kupić mapę… Może w tej pralni mają jedną, albo ze dwie na wszelki wypadek?
( … )