MY DESTINY
19 lutego 2004, 03:51
Serafin Hadriel rozpostarł skrzydła. W muskularnych ramionach dzierżył bez najmniejszego wysiłku wielką żelazną tarczę i płonący niebieską poświatą dwuręczny miecz. Biła od niego oślepiająca aura najczystszego złota. Jego wiecznie młodą twarz zasnuwał cień bólu i cierpienia. Emanował spokojem i niewysłowionym smutkiem. Powoli wzniósł swą zbroją prawicę i krystalicznie czystym głosem zaintonował:
- Tyś jest Antychryst. Ten który zrodzon na ludzkim padole za sprawą Diabła, wzniecisz ogień, który pogrąży to co najświętsze w piekielnych płomieniach. Zszedłeś ze ścieżki Pana, niecne siły zawładnęły twym umysłem kierując cię na zakazany szlak. Jam jest zbrojnym ramieniem Pana Naszego, drżyj przed Jego majestatem!!
Ogarnęło mnie przerażenie. Uczucie, jakiego żaden śmiertelnik nigdy nie zaznał. Największy spośród mistyków nie potrafił by nazwać go dziesiątkami ludzkich słów. Korząc się w Bożej Bojaźni padłem na kolana. Chciałem błagać o przebaczenie… Hadiel załamującym się pod falą nagłego wzruszenia głosem wyszeptał.
- Wysłany zostałem aby zadać kres twojemu żywotu! Uwolnić udręczoną duszę i pozwolić jej rozpaść się w nicość z jakiej powstała!! Chodź sprzeczne to z moim sumieniem uczynić to muszę. Takam wola Pana!!
Zaczęła wzbierać we mnie gorycz. Bojaźń w jednej chwili prysnęła, nie pozostawiając żadnego śladu po swojej obecności. Miecz opadł szerokim łukiem z potępieńczym świstem tnąc powietrze. Uderzył prosto w mój kark.
Rozległ się głuchy dźwięk stali uderzającej w granit. Miecz pękł z łoskotem i wibrując dźwięcznie spadł w otchłań nicości, która otworzyła się pod moimi stopami. Uniosłem twarz spoglądając prosto w jego przepełnione zdumieniem oczy. Otworzył usta w niemym pytaniu, po czym rozpłynął się jak dym na wietrze.
Ozwał się głos, głos niczym tysiące głosów wydobyte na raz z tysięcy piersi.
- Tyś wybranym... Tyś niszczyciel…
Obudziłem się drżąc na całym ciele. Po piersi i plecach płynęły mi strugi gorącej krwi.
Dodaj komentarz