FLOW
06 kwietnia 2004, 16:56
MORDERSTWO… CZASAMI TYLKO TO POZOSTAJE
Obudziłem się wcześnie rano. To taka szczególna pora, kiedy resztki nocy mieszają się z wschodzącym dniem tworząc niesamowitą psychodeliczną mieszankę. W pierwszej chwili nie byłem pewien, czy to jeszcze sen, czy już jawa. Szyby pokrywała gruba warstwa szronu nie pozwalająca upewnić się co do tożsamości świata, w którym się znajdowałem. Nie czułem rąk ani nóg. Przez dłuższą chwilę mogłem tylko leżeć, obserwując obłoczki pary wydobywające się z moich ust, trwając w niepewności… Powoli odzyskiwałem czucie. Krew zaczynała krążyć żwawiej przywracając życie moim odrętwiałym mięśniom. Jęknąłem z bólu próbując zmienić pozycję. Ostrożnie wyjąłem rękę spod okrywającego mnie płaszcza i spojrzałem na zegarek. Była 5:50.
Usiadłem i przekręciłem kluczyk w stacyjce. Silnik odmówił jednak współpracy. Trzęsąc się z zimna (czy może na skutek fragmentów snu wyłaniających się z trzewi podświadomości) zapaliłem papierosa. Zacząłem przypominać sobie gdzie jestem i właściwie co tu robię. Proces był mozolny i sprawiał mojemu umysłowi niewysłowiony ból. Wkrótce więc dałem sobie spokój. Skupiłem się na wpatrywaniu się w zasnuwający szybę lód.
I MÓR CZERWONY NIEPODZIELNIE ZAWŁADŁY WSZYSTKIM...
Dodaj komentarz