Archiwum grudzień 2011


LURKER, WATCHER
Autor: postal
Tagi: watcher  
18 grudnia 2011, 19:55

     Dziś weteran marines, który służył jako strzelec wyborowy, postrzelił i zabił 10 niczego niespodziewających się osób na campusie uniwersytetu, po czym został schwytany półtorej godziny później przez jednostkę specjalną policji.
     Snajper zaczął strzelać z pokładu widokowego 27 piętrowej wierzy obserwacyjnej należącej do uniwersytetu. Ofiary przebywały w zachodniej i południowej części campusu. Zostały zabite precyzyjnymi strzałami z wielkokalibrowego karabinu wyborowego, zabezpieczonego przy snajperze.

 

     Skołowany idę przez trawnik, mijam żywych zombie, mam na stopach skórzane czarne buty, nadają się do dżungli, nadają się na pustynię, mają wiele zastosowań. W torbie niosę dużo amunicji, twarz pokrywa farba maskująca.
     Barykaduję drzwi, zabezpieczam swoje stanowisko. Jestem na szczycie, widzę stąd cały świat. Serce wali w mojej piersi, kiedy przeżywam swój senny koszmar. 
     Sprawdzam odległość, wiatr. Kilka regulacji i w końcu biorę cel – mężczyzna bawiący się komórką. Rozwalam mu głowę. Stojąca nieopodal parka zaczyna uciekać, ona się potyka, on biegnie dalej sam, jakby wcale nie zauważył. Posyłam pocisk w jego głowę, pada bez życia na kolana, żona dopada jego ciała próbuje wyciągnąć kluczyki od samochodu. Zombie zauważyli zakochaną parkę, zaczynają się rozbiegać we wszystkie strony, mierzę w ich plecy. Kim są? To nie ma znaczenia. Gdzieś tam na górze jest psychopata, kiedy znajdą się w zasięgu dostają w głowę.
     Postrzeliłem tłustą kobietę w tyłek, zdjąłem pełzające po trawie dziecko, tatuś przy huśtawce dostał w oko, przez soczewkę swoich okularów. Na drugim planie facet w rządowym garniturze, służył w secret service, teraz trzyma się za tryskającą krwią szyję, krzyczy, że nie zasłużył na to.
     Wieża jest zbyt wysoka, strzelam z góry. Moja głowa to metalowy bojler, gotują się w niej myśli, wymieszane z gwoździami i stalowymi śrubami, ciśnienie wzrasta.
     Patrzę przez lunetę i widzę wroga – cały świat. Nigdy nie był moim przyjacielem, nigdy nie udawał, że jest. Walczyłem dla mojego kraju w dwóch wojnach, teraz zostawił mnie chorego, biednego, z uszkodzonym odłamkiem mózgiem i bezużytecznym fiutem. Tak więc przeładowuję, palec na spuście drętwieje od ciągłego ściskania, jestem poza kontrolą.
     Teraz patrz - paf, paf, paf! Trzy fragi, trzej chłopscy z drużyny uniwersytetu leżą rzędem płasko na plecach. Jakaś pani próbująca chować się za ciałem grubego faceta – jedna kula prosto w oko.
     To jak walka z Aborygenami, tylko że ja nie przyjmuje żadnych rozkazów. 200 jardów poniżej, sam oznaczam i wybieram cele. Strzelec wyborowy, snajper, wojskowa precyzja.
     Ustawiają reflektory punktowe, próbują pozbawić mnie widoczności.
     Oczy w mojej czaszce poruszają się we wszystkie strony, to już kwestia minut, jestem właściwie martwy. Teraz rozciągają taśmy. Myślą, że są poza moim zasięgiem, uspokajam się, zastygam, posyłam kilka kulek. Stroboskopowe światła, po prostu czekam, nie wpadam w panikę. Moją jedyną umiejętnością jest zabijanie i mam z sobą półautomatyczny karabin.
     Pot ścieka mi po skroniach, krwawię z lewego ucha. Kule rozsadzają cegły wokół mojej głowy, pociski przeczesują mi włosy. 
     Biorę kolejny cel, moje strzały nigdy nie pudłują, rozwalam te kaczki. Teraz jeden, który wyskoczył z ciężarówki S.W.A.T.
     Widzę jakąś nagłą aktywność wroga, wzbudzam chaos w jego szeregach.

 

Bah! Moje życie kończy się w jasnym rozbłysku.

POSTAL
Autor: postal
Tagi: postal  
14 grudnia 2011, 17:51

POSTAL się zestarzał, POSTAL się skończył.

POSTAL się zdezaktualizował.

 

Kiedyś jego radosną twórczość nastolatka komentowała rzesza przygłupich dzieci neostrady. Blog zamieniał się w forum dyskusyjne, na którym produkowały się pokrzywione dzieci z całego kraju.

Została garstka fanów, do tego… bleee – kobiety!

I ten niepokojący licznik „like’ów” Facebook’a i „fajnięć” Naszej-Klasy. Co ma piernik do wiatraka.

 

POSTAL przeszedł od Hitchcock’a blogów do opisów rzeczywistości i stracił wiodącą pozycję w wyszukiwarce Google’a.

 

POSTAL chce być znowu sławny.

Komentowany, znieważany, pomawiany, straszony więzieniem, prokuraturą, sądami.

 

Skąd wziąć wenę do mordowania ludzi na papierze?

 

 

Pozdrowienia dla fanek prawdziwego życia POSTALA.

MY HOUSE 2
Autor: postal
Tagi: moj dom  
12 grudnia 2011, 18:48

     Drzwi zatrzasnęły się za nimi. Światło błyskawicy przesączające się przez deski ukazało ich oczom
postać, na oko 2 metrowego wzrostu. Twarz skrywała biało-czarna maska, komponująca się z dresem
w tych samych barwach. „Witajcie dzieci” wyszeptał.
     Kolejna błyskawica rozświetliła izbę. Ściany i podłoga pokryte były zakrzepłą krwią.
Świeża skapywała z sufitu po rozwieszonych ludzkich szczątkach. Część z nich podłączona była
do mechanicznych urządzeń powodujących, że drżały i podrygiwały konwulsyjnie. Oczy przewracały się w stymulowanych elektrycznie, pozbawionych ciała, głowach. Po przeciwnej stronie pokoju stała wielka maszyna,
zdająca się być podłączona za pomocą kabli i łańcuchów do wszystkich ciał. Wyglądała jak relikt
okropnego koszmaru, który mógł zrodzić się tylko w umyśle kompletnego szaleńca.
„NIE MA MOWY!! WYNOSZĘ SIĘ STĄD!!” Mike zareagował pierwszy, łapiąc i szarpiąc za okrągłą gałkę
klamki. Drzwi były zamknięte na głucho i nie miały zamiaru ustąpić, jakby jakiś wielki bóg trzymał je w miejscu.

„NIGDZIE NIE PÓJDZIECIE!!” zaskrzeczał ochryple nieznajomy. „WITAJCIE W MOIM DOMU!”.

MY HOUSE 1
Autor: postal
Tagi: moj dom  
07 grudnia 2011, 19:40

 

     Deszcz potwornie zacinał, uparcie starając się zamieść ich z drogi, podczas kiedy przemierzali swoje niewielkie miasteczko w poszukiwaniu zabawy, a przynajmniej suchego miejsca, gdzie można by się ogrzać.
     Kilka minut wcześniej znaleźli sponiewieraną i zamokniętą ulotkę zapraszającą na całonocną halloweenową zabawę. „Kostiumy i maski wymagane!” głosił napis zamieszczony w centralnej części broszury.
„Spójrzcie, znaleźliście się na pieprzonej Ulicy Wiązów!” Jay krzyknął spod kaptura czarnej bluzy Twiztid, pokazując palcem zardzewiały znak. „To jest chore, powinniśmy to zabrać z sobą  na imprezę!” powiedziała Lisa. Marihuanowy dymek unosił się z jej rozchylonych w krzywym uśmiechu ust. Rebeca cofnęła się o parę kroków, jak zawsze, kiedy zamierzała skrytykować kumpli w swoim zalatującym duńskim angielskim. „Ludzie dlaczego wy zawsze musicie kraść wszystko, co się wam spodoba? Nie mam ochoty być dzisiaj zgarnięta przez policję!” wrzasnęła, kiedy chłopcy wzięli się za wyrywanie z ziemi znaku.
„WROOOOM!!”. Nagle wśród przyjaciół zapanowała cisza, zmieszani zaczęli uważnie rozglądać się wokół, kiedy rozległ się dźwięk przypominający odległe, wojenne zawołanie, budzącej się ze snu starożytnej morskiej istoty.
„Co ty było do kurwy nędzy?!” zaczął Mike trzęsąc się i jąkając. Wielkie krople deszczu uderzały w jego twarz zmuszając go do ciągłego mrugania powiekami, co nadawało mu bardziej komicznego niż przerażonego wyrazu. „Dochodzi stamtąd. Chodźmy to sprawdzić!”. Zarządził Jay.
     Z nieznanej sobie przyczyny wszyscy bez wyjątku ruszyli w kierunku stojącego w oddali domu. Zupełnie jakby jakaś niewidzialna boska siła ciągnęła ich ku ponuremu przeznaczeniu.
Mike schylił się po leżącą na chodniku ulotkę, czarny tusz pokrył jego rękę. „666 THOMPSON STREET” wymamrotał wpychając kartkę do kieszeni, nie odrywając wzroku od zabitego deskami domu, majaczącego w strugach deszczu, dokładnie na wprost niego. „Myślę, że…” zanim zdążył wyrazić pogląd, że może jednak powinni zawrócić, reszta pokonała już połowę drogi przez zapuszczony trawnik.
„Więc to ma być to miejsce?” zapytał Jay.
„Jest napisane 666, zupełnie jak na ulotce. To musi być tu.” odparł Mike.
„W życiu tam nie wejdę! Poczekam sobie tu na was, pieprzę to!” jęknęła Rebeca.
„Przestańcie być takimi cipkami! Jesteśmy na miejscu.” krzyknął Jay.
    

     Drzwi otwarły się powoli z przeciągłym zgrzytem. Ich żywoty dobiegały końca.

DROGA EKSPRESOWA
Autor: postal
Tagi: jazda  
05 grudnia 2011, 21:13

  

   W kraju susza, rzeki wysychają, plony nie wschodzą, niektóre regiony nie widziały deszczu od pół roku.
     A ja zapierdalam ze starego domu, do nowego, w najgorsze oberwanie chmury, jakie można sobie wyobrazić. Wycieraczki nie nadążają ze zgarnianiem wody, szyby parują mimo chodzącej na full klimatyzacji. Ciemno, latarnie nie świecą, wokół remonty, przebudowy, co chwila zwężenie pasa, prowizorycznie zorganizowane ronda na środku jebanej ekspresówki. Widmowe, na wpół zburzone, albo może wybudowane wiadukty. Nic nie widać, ruch wycieraczek, widać… coś widać. Lampy wsteczne jadącej (zapierdalającej ponad setkę) przede mną ciężarówki. Jest dobrze, jakby coś zdmuchnie wszystko, cokolwiek co znajdzie się na moim pasie, ale czy ABS zdąży mnie zatrzymać, czy zatrzyma mnie gruba poprzeczna belka zawieszona nad bryzgającymi mi błotem w szybę monstrualnymi, bliźniaczymi oponami. Z głośników Q-Strange ostrzega, żeby nigdy nie zabierać autostopowiczów. Mi to nie grozi, nawet jeśli tu byli to już dawno utonęli. Nic nie widzę. Nagle błysk bieli tuż przed maską mojego samochodu. Mimowolnie uchylam się przed papierowym kubkiem po kawie z McDonaldsa, którą kierowca wywrotki najwyraźniej dopił, albo zwyczajnie wystygła i straciła smak. Jest dobrze, ciągle tam jest, ciągle toruje drogę. Muszę tylko wypatrywać jarzących się czerwienią świateł – znaku, że postanowił zwolnić. Coś niesamowitego, z potwornym rykiem przemknęła obok cysterna. Minęła mnie i rozpłynęła się w strugach deszczu. Uśmiecham się do siebie. Pewnie dopadł go road rage, stan w którym już cię nie obchodzi. Jedziesz od tylu godzin, że wszystko ci jedno, czy koniec podróży będzie u celu, czy gdzieś na poboczu, z roztrzaskaną czaszką opartą o zdeformowane koło kierownicy. Stan doskonale znany wszystkim zawodowym kierowcom, dobrze znany mi, kiedy zmierzałem gdzieś na koniec świata z transportem mebli, na kokainowym haju. Zaczynam odpływać myślami w przeszłość. Wspominam wielkiego jebanego zwierza, którego rozjechałem gdzieś w Beskidzie Śląskim. Gdybym oznaczał zdobyte trofea, na lewym nadkolu byłyby piktogramy przedstawiające gołębia, dwa koty i tego borsuka. Ilu spośród was przejechało borsuka? Ilu spośród waszych znajomych rozjechało borsuka? Nie psa, borsuka właśnie. Borsuka. Ciekawe jak to jest potrącić człowieka. Uderzony wylatuje do przodu, czy najpierw z dźwięcznym stukiem wali głową o maskę? Ile jest za to punktów? Chyba mniej niż za borsuka. Borsuki są dużo rzadsze. A ja musiałem rozwalić zderzak służbowego auta właśnie o niego.


     Mój zjazd. Ciężarówka znikła, deszcz przeszedł w mżawkę…