Archiwum 24 grudnia 2008


SZUKANE, ODNALEZIONE
Autor: postal | Kategorie: stuff 
Tagi: odnalezione  
24 grudnia 2008, 13:59

FILIA

 

            - Zamówisz coś w końcu?

Filia gwałtownie otworzyła oczy czując szturchnięcie w bok. Kilkakrotnie zamrugała powiekami starając się otrząsnąć z resztek snu, który nadszedł znienacka kojąc jej udręczony umysł. Sen jednak wcale nie przyniósł ulgi, wręcz przeciwnie zrodził kolejne wątpliwości.

            - Słuchaj, albo coś zamówisz, albo wynoś się stąd. To porządna karczma, a nie noclegownia dla włóczęgów!

Filia ponownie zamrugała powiekami. W miejscu, z którego dobiegał głos nie było nikogo. Szybko podniosła się do pozycji siedzącej dźwigając głowę z mocno sfatygowanego, lepikiego od rozlanego piwa blatu dębowego stołu.

            - Kto? Gdzie??

            - Tu na dole!! Wy wielkoludy jesteście takimi egocentrykami! -Niewidoczny rozmówca zaskrzeczał wściekle tupiąc ciężko obutą stopą w drewniane klepki równie lepkiej posadzki.

            - Przepraszam, nie chciałam pana urazić... -Jęknęła Filia pąsowiejąc ze wstydu. Jej rozmówca stał tuż obok jej krzesła, z tym że głową nie sięgał nawet wysokości blatu stołu.

            - Przeprosiny przyjęte, a teraz powiedz, co mam podać, tylko się streszczaj klienci czekają.

            - Cokolwiek, może...

            - Słuchaj, masz ty w ogóle pieniądze? -Spytał karzeł przyglądając się podejrzliwie Filii.

            - Pieniądze? Jestem kapłanką, jedną ze Złotych Smoków, opiekunów Świata, stróżów harmonii, nie mam żadnych pieniędzy...

            - Buhahaha!! -karzeł wybuchnął nagłym śmiechem uderzając się dłonią w kolano. - A ja jestem Chaosem!! Dobre sobie! Nie masz pieniędzy to nie jesz, no i nie masz powodu zajmować dłużej tego miejsca!! Wynocha i to już!

Filia najpierw poczerwieniała, aby po chwili posinieć z gniewu, który nagle owładnął jej zazwyczaj spokojnym umysłem, całkowicie zaślepiając zdrowy rozsądek. Jedną ręką złapała bezczelnego karła szczerzącego czarne zęby w złośliwym uśmiechu za kołnierz i bez trudu uniosła go do góry na wysokość swojej twarzy.

            - Słuchaj bucu!! –zaczęła wrzeszcząc prosto w tym razem wystraszoną gębę oberżysty. – Jeszcze raz ci powtarzam, że jestem Kapłanką Złotych Smoków i nie potrzebuje pieniędzy, żeby się najeść do syta i mogę przebywać gdziekolwiek zechcę i jak długo zechcę!! Rozumiesz?? –Dla zaakcentowania wagi ostatniego słowa Filia parokrotnie mocno potrząsnęła trzymanym karłem.

- Jjaakk ssobbie żżyyczzyszz... –wymamrotał karzeł podzwaniając zębami. – Gurp!! Gurp chodź tu prędko i uwolnij mnie od tej pokręconej baby!

- Kogo niby nazywasz „pokręconą babą”?? –tym razem w błękitnych i trochę gadzich oczach łagodnie wyglądającej kapłanki zapłonął ogień.  – Zaraz zobaczysz, do czego zdolny jest rozjuszony smok!!

Filia odciągnęła ramię do tyłu, mocno zacisnęła delikatną piąstkę i już miała przyłożyć nią w bulwiasty nochal oberżysty, kiedy wielka łapa spoczęła na jej barku odciągając ją jednocześnie do tyłu. Po chwili owłosiona pięść zadała cios prosto między jej rozszerzone ze szczerego zdumienia oczy.

            - Mówiłem ci Gurp durniu, żebyś nie bił gości, a zwłaszcza babek!! I zobacz jaki bałagan narobiłeś! Wywaliłeś w ścianie dziurę!! –zaskrzeczał wściekle karzeł podnosząc się z podłogi po chwilowym oszołomieniu. – Nie ma się na co gapić! –wrzasnął do klientów, którzy na dźwięk łamanych stołów  i krzeseł skierowali na nich spojrzenia. – Gurp, idę po zmiotkę, czeka cię sprzątanie! –rzucił przez ramię oddalając się w kierunku kuchni.

Wielki włochaty ogr o głupkowatym wyrazie paskudnej gęby skinął tylko głową rozcierając zgruchotany nadgarstek...

            - Łeb twardy jak skała. –stęknął boleśnie.

Nagle drzwi oberży wyleciały z zawiasów i z hukiem przeleciały przez całą szerokość obszernej izby wbijając się w ścianę oddzielającą kuchnię od kontuaru. Spojrzenia wszystkich błyskawicznie spoczęły na ziejącej mrokiem nocy dziurze po framudze drzwi. Twarze wszystkich gości śmiertelnie pobladły, kiedy z ciemności wyłoniła się dysząca wściekle złotowłosa kapłanka w mocno wygniecionych i zabrudzonych szatach. Najbardziej jednak zbladł Gurp. Filia stanęła na środku izby zataczając zamaszysty krąg fioletową peleryną. Złączyła dłonie i wycelowała je w ogra. Błysnęło oślepiające światło, po którym nastąpiła silna eksplozja. Część gości pośpiesznie opuściła lokal (zapominając uiścić należnej opłaty), a pozostali nieliczni (którzy nie mogli na własnych nogach opuścić karczmy) pochowali się pod stołami. Zza kontuaru wybiegł karzeł wrzeszcząc przeraźliwie i wymachując rękami.

- Przestań, przestań!! Rozwalisz mi cały lokal!

Filia jednak nie słyszała już jego głosu. Nie słyszała niczego, jedynie pulsującą pod sklepieniem czaszki krew. Jej postać otoczyła łuna jasnego światła, które wkrótce skryło jej całą sylwetkę w oślepiającym blasku. Jej ciało powoli zaczęło rosnąć płynnie zmieniając kształty. Głowa wydłużyła się przybierając formę monstrualnego gadziego pyska, usta przekształciły się w potężne szczęki wypełnione ostrymi niczym sztylety zębami. Ręce zmieniły się w silne łapy uzbrojone w długie i ostre jak noże pazury, nogi przeistoczyły się w umięśnione tylne łapy. Z pleców wyrosły i rozwinęły się skrzydła, pojawił się też długi ogon. Wkrótce całkiem duże pomieszczenie oberży przestało być wystarczająco wielkie, aby pomieścić olbrzymie smocze cielsko. Ściany zawaliły się na zewnątrz, a sufit uniósł się w powietrze. Wszystko to trwało dobrą chwilę, podczas której nie rozległ się żaden dźwięk, nikt się nie poruszył, wszyscy, którzy nie zasłonili oczu w przerażeniu (albo w ogóle byli w stanie widzieć cokolwiek) wgapiali się w Filię z rozdziawionymi gębami i wytrzeszczonymi oczami. Smok zaryczał triumfalnie, powłóczystym spojrzeniem omiótł z satysfakcją wyraźnie widoczną w ogromnych gadzich oczach gruzy karczmy, po czym rozpostarł skrzydła i kilkoma potężnymi zamachami wzbił się w powietrze. Zatoczył leniwie koło, jeszcze raz zaskrzeczał i poszybował na zachód, wkrótce niknąc gdzieś na horyzoncie.

WIELU UMARLO, BY DOPIERO SIE NARODZIC
Autor: postal
Tagi: alive... again  
24 grudnia 2008, 00:01

 

Tik-tak, tik-tak, tik-tak…

Czas… Czas… Czas…

 

Płynie, biegnie, leci, gna nieubłagany.

Przynosi zmiany.

Narodziny, młodość, adolescencja, wiek średni, starość, umieranie.

Rozkład, zapomnienie, niebyt, ostatecznie całkowite wymazanie.

Wielu umarło, by dopiero się narodzić. Domyślasz się, o co może się rozchodzić?

 

To nie tryumfalny powrót POSTALA, to nie koniec ticala.

To przedłużenie, kontynuacja, nowe wcielenie, z nawiązaniem do przeszłości.

Trzeba pamiętać. Pamięć determinuje świadomość, pozwala uczyć się na błędach.

 

Niby ten sam, a całkiem inny. Wiele zła winny.

Żałuję za wszystko, co narobiłem. Kogo mogłem, przeprosiłem.

 

Różne były na to reakcje.

Mogę iść dalej. Budować relacje.

 

Naprawić się nie da tego, tego co znikło. Spróbuje od początku, ciśnienie ucichło.

 

Tik-tak, tik-tak, tik-tak…

Czas… Czas… Czas…