Archiwum listopad 2003


JAWA
Autor: postal
30 listopada 2003, 19:52

     Sen już dawno się skończył, ale długo jeszcze leżałam w łóżku gapiąc się w sufit. Gdybym mógł chętnie znów zapadłbym się w przyjemny, pełen cudownych wizji niebyt, ale ogranizm domaga się działania. Muszę wstać i wyjść z tej dusznej klatki, iść byle gdzie, byle dalej. Im bardziej staram się przypomnieć sobie tą twarz, tym bardziej jej obraz staje się niewyraźny. Irytuje mnie to, może znajomy widok budynku liceum pomoże mi wydobyć ten obraz z otchłani podświadomości? To dobry pomysł, od czegoś trzeba zacząć...

Po drodze może wstąpie do McDonalds'a.

 

TO CHYBA ZŁY OMEN - PO RAZ PIERWSZY SKOŃCZYŁA MI SIĘ AMUNICJA...

SEN 1
Autor: postal
30 listopada 2003, 06:31

     Wchodzę do budynku szkoły. To liceum zawodowe, do którego chodziłem dobrych kilka lat temu. Jestem ubrany na czarno, na nogach mam wysokie ciężkie buty, ciągnę za sobą czarny płaszcz. W prawej dłoni trzymam shot-gun'a. Na parterze skręcam w prawo, wchodzę po schodach na górę. Schody zdają się ciągnąć w nieskończoność, wydłużają się, wydaje mi się, że stoję w miejscu. Przyspieszam kroku. Nagle jestem już na piętrze, stoję na wprost drzwi od sali 101, widzę wyraźnie zdający się palić podpis "Pracownia języka polskiego". Ściskam mocniej rękojeść strzelby, kładę palec na spuście, z całej siły kopię w drzwi, które upadają na podłogę. Spojrzenia całej klasy kierują się na mnie. Poznaję każdą z twarzy, ale w tej chwili interesuje mnie jedna - należąca do nauczyciela. Ten patrzy na mnie ze zdumieniem, które po chwili przeradza się w lęk, a następnie paniczny strach. Wstaje z krzesła i cofa się w kierunku okna poruszając bedgłośnie wargami i machając rękami. Podnoszę lufę i strzelam, rozlega się głeboki huk wystzału. Wszystko dzieję się w zwolnionym tempie - śrut trafia w brzuch wyrywając sporą dziurę. Krew tryska na szybę, ściany, podłogę i sufit, jego usta rozwierają się w niemym krzyku. Drugi strzał urywa mu rękę, trzeci trafia w pierś, czwarty w głowę, która rozpryskuje się na setki fragmentów, zalewa mnie deszcz krwi, po kolejnym trafieniu bezwładne ciało rozbija okno i wypada na zewnątrz. Odwracam się i rozglądam się w poszukiwaniu następnego celu. Odrzucam strzelbę i wyciągam spod płaszcza dwa pistolety maszynowe H&K MP5, jednosześnie naciągam dwa języki spustów. Grad łusek spada na podłogę. Kolejne postacie na moich oczach zaqmieniają się w krwawe masy. Nagle kończy się amunicja, zamieniam MP5 na Irongram'y. Kolejny deszcz łusek sypie się na podłogę, słyszę tylko ten jeden dźwięk. Kilkanaście uderzeń serca później rząd pod ścianą przestaje istnieć. Wszystko tonie w krwi, fragmenty ciała i kończyn leżą porozrzucane w bezładzie dookoła, niektóży jeszcze żyją, próbują się czołgać. Odwracam się, tym razem mam broń cięższego kalibru. M16 strzela wolniej, ale pociski robią prawdziwą jatkę, koniec amunicji, znów sięgam pod płaszcz. Jeszcze tylko 2 pistolety. Z każdym uderzeniem serca pada strzał, każdemu toważyszy grymas bólu na jakiejś twarzy. 5 osób, 4 osoby, 3 osoby, 2 osoby, jedna ostatnia, nagle dzwięk wustrzałów cichnie, rozlega się jedynie stłumiony szczęk iglic udeżających w puste komory. Postać powoli odwraca się do mnie, nie mogę jej poznać.

     Nagle patrzy wprost na mnie, twarz jest niewyraźna, zamazana, nie poznaje jej.

Gwałtownie otwieram oczy, widze sufit.

WŁADCA PORCJI LODÓW
Autor: postal
29 listopada 2003, 01:21

      "Żaden żywy organizm nie może istnieć zbyt długo w warunkach absolutniej rzeczywistości, nie popadając w szaleństwo, nawet skowronki i pasikoniki mają jakieś sny."

Czowiek po 7 dobach umiera lub zapada w nieodwracalą psychozę. W czwartej dobie pojawiają się silne halucynacje, po piątej tracimy kontrolę...

 

     "Niechaj się pozór przeistoczy w powód. Jedyny imperator: władca porcji lodów."

ECHO DNIA
Autor: postal
27 listopada 2003, 23:02

"ECHO DNIA" DZIENNIK ŚWIĘTOKRZYSKI WYDANIE 25-11-2003

 

POŻAR W MZPPP

     "(...) Dzisiaj miał miejsce pożar w budynku Miejskiego Zespołu Poradnii Psychologiczno-Pedagogicznych. (...) W pożaże tragicznie zginęła psycholog mgr Jadwiga S. (...) Zniszczeniu uległa większa część kompleksu. Reszcie personelu oraz pacjentom udało się ewakułować, zanim ogień odciął drogę do wyjścia. (...) Najprawdopodobniej pożar spowodowało zwarcie w instalacji elektrycznej. (...) Sprawę bada inspektorat ds. BHiPP w Kielcach."

POGODA

     "Ćiśnienie 1100HPa, z tenedencją do obniżenia. Słaby wiatrt z północnego zachodu za południowy wschód. Temperatura +8 stopni C. Zachmurzenie umiarkowane. Biomet kożystny. Zapowiada się piękny dzień..."

CZY JA JESTEM ŚWIREM??
Autor: postal
25 listopada 2003, 00:37

Czy ja naprawde jestem taki okropny?

     Odnoszę dziwne wrażenie, że nikt mnie nie lubi... Ludzie na ulicy omijają mnie szerokim łukiem (może to przez krew na moim ubraniu, a może przez widmo śmierci w moim spojżeniu?). Ja naprawdę staram się być miły, nie moja wina, że wszyscy mnie wkurwiają!!

Może to jakieś fatum, że na swojej drodze spotykam ludzi zasługujących w najlepszym wypadku na śmierć w męczarniach??

     Jest tylko jedna metoda, żeby się o tym przekonać - jutro ide do psychologa.

Niech tylko powie, że jest ze mną coś nie tak, to zabije...

     Muszę się odpowiednio przygotować - dobrze wypocząć i wyzbyć się negatywnych emocji (tylko które są niby pozytywne?). Nie zaszkodzi też przygotować jakąś broń, tak na wszelki wypadek.

 

JUTRO WSZYSTKO SIĘ ROZSTRZYGNIE. BYĆ, ALBO ZABIĆ.

PIES SĄSIADA
Autor: postal
24 listopada 2003, 23:40

ZDECHŁ PIES...

     Dzisiaj wreszcie dopiąłem swego. Uciszyłem na zawsze to wredne głupie bydle, które niedawało mi spać po nocach budząc mnie swoim upiornym ujadaniem.

     Nie wiem jak oni mogli z nim wytrzymać, chyba niechcący oddałem przysługę całej klatce schorowej, a nawet (o zgrozo) jego właścicielom. Jak mawia przysłowie jaki pan taki pies (albo na odwrót, bo przysłowia nie są moją mocną stroną). Otóż jej (Saba miała na imię) pana nieznoszę w równym stopniu jak ją, ale cierpliwości - na niego też przyjdzie pora. Nawet specjalnie się nie przejął, kiedy oświadczyłem mu, że jego najwierniejszy przyjaciel wyciągnął kopyta. Miałem szczery zamiar wpakować bydlakowi kulkę włeb, ale użyłem subtelniejszej (cichszej) metody, jaką jest trutka na gryzonie. Chyba głodzili skurwiela, bo wpiepszył samą trutkę, zanim zdążyłem ukroić kawałek kiełbasy.

No cóż, o jedną sukę mniej na tym świecie...

 

WRESZCIE BĘDĘ MÓGŁ SIĘ POŻĄDNIE WYSPAĆ (I ZASNĄĆ ZE ŚWIADOMOŚCIĄ ZROBIENIA DOBREGO UCZYNKU).

MONDAY... I HATE MONDAYS!!!
Autor: postal
24 listopada 2003, 01:52

NIENAWIDZĘ PONIEDZIAŁKÓW...

TO ZNACZY NIENAWIDZIŁEM, TERAZ MAM GŁĘBOKO W DUPIE JAKI MAMY DZIEŃ...

 

     Tak naprawdę, to nienawidzę wszelkiego rodzaju sekt i zgrupowań religijnych. To w co kto wierzy powinno być tylko i wyłącznie jego sprawą. Za obnoszenie się ze swoją religijnością należy się czapa, a w najlepszym wypadku porządny wpierdol.

     Najbardziej skręca mnie na widok wszechobecnych symboli chrześcijańskich. W przedszkolu na każdej ścianie krucyfiks, w podstawówce na każdej ścianie krucyfiks, w liceum na każdej ścianie krucyfiks, na wyższej uczelni na każdej ścianie krucyfiks (w żłobku chyba też były wszędzie krzyże, ale nie mogę tego powiedzieć na pewno), a czy ktoś pomyślał, że niektórych te dwa skrzyżowane patyki doprowadzają do mdłości?? Oczywiście, że tak, ale każdy kto tak pomyślał spotykał się następnego dnia z inkwizycją i linczem. Każdy chrześcijanin jest odgórnie popieprzony, a już najbardziej popieprzeni są katolicy. Nasz (wasz kurwa, bo na pewno nie mój) bóg, to jedyny prawdziwy i jedyny istniejący na niebieskim firmamencie, myślisz inaczej spierdalaj do Holandii - siedliska potępionych, dziwek, pedałów i narkomanów, w przeciwnym razie my prawdziwie wierzący wyrżniemy cię w dupę i zabijemy twoją rodzinę do piątego pokolenia. Ale nie myślcie, ze jak ten antychryst czepiłem się biednych chrześcijan (chociaż najbardziej mnie wkurwiają). Są na tym "bożym świecie" i inni popierdoleńce. Na przykład tacy świadkowie jehowy. Zupełnie bym ich olewał, gdyby nie to, że w niedzielę (dzień ustawowo wolny od pracy) w porze największej oglądalności pchają ci się do domu drzwiami i oknami. Wlezą w każdą szczelinę, przecisną się najmniejszą szparą, byle tylko podzielić się z tobą radosną kurwa jego mać nowiną. Wczoraj miałem okazję takich wyprowadzić z religijnego zacofania i na butach wynieść przed samiuśką klatkę schodową, bo przeszkodzili mi w kontemplacjach (trawieniu posiłku). Oględnie mówiąc jedni i drudzy łażą po chatach próbując ci wmówić, że będzie koniec świata i że nie będziesz wiecznie żył, jeśli w ich boga nie uwierzysz...

     Muzułmanie też mają najebane. Dżihad, dżihad, BUM!!! Ale chociaż w nich to jest pozytywne, że dzięki nim świat jest ciekawszy (jest na co popatrzeć w telewizji) i skutecznie ograniczają populację katoli.

     Voodoo, adwentyści dnia siódmego, dzieci słońca etc. to inna klasa. Urodzone pojeby, którym życie niemiłe - jebać ich, świat jest za ciasny dla tylu ludzi, niech się zabijają...    

     Bardziej w porządku są żydzi. Ci są cisi i zamknięci w sobie, ale nic w tym dziwnego, skoro inkwizycja ich dopadła. Nigdy nie narzucali mi się ze swoim jahwe, ani nie próbowali wtargnąć do mojego domu, ale bez wahania zabiję każdego, kto spróbuje to zmienić. Buddyści, shinduiści i cała menażeria innych trudniejszych do zapisania nazw są w porządku. Palą opium i cieszą się z byle czego, nie mają żadnych dogmatów, ani innych podobnych problemów...

Kończę swoje (herezje) wywody przesłaniem:

     Wierzcie sobie kurwa w co chcecie, ale niech tylko usłyszę, że "papież mówi, że to grzech", albo "to nie zgodne z biblią/koranem/togą/innym ścierwem" to pozabijam.

 

NIECH ŻYJĄ ATEIŚCI, TYLKO NIECH TAK NIE NARZEKAJĄ, BO TEGO TEŻ SŁUCHAĆ NIE MOGĘ...

ZROBIĆ WCZORAJ!!
Autor: postal
23 listopada 2003, 21:37

DO ZROBIENIA:

1. Wyżucić brudne naczynia (nie chce mi się ich myć).

2. Wyżucić brudne ubrania (nie chce mi się prać).

3. Kupić papierową zastawę i plastikowe sztućce (dużo).

4. Kupić 10 par skarpetek i tyleż samo slipów i koszulek.

5. Kupić igły i strzykawki (haha, żartowałem).

6. Odebrać DE od rusznikarza (spytać, czy sprowadził amunicje .44 MAGNUM)

7. Zastrzelić psa sąsiada (wredne bydle, nienawidzę skurwiela)

ONLY MY WEAPON UNDERSTANDS ME
Autor: postal
22 listopada 2003, 02:42

OTACZAJĄ MNIE KRETYNI...

     Coraz częściej odnoszę wrażenie, że wszyscy ludzie, których spotykam na swojej drodze cierpią na poważny niedorozwój umysłowy, ewentualnie zespół downa albo autyzm (mongolizm, kretynizm etc.).

     Czasami nawet nie potrafią odpowiedzieć na proste pytanie ("Powiedz, czy przypuszczałeś, że dzisiaj umrzesz?"), tylko stoją i wlepiają wytrzeszcone oczy w otwór lufy jakby ujrzeli mesjasza.

    

     Ale to skrajny przypadek. Niech będzie coś bardziej z życia - restauracja McDonalds:

- Witam w restauracji McDonalds, w czym mogę pomóc? -pyta brzydka, zezowata (i szpotawa) hostessa, szczeżąc zęby w starannie wypracowanym uśmiechu.

- Dawaj hamburgera i nie szczeż nię tak, bo rzygać mi się chce, a przyszedłem tutaj zjeść...

- Hamburgera? -sztuczny uśmiech znika z jej facjaty, a na jego miejsce pojawia się głupkowata mina, z którą się chyba urodziła.

- Hamburgera?? -ironia powinna zadziałać motywująco, ale...

- BicMac'a? -Dorota (tak ma nabazgrane na identyfikatorze) już całkiem zgłupiała, rozpaczliwie próbuje znaleść przewidziany na taką okoliczność schemat, którego starannie wyłuczyła ją korporacja; próbuje się przepisowo uśmiechnąć, ale jej to nie wychodzi.

- Hamburgera?? -próbuje jeszcze raz, ale wyraźniej i nieco głośniej (może ktoś starszy starzem jej pomoże).

- Co do picia?

- Może zacznijmy jeszcze raz. Dzieńdobry, chciałem zamówić hamburgera - tego za 2.99...

- 2.99 PLN -chyba wreszcie zrozumiała!! - Co do picia? -jednak nie...

- Gówno, dawaj tego hamburgera, bo rozwale ci leb!! -czy ja to powiedziałem głośno? W każdym razie bez zbędnych emocji zinterpretowała to jako przepisowe "Nie, dziękuje".

- Może ciastko? -one nigdy nie wiedzą, kiedy przestać...

- Słuchaj... Dorota... Naprawdę starałem się być miły, ale widzę, że inaczej się nie da. Dawaj tego pieprzonego hamburgera, BicMac'a, największy napój, ciastko i tą ośmiornicę z HappyMeala. Zapakój to ładnie w taką papierową torbę i dożuć jeszcze kethup, sól, słomkę, serwetkę, mieszadełko do kawy i co tylko jeszcze kurwa chcesz. -wreszcie wygląda na naprawdę szczęśliwą. Po chwili wraca z dużą papierową torbą i uśmiechniętym od ucha do ucha ryjem.

- 21.90 PLN. Dołożyłam jeszcze frytki. -chwali się z nieskrywaną dumą, jakby to było jej pieprzony życiowe osiągnięcie.

- Widzisz to?

- Pistolet?

- Tak właśnie. Masz tu 2.99 PLN, wydaj resztę i powiedz mi jeszcze ładnie, który to twój samochód. I masz się uśmiechać, bo poskarżę się twojemu przełożonemu.

- Reszta dla pana, 354zl, 87gr. Czerwone seicento. Dziękuję, życzę miłego dnia. -chyba ma taka sytuację w programie, bo zachowuje się bardzo naturalnie i ma nawet wystudiowany na tę okoliczność uśmiech, taki trochę mniej rażący, ale i tak prosi się o kulę między oczy.

     Kulturalnie wychodzę, pociągając drzwi z kopa, wsiadam do zaparkowanego w trochę niewłaściwym miejscu samochodu (na chodniku przed drzwiami - boli mnie noga, lekarz kazał mi się oszczędzać, poza tym miał naprawdę twardą głowę) i powoli podjeżdżam do stojącego równo w rządku czerwonego seicento. W restauracji jeszcze niczego nie zauważyli. Klient, który stał za mną jest chyba stałym bywalcem, bo nie przejął się wcale tym, że hostessa się "zawiesiła" i stoi w bezruchu spoglądając prosto przed siebie. Gdybym miał czas, to pewnie powybujałbym w nim wszystkie szyby i karoserie przerobił na peugeot'a 206, ale że mi się śpieszyło tylko oparłem się o niego zderzakiem i wprasowałem w stalowy słup z wielkim logo McDrive na szczycie (chyba go popsułem, bo przestało świecić...).

 

Takich sytuacji mogę przytoczyć setki. Właściwie, to nieporozumienia zdażają mi się na każdym kroku.

Co by się nie działo, to zawsze boli mnie to bardziej... Cóż, chyba jestem bardzo wrażliwą osobą i łatwo jest mnie zranić.

 

CZY TO MOŻLIWE, ŻE WSZYSCY LUDZIE TO ŚWIRY??

AMUNICJA
Autor: postal
18 listopada 2003, 00:16

Chyba znalazła się moja amunicja...

     Dzisiaj w wiadomościach regionalnych napomknęli o mężczyźnie znalezionym w krzakach na jednym z osiedli. W jego ciele naliczono właśnie 5 ran po kulach kalibru 9mm parabellum. Tym razem chyba trochę przesadziłem...

No chyba, że to tylko zbieg okoliczności...

URODZINY
Autor: postal
17 listopada 2003, 02:14

     Wczoraj miałem okazję obchodzić swoje kolejne - tym razem 25 urodziny. Jak co roku od kiedy moja rodzina przestała istnieć zalałem się w trupa poprawiając sowicie dragami.

     Chyba urwał mi się film, bo obudziłem się dzisiaj po południu z okropnym bulem w bebechach i czaszce. Najdziwniejsze jest jednak to, że miałem na nogach buty. Nie pamiętam żebym gdzieś wychodził... Ale wszystko jest możliwe.

    No tak, zapomniałem dodać, że brakuje mi PIĘCIU SZTUK AMUNICJI...

PRZEJAŻDŻKA
Autor: postal
14 listopada 2003, 23:45

Mój Deawoo Polonez Atu Plus nigdy nie był w lepszej formie.

     Chciałem sprawdzić czy mechanik dobrze go wyregulował. Gość okazał się prawdziwym mistrzem w swoim fachu! Ta firma tuningowa całkowicie popieprzyła mi silnik.

     Wziąłem z domu parę bluntów, trochę pieniędzy na benzynę, panel od radia, płytę 6 Feet Deep i wyszedłem z domu. Na dworze było już ciemno i całkiem zimno. Szybko podszedłem do stojącego na parkingu samochodu, otworzyłem drzwi (centralny) i wsiadłem do śrogka. Skórzane siedzenia zdążyły zamarznąć, ale przecież jest podgrzewanie. Po kilku minutach w śrogku panowało przyjemne ciepło. Włączyłem muzykę i ruszyłem przed siebie. Silnik teraz pracował równo i wytwarzał przyjemny dla ucha warkot.

Zapaliłem blunta.

     Wymyśliłem, że pojadę za miasto. Przed siebie, bez wyraźnego celu. Na skrzyżowaniu jakiś szczyl w kadecie chciał się ścigać. To dobry test... Nie wysilałem się zbytnio. Mój samochód tylko wygląda (z grubsza) jak polonez. Z 2 litrowym silnikiem nie ma żartów. Długo walczył, może nazbyt długo, bo nie zmieścił się między ciężarówkę i terenowego nissana. Mam nadzieję, że nic mu się nie stało, ale zbytnio mnie to nie obchodziło, więc pojechałem dalej. Dawno nie widziałem zamku, więc skierowałem się na południe.

     Zamek w Chęcinach, to naprawdę piękny przykład warowni obronnej z XIII wieku. Podziwiając go nie mogłem nie zapalić kolejnego gibsa. Już miałem wracać, kiedy nadjechał jakiś samochód. Stałem na wąskiej nieoświetlonej drodze odbijającej na zachód od zamku. Fiat 125p minął mnie i nagle zaczął ostro hamować. Spokojnie czekałem. Po chwili ze środka wysiadło trzech nagrzanych chamów. Ryje mięli jak oderwani od pługa. Dwóch zostało przy samochodzie, a jeden (najbardziej odważny) chwiejnym krokiem zaczął iść w moim kierunku. Trwało to bardzo długo, więc ruszyłem mu na spotkanie. Nie chciałem bardzo obtłuc samochodu, więc tylko lekko go udeżyłem. Kiedy wreszcie wylądował w rowie po lewej stronie drogi. Pozostali dwaj ciągle mieli przygłupie wyrazy na paskudnych gębach i wytrzeszczali oczy. Zatrzymałem samochód i zgasiłem światła. Wziąłem do ręki P-226 Sig-sauer'a, które przezornie wożę zawsze w schowku i wysiadłem z auta. Wycelowałem w tego po prawej i wystrzeliłem. To straszne, ale chyba miałem zamiar go zabić...

     Chybiłem. Pocisk wybił okno kilkanaście centymetrów od miejsca w które celowałem. Drugi od razu rzucił się do panicznej ucieczki. Po drugim strzale, który tym razem dosięgnął celu (przednia opona) ten pierwszy skoczył do rowu, ale chyba wyrżnął w coś łbem, bo nie podniusł się. Podszedłem do fiata, otworzyłem przednie drzwi od strony kierowcy, wrzuciłem luz i lekko pchnąłem grata. Stoczył się sprawnie tyłem po lekko pochylonym asfalcie i bezpiecznie zaparkował w rowie mniej więcej w miejscu, gdzie skoczył jego właściciel.

     Do domu wruciłem już bez postojów, no nie licząc tego pod budką z hamburgerami.

Kończą mi się piwa, jutro znowu muszę iść na zakupy...

NIE NAWIDZĘ HIPERMARKETÓW!

FLASHBACK 1
Autor: postal
13 listopada 2003, 23:46

OJCIEC.

Mój ojciec umarł 5 lat temu. Zawał.

     Był oficerem z zawodu, a myśliwym z upodobania. Często toważyszyłem mu w wyprawach do lasu, polowaliśmy razem. Dom był ozdobiony głowami i porożami najróżniejszej maści. Lubił majsterkować przy samochodzie, naprawdę lubił swoją pracę w wojsku. Swoją pracę często zabierał do domu - był zapalonym kolekcjonerem broni.

     To jego nietypowe hobby szybko stało się moim udziałem. Moją pasją...

MATKA

Matka dołączyła do niego 3 lata później...

 

     Nie mogłem siedzieć sam w tym wielkim pustym domu w którego ścianach kryło się tyle wspomnień. Sprzedałem go pierwszej osobie, która zgłosiła chęć kupna i kupiłem mieszkanie na jednym z nowych blokowisk.

     Bloki mają tą zaletę, że dają pewną anonimowość. Mijam się z sąsiadami w windzie bez słowa, nikt o nic nie pyta, nie interesuje się, co robię w swoim mieszkaniu (pod warunkiem, że zbytnio nie hałasuję). Mógłbym zrobić rzeźnię, laboratorium produkujące narkotyki, a nawet wznieść ołtarz ofiarny, a nikt by niczego nie zauważył...

     Na początku byłem załamany - zostałem zupełnie sam, ale wkrótce zrozumiałem, że to nie powód do smutku, ale do radości. Pogodziłem się z tym i zacząłem życie na własny rachunek. Miałem ambicje skończyć studia, może zostać oficerem w armii?

     Cały czas jednak dręczyło mnie wrażenie, że świat usuwa mi się spod stóp. Małe niepowodzenia zaczęły pociągać za sobą kolejne, większe tworząc z biegiem czasu prawdziwą lawinę.

     Przez ostatni rok zrobiłem masę bardzo głupich rzeczy. Większości nie da się nigdy naprawić...

ZAKUPY
Autor: postal
13 listopada 2003, 23:44

ODEBRAĆ SAMOCHÓD Z WARSZTATU!!

 

LISTA ZAKUPÓW:

*REAL

- 2 x bagietka (TIP)

- zgrzewka piwa Dębowe 0,5l puszka

- konserwa mięsna (Slaughter no 5)

*PRACTICER

- zimowy płyn do spryskiwaczy

- 2 x toporek 600g TOPEX

- zimowy płyn do chłodnicy

- topór strażacki 5500g TOPEX

- łom 700 mm TOPEX

- osełka

- piła spalinowa Black & Decker 3,6KM 47cm (promocja!!)

- nafta (10 x 1l)

- mieszanka paliwowa do piły

- węgiel drzewny 10kg

- łopata TOPEX

- sół przeciw gołeledzi

KLATKA
Autor: postal
13 listopada 2003, 02:23

Ściany zwężają się, sufit wali mi się na głowę. Czuję, że się duszę, muszę wyjść...

NOTATKA 1
Autor: postal
12 listopada 2003, 20:48

INTERNET TO WSPANIAŁA RZECZ...

     Internet to chyba największy wynalazek naszej cywilizacji. W sieci zgromadzona jest cała wiedza, jaką ludzkość zdołała zgromadzić. To wspaniałe narzędzie...

Wspaniałe dla wariatów!!

     Do tej pory nie zdawałem sobie z tego sprawy. Aukcje internetowe, internetowe sklepy - pełna dyskrecja, wystarczy podać adres i czekać na paczkę, nikt o nic nie pyta...

     A wiedza praktyczna... Proszę, nie wiesz jak zrobić trotyl z węgla drzewnego, saletry i siarki? Od czego masz wyszukiwarke? Chcesz zrobić nitroglicerynę? Nic prostrzego, wszystkie składniki kupisz w SIECI. Bomba odłamkowa? Kawał rury, trochę śrub i nakrętek, zrobiony w kuchni proch czarny i zapalnik z żaróweczki... Napalm? Woda królewska? Neurotoksyny? Trucizny? Co tylko chcesz.

Wiedzieliście,  że pociski wystrzelone z wiatrówki gładkolufowe mają podobną prędkość początkową i siłe do broni konwencjonalnej małego kalibru? Hmmm, karabin wyborowy za 799zł.

 

Czas zrobić zakupy...

DZIEŃ NIEPODLEGŁOŚCI
Autor: postal
11 listopada 2003, 18:14

BÓL...

OTWIERAM POWIEKĘ, BÓL...

NIE CHCE WRACAĆ!!

ZAPADAM SIĘ W OTCHŁAŃ.

 

     Nie pamiętam, która była godzina. Było już ciemno za oknami, a ja dopiero odzyskiwałem świadomość.

Głowa... Strasznie bolała mnie głowa.

     Z otchłani niepamięci powoli zaczęły mi się wyłaniać kształty tego, co działo się wczoraj. A może dzisiaj??

Gaz jeszcze mam...

     Zagotowałem sobie wodę na herbatę. Kiedy ją piłem ciągle jeszcze nie byłem pewien, czy SEN już się skończył.

Śniłem koszmary.

Bładziłem gdzieś ulicami...

Bar??

     Nie pamiętam twarzy, ale słyszę głosy. Ten jeden głos...

Krew??

 

Od czego mamy w święta. To dobry czas na wspominanie przeszłości...

FURIA
Autor: postal
10 listopada 2003, 21:38

Więc jednak stało się...

WSZYSTKO CO MA KONIEC MA TEŻ SWÓJ POCZĄTEK

 

     Dzisiaj moja czara goryczy uległa przepełnieniu. Frustracja osiągnęła stan apogeum. Zdałem sobie sprawę, że nie mam ochoty dłużej pełnić funkcji obluzowanego trybu w zardzewiałej i wypaczonej maszynie, która gdzieś po drodze zatraciła swój pierwotny kształt i priorytetowe cele, zwanej przez wielu dumnie SPOŁECZEŃSTWEM. Cóż, można powiedzieć, że narodziłem się na nowo...

     Mieszkańcy pięknego kraju gdzieś daleko za ogromnym oceanem, gdzie każdy może posiadać broń długą bez żadnych specjalnych pozwoleń, nazywają podobny stan mianem POSTAL. U nas zwykło się mawiać DEPRESJA MANIAKALNA.

     W każdym razie odłączyłem (a raczej wyrwałem ze ściany) telefon, wyrzuciłem kluczyk od skrzynki pocztowej do ustępu, zlikwidowałem konto bankowe i poprzysiągłem, że już nigdy nie zapłacę żadnego rachunku czy innego podatku i ot tak dla zasady wepchnąłem książeczkę mieszkaniową w usta przerażonej pani z okienka w budynku administracji osiedlowej...

     Chcecie wiedzieć dlaczego tak mi odbiło? Dlaczego odrzuciłem swoją wygodną egzystencję, soje człowieczeństwo? Otóż to przez was!! Przez was wszystkich!! Może to właśnie ty jesteś tą grubą łysiejącą babą w kiosku ruchu, która widząc, że nadjeżdża mój autobus specjalnie z krzywym uśmieszkiem na obleśnej facjacie upuściła na podłogę mój bilet? A może ty to ta pieprzona urzędniczka na poczcie, która po dwóch godzinach stania w kolejce z satyswakcją w skośnych oczach odsyła mnie z kwitkiem, bo nie wziąłem z domu jakiegoś zasranego kwitka?? Bo chyba nie jesteś tym skurduplałym pierdzielcem wystrojonym w świecące dresy z bazaru, który dziś rano w autobusie próbował mnie naciągnąć na 79zł, tylko dlatego, że nie miałem zasranej ligytymacji studenckiej!!! Przecież jechałem na uczelnie!! Może tą cipą od psychologii, która nie zaliczyła mi kolokwium mówiąc prosto w oczy, że powinienem sie iść leczyć...

ŁAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!

     Jeszcze tej nocy ktoś umrze...