Archiwum styczeń 2008


PZZ
Autor: postal
Tagi: pzz  
31 stycznia 2008, 22:35
Nie.
To tylko Przewlekłe Zapalenie Zatok.
AGONIA
Autor: postal
Tagi: śmierć mózgu  
29 stycznia 2008, 12:15

Trudno mi zdefiniować to, co się ze mną dzieje.

Wiem, że jestem chory, ale nie potrafię stwierdzić, czy choroba jest natury somatycznej czy psychicznej.

Niby wszystko jest w porządku, przez mgłę tępego bólu ulokowanego gdzieś w mózgoczaszce, docierają do mnie bodźce z otoczenia, ale percepcja rzeczywistości jest jakaś inna, odrealniona.

Ogarnia mnie coś jakby depersonifikacja. Wydaje mi się, że tracę osobowość, charakter, temperament, usposobienie. Coś pożera moje ja, albo to ja wycofuje się ze mnie. Zaciera się granica między mną a światem zewnętrznym. Pamiętam fakty z przeszłości, ale do tych faktów nie są przypisane stany emocjonalne. Wszystko staje się szare, bezbarwne, przeźroczyste.

Z każdym kolejnym dniem ten nie stan ulega pogłębieniu. Może to ostatni zapis, jaki czynie mając świadomość. Jutro to już może nie mieć znaczenia.

 

Pamiętasz film „Przez ciemne zwierciadło”, który oglądaliśmy razem?

Dzieje się ze mną to, co z jego głównym bohaterem.

 

Zakażenie prionami? BSE? Guz mózgu? Leki? Demencja? Schizofrenia?

ZWATPIENIE
Autor: postal
Tagi: zwątpienie  
26 stycznia 2008, 19:49

Od kiedy przestałem pić, jestem innym człowiekiem.
Brzmi dobrze prawda? Może i brzmi, ale ani trochę nie jest!!
Czy kiedyś jeszcze będzie jak dawniej? Czy jeszcze kiedyś będzie normalnie?? Jak nie nerwobóle, to stany lękowe, jak nie lęki to doprowadzający do mdłości ból głowy.
Najgorzej jest rano. Muszę stoczyć z sobą walkę, żeby przemóc agorafobię i wyjść z domu. Na uczelnię, do pracy. Starać się nie myśleć o tym, że atak paniki może przytrafić mi się w najmniej oczekiwanym momencie.
Nie odczuwam przyjemności z życia, żadnej. Zasłużyłem.
Ale dlaczego muszę cierpieć?


Wczoraj dowiedziałem się jak silnie i jak szybko uzależniają benzodiazepiny zawarte w lekach na lęki, które biorę. Objawy zespołu odstawiennego są straszne, gorsze niż po wszystkim, co do tej pory rzucałem.
Boję się.
Od miesiąca moje życie to jeden wielki, pieprzony koszmar.

NEW LIFE
Autor: postal
Tagi: nowe życie  
20 stycznia 2008, 15:43

Nie ma przeszłości.

Jest tylko przyszłość.

GLOD
Autor: postal
Tagi: głód  
16 stycznia 2008, 21:29

     Trzeźwienie boli. Boli jak skurwysyn. Boli somatycznie, boli psychicznie.

     Już ani trochę nie dziwię się panom spod sklepu. Piją, bo dla nich jest już za późno, żeby wytrzeźwieć. Ból by ich zabił. Żaden człowiek by tego nie wytrzymał.

     Kiedy zaczynasz pić rusza zegar. Któż nie zna „kaca”, który pojawia się następnego dnia po piciu? No to teraz wyobraźcie sobie, że z każdym dniem, kiedy się klinuje „kac” się podwaja.

     Wyobraźcie to sobie i zapamiętajcie dobrze, bo to prawda. Ja piłem bez dnia przerwy przez jakieś 3 miesiące. 90 dni. „Kaca” mam do dzisiaj, a przestałem pić 15 dni temu. Oczywiście mój „kac” wygląda inaczej niż ten z następnego dnia. Jest 90 razy bardziej okrutny. 

     Myślę, że po jakimś czasie przekracza się granicę, zza której nie ma już odwrotu. Dlatego panowie spod sklepu piją, trzeźwienie by ich zabiło, albo skruszyło psychikę.

 

     Głód alkoholowy jest straszny. Organizm na przemian bólem fizycznym i psychicznym próbuje mnie zmusić do napicia się. Kusi wizjami przyjemności i ulgi, jaką odczuje.

     Napady głodu są coraz gwałtowniejsze i boleśniejsze, ale trwają coraz krócej.

     Nerwobóle serca, uczucie duszności, drżenie mięśni, nieznośne pobudzenie motoryczne, zawroty głowy. To da się przeżyć, ale od kiedy skończyły mi się leki uspakajające (nie mogę ich brać dłużej, bo silnie uzależniają) psychika mi siada. Irracjonalne lęki, napady paniki, myśli ksobne i te jakby nie swoje, halucynacje wzrokowe i słuchowe, urojenia, krótkotrwałe psychozy. Takie jazdy łapią mnie kilkanaście razy dziennie, w najmniej odpowiednich momentach (w autobusie, na zajęciach…). Nigdy nie wiem, kiedy się pojawią i kiedy się skończą. Paradoksalnie gdyby nie to, że wieloletnie eksperymenty z narkotykami niejako mnie na to „zahartowały” mógłbym podczas takiego ataku zrobić sobie lub komuś krzywdę.

 

Mam nadzieję, że kiedyś to minie.

Kiedy nadejdzie to kiedyś?

TALENTY
Autor: postal
Tagi: zdolności  
13 stycznia 2008, 22:50

Kiedyś umiałem pisać. Z głowy poprzez palce płynęły wartkim potokiem słowa, słowa zgrabnie składały się w spójne zdania. Zdania miały sens, niosły przekaz, coś sobą reprezentowały. Miałem styl, byłem dobry. To był mój unikalny talent, moja cecha wyróżniająca mnie z tłumu…

Teraz wszystko, co napisze przypomina bełkot zachlanego żula.

Straciłem jedyną właściwość, z której byłem dumny.

 

Bo talent krasomówczy utraciłem już dawno temu.

ZABAWKI
Autor: postal
Tagi: zabawki  
10 stycznia 2008, 21:02

Zabrałem sobie wszystkie zabawki.
Pozbyłem się wszystkich zewnętrznych motywatorów.

 

Teraz albo nauczę się tak żyć, albo wreszcie się zabiję.

Wiem już jak. To takie proste.

WITAMY WSROD ZYWYCH
Autor: postal
Tagi: z rzeczywistością zderzenie  
06 stycznia 2008, 17:57

Nie piję piąty dzień, nie ćpam trzeci.

 

     W nocy ciągle się pocę. Śnią mi się koszmary, ale ja lubię koszmary. Nie mam nic przeciwko, żeby ten objaw abstynencyjny został mi na zawsze. Pije kawę, dużo kawy. Staram się wyszukiwać sobie zajęcia, cały czas być w ruchu.

     Dzisiaj rozwiozłem parę CV. Tak chcę pracować, praca mnie uzdrowi, bo przyczyną konsekwencji jest nuda. Ktoś bardzo mądry zawsze mi to powtarzał, ale ja przecież wiem najlepiej.

     Wczoraj założyłem kartę w wypożyczalni. Ze zdumieniem odkryłem, że za cenę substancji psychoaktywnej, która wystarcza na 2-3 godziny można wypożyczyć 6 filmów. Sześć filmów to 10 godzin relaksu i jeszcze coś w głowie zostaje. Chyba mam nowe hobby.

     Zacząłem powoli porządkować sprawy, które od miesięcy olewałem. Na pierwszy ogień poszła skrzynka mailowa. Korespondencja z uczelni, z partii, do której przynależę (czy może przynależałem?), z młodzieżówki, której byłem regionalnym szefem, od pen-friendów z różnych zakątków świata. 50 listów, na które nie odpisałem…

 

     W sobotę P. odleciał do Hiszpanii. Nawet się nie pożegnaliśmy. Myślę, że dobrze się stało.

Tak będzie najlepiej.

THE END... INACZEJ
Autor: postal
Tagi: aa  
04 stycznia 2008, 15:07

Dobra, teraz TO już musi się skończyć.
Po tym, co mi się wczoraj stało…
Chcecie posłuchać? Obyście potrafili uczyć się na cudzych błędach.


 

     Zanim zacznę właściwą opowiastkę muszę zabrać czytelnika kilka miesięcy wstecz. Powiedzmy do końca września. Wtedy to się zaczęło, zaczęło się znowu, po krótkiej przerwie. Zacząłem pić. Nie będę wnikał, dlaczego znów zacząłem, ani z jakiej przyczyny przestałem. Dociekliwy czytelnik sam wyciągnie wnioski na podstawie analizy źródeł (chociażby tego bloga). W każdym razie jak już zacząłem, tak nie przestałem, ba piłem coraz więcej i więcej. Dwa piwa dziennie, 3 piwa dziennie, 5 piw dziennie, 6 piw dziennie, 200ml wódki, 300ml wódki, 350ml wódki, 400ml wódki i przez ostatni tydzień po pół litra.
     Piłem podstępnie. Nie upijałem się, miast tego „obcowałem” z alkoholem cały dzień. Popijałem po trochu od rana do wieczora. Po pewnym czasie, nie wiem już, jakim (uważny czytelnik zapewne ten moment też wyłapie, do czego zachęcam), kiedy wszystko wydawało się być pod kontrolą, nagle ni stąd ni zowąd pojebało mi się w głowie.
     Najpierw zacząłem unikać towarzystwa osób trzeźwych, ale że Niektórzy byli natrętni. Po prostu zwyczajnie się ich pozbyłem. Po pierwsze było mi wstyd, że pije, a ci Niektórzy byli lustrem, w którym się chcąc nie chcąc przeglądałem. Po drugie w mojej opinii zabierali (marnowali…) mi czas. Po trzecie po co mi tacy „nudni, nie umiejący się bawić” przyjaciele? Piłem sobie, piłem. Przyjechał do Polski na Święta mój przyjaciel od „strzykawki”. Wreszcie miałem z kim pić.
     Dobrze, już dobrze! Pić i ćpać. Sam też ćpałem. Niech już będzie, że to była politoksykacja.
     No i piliśmy sobie, piliśmy i ćpali. Minęły święta, minął nowy rok.


Tu zaczyna się właściwa historia.
     Nadszedł czas wywiązać się z noworocznej obietnicy. Nie piję. Jak to prosto powiedzieć.
     Już tego samego dnia zaczęło mnie boleć serce. Bólowi towarzyszyła uporczywa myśl, że jak się napije przestanie boleć. Wystarczy „ćwiarteczka”. Jestem twardy, nie piję. Ale zioło i owszem, zapalę. Ból jakby zelżał, potem się nasilił. Szklanka wytrawnego wina pomogła…
     Następnego dnia bolało bardziej, bólowi towarzyszył niepokój. Dotrwałem do wieczora. Wieczorem zapaliłem, nie pomogło. Łyknąłem Aviomarin i poszedłem spać. Nie piłem.
     Kiedy się obudziłem alleluja, nie boli!! Wykorzystałem to, żeby ogolić twarz, wykąpać się, nawet odkurzyć i uprzątnąć swój pokój (za łóżkiem znalazłem flaszkę… pustą). Kiedy usiadłem przed komputerem zaczęło boleć. Jak cholera. Około 20 przyszedł P. Oczywiście z gietem, pijany. Ostatnio pomogło, to i teraz pomoże. Po pierwszym bluncie rzeczywiście poczułem się lepiej. Za to po drugim…
     Ból wzmagał się. Zaczął promieniować na lewy bark, łopatkę i rękę. Wyprosiłem kumpla i poszedłem do domu. W domu dostałem napadu lękowego. Uczucie nadchodzącej szybko, coraz szybciej śmierci. Niezmiernie ciekawe, ale bardzo nieprzyjemne uczucie, tylko 2 osobom na calutkim świecie życzyłbym podobnego doświadczenia. Miotałem się po mieszkaniu, nie mogłem usiąść ani się położyć, nie mogłem na niczym skupić uwagi. Mama zaczęła się niepokoić.
- Co ci jest?
- Nie wiem. Serce.
     Wyszedłem z psem. Na dworze poczułem się lepiej, ale po chwili przemarzłem do szpiku kości i miałem dość. Po powrocie do domu objawy się nasiliły. Ból serca promieniował do czubków palców lewej ręki, ręka zaczęła drętwieć. Wziąłem „Małą Encyklopedię Zdrowia”. Symptomy idealnie pasują do zawału serca… Jak również do delirium tremens… Wspominałem, że poprzedniej nocy przepociłem pościel? Poprzedniej podobnie.
     Taki POSTAL twardy, tak mu się samounicestwienie marzy, a bał się jak (nie mam porównania). „Specyficzny lęk przed nadchodzącą śmiercią”. Ja po prostu muszę sprawdzić, czy to samo się czuje, kiedy ktoś mierzy do Ciebie z broni. To nie może być prawda.
     Spanikowałem poprosiłem mamę, żeby się ubierała i pojechała ze mną do przychodni.
Ha, idę o zakład, że byle mięczak chwyciłby za telefon i wezwał pogotowie. Ja dzielny zabójca dzieci zadzwoniłem po taksówkę. Podejrzane wydawało mi się, że moje ciało funkcjonuje bez zarzutu, a myśli są krystalicznie czyste. Chyba przy zawale leci się przez ręce, traci przytomność, cokolwiek. Ja tylko czułem, że umieram, poza tym mógłbym tańczyć.
     Ale nigdy kurwa zawału nie miałem!! Chciałem się upewnić. Podjechaliśmy do dyżurującej przychodni, gdzie bezzwłocznie mnie obsłużono.
EKG – zdrowy jak koń.
Stetoskop – zdrowy jak koń.
Ciśnienie – podręcznikowe.
- To nerwoból proszę pana.
     O nie, wcale nie przestało boleć. „Specyficzny lęk przed nadchodzącą śmiercią” zelżał tylko nieco. Racjonalnie.
     Dostałem receptę. Na silne leki uspakajające. Pomogło doraźnie, usnąłem niemal od razu. Dzisiaj znów boli. Znów się pocę, znów nie mogę skupić uwagi. Znów kręcę się w kółko.
     Przechodzi na kilkanaście minut po mocnej kawie. Inna używka o podobnym działaniu na CUN.


Zaraz idę do Centrum Profilaktyki i Edukacji.
Zapisać się do AA i AN.

PRZEBUDZENIE NIGDZIE
Autor: postal
Tagi: help me  
02 stycznia 2008, 14:14

Zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo jest ze mną źle.
Ta prawda boli, boli bezsilnością. Bo ja nad tym nie panuje. Ja to muszę. Mój organizm też musi, w przeciwnym razie boli naprawdę. W co ja się wpakowałem.
Spierdoliłem sobie kawałek życia i nieodwracalnie wpłynąłem na jego dalsze losy. Miałem wszystko... Dlaczego spierdoliłem?


Potrzebuję pomocy, bo sam sobie nie poradzę. Niech mi ktoś pomorze.