SEN
Tagi: koszmary
08 lutego 2009, 18:05
A może…
Może ja…
Czy ja…
Może ja wcale nie opuściłem pokoju 221…
Może tu utknąłem? Utknąłem na zawsze.
Rzeczywistość jest jak sen, sny są tak realne.
Han Łasica miał nadjechać z południa, leśnym traktem prowadzącym na wschód. Wraz z drużyną zasadziliśmy się w zaroślach na łagodnym wzniesieniu. Czekaliśmy, nie ważąc się rozmawiać. Nikt się nie posilał, nikt nie ostrzył broni, polerował tarczy. Czekaliśmy w ciszy, bezruchu i skupieniu. Spięci, wyczekujący.
Czuliśmy, że się zbliża. Powietrze zgęstniało, las zamarł, zaległa martwa cisza, ucichł nawet wiatr. Drzewa przestały się poruszać, ustał szelest liści i igieł.
Wiedzieliśmy, jak potężny i niebezpieczny jest nasz przeciwnik. Było nas troje, dwóch mężczyzn i kobieta, nieustraszona Walkiria. Zaprawieni w boju, wyposażeni, przygotowani. Wspólnie zabiliśmy już setki, gardziliśmy tym światem, a jednak teraz czuliśmy strach. Baliśmy się. Ludzie mówili, że to demon. Na pewno nie człowiek.
Pojawił się z nikąd, bez ostrzeżenia. Nie słyszeliśmy podków ogromnego, bojowego rumaka, którego dosiadał. Żaden dźwięk nie zdradził jego przybycia. Po prostu pojawił się na trakcie, wyjechał z ciemnego tunelu sklepionego zielenią liści. Zdjęła nas zgroza. W ciszy nikt się nie poruszył, nie zaszeleścił, nie zaszeptał, nikt nawet w miejscu nie zadreptał. Wszyscy czekali, oczy w niego wlepiali…
Nikt nie poderwał się na nogi, nie uniósł broni, nie napiął łuku. Czekaliśmy, aż minie naszą kryjówkę, przejedzie przez odkrytą część traktu i ponownie zniknie w lesie. Czekaliśmy, aż odjedzie, nie mieliśmy zamiaru z nim walczyć, nazbyt nas przerażał. Demon, na pewno nie człowiek. Przejechał powoli, jakby tryumfalnie przedefiladował, kilkanaście jardów on naszej pozycji. Już miał zniknąć pomiędzy drzewami, kiedy nagle zatrzymał konia. Z kilku piersi wyrwało się ciche westchnienie.
Powoli zawrócił w miejscu konia i stępa ruszył w naszym kierunku, wprost na nas. Nikt nie poderwał się na nogi, nie wzniósł broni, nie nałożył strzały na cięciwę łuku. Spinając konia wjechał na wzniesienie kilkadziesiąt stóp po naszej lewej, okrążył łukiem, podjechał od tyłu. Najpierw padł na nas ciemny cień jego wielkiego wierzchowca. Potem padł na nas paraliżujący strach.
Han zeskoczył pomiędzy nas. Między mnie a Walkirię. Demon, na pewno nie człowiek. Płomienno czerwona łasica w ozdobionym piórami hełmie na głowie, w skórzanym ozdobnym napierśniku, z krótkim mieczem legionisty u boku, który zdawał się być wielkości noża do masła. Odezwał się nieludzkim, mrożącym krew w żyłach głosem.
- Boicie się mnie? Co może wam złego zrobić 30 centymetrowa łasica?
Pyszczek zwierzątka pokryty był świeżą, jeszcze nie skrzepniętą krwią serdeczną. Ostre jak igły zęby bieliły się złowieszczo. Jednym niezauważalnym ruchem dopadł Walkirii, wbił ząbki w jej nie opancerzoną dłoń, pomiędzy prawym kciukiem, a palcem wskazującym. Ani ja, ani mój towarzysz nie mogliśmy się poruszyć. W głowach dźwięczała nam zgrzytem piosenka Łasicy „Bronią łasicy, są ząbki jej długie, wkrótce się nauczy jak ich ma używać. Wkrótce się nauczy, jak śmierć nimi zadawać”. Walkiria jęknęła. Z bólu, strachu, lub obydwu na raz. Czerwona gęsta krew popłynęła spomiędzy zębów Łasicy, obficie zrosiła wyschniętą ziemię.
- Przestań, proszę…
- Jeszcze trochę! JESZCZE TROCHĘ!!
Walkiria wywróciła oczami i osunęła się na ziemię.
Obudziłem się przerażony, bojąc się poruszyć.
Dodaj komentarz